Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Domyślił się również, iż Harry przekazywał wiadomość przez telefon i powiedział, że denat był „rzeczoznawcą od panienek”, a potem usiłował w nieprzekonujący sposób to przerobić. Kiedy wyszedł z „Czerwonego Lwa” i spojrzał na drugą stronę ulicy, by sprawdzić czy coś nie nadjeżdża, zobaczył Sylwię, swoją sekretarkę. Najwidoczniej czekała na niego. Przepuścił parę przejeżdżających autobusów i szybko zaczął przechodzić przez jezdnię. Znowu zatrzymał się, przepuszczając dwa samochody z proporczykami Sztabu Generalnego. Trafiły na wyboje po zasypanych lejach bombowych i ochlapały go wodą. Zaklął, ale niewiele to pomogło. — Kochanie — powiedziała Sylwia. W jej głosie nie słychać było szczególnej namiętności, ale Sylwia nigdy się nią specjalnie nie odznaczała. Douglas objął ją ramieniem, a ona podstawiła mu chłodny policzek do pocałunku. — Martwiłem się przez cały ranek. W liście napisałaś, że odchodzisz. — Wybacz mi, kochanie — odparła Sylwia. — Pogardzałam sobą od chwili wysłania tego przeklętego listu. Powiedz, że mi wybaczasz. — Jesteś w ciąży? — Nie mam całkowitej pewności. — Do diabła, Sylwio, wysłałaś list, w którym piszesz mi... — Nie krzycz na ulicy, kochanie. — Zakryła mu usta dłonią. — Może nie powinnam tu przychodzić? — Po trzech dniach musiałem zameldować o twojej nieobecności. Herbaciarka pytała, gdzie jesteś. Nie mogłem dłużej cię kryć. — Oczywiście, wcale nie chciałam, żebyś ryzykował, kochanie. — Telefonowałem do twojej ciotki w Streatham, ale powiedziała mi, że nie widziała cię od paru miesięcy. — Tak, muszę się z nią zobaczyć. — Czy mnie wreszcie posłuchasz, Sylwio? — Puść moją rękę, to boli. Przecież słucham. — Skądże. W ogóle nie wiesz, co do ciebie mówię. — Podobnie jak ty. Nigdy nie zwracasz uwagi na to, co j a do ciebie mówię. — Masz wciąż przepustkę SIPO. — Jaką przepustkę? — Swoją przepustkę do Scotland Yardu. Piłaś, czy co? — Co ci przychodzi do głowy?! No i co z tego, że mam? Czy myślisz, że pójdę na Petticoat Lane i sprzedam ją temu, kto da więcej? Przecież do tego obrzydliwego budynku nikt nie chciałby wejść z własnej woli. — Przejdźmy się — rzekł Douglas. — Czy nie wiesz, że na Whitehall są regularne patrole żandarmerii? — O czym ty mówisz? — Uśmiechnęła się. — Lepiej byś mnie pocałował. Czy nie cieszysz się, że mnie widzisz? Pocałował ją pospiesznie. — Oczywiście, że się cieszę. Przejdźmy się w stronę Trafalgar Square, dobrze? — Dobrze. Przeszli obok Whitehall, koło uzbrojonych strażników stojących nieruchomo przed niedawno zajętymi biurami. Byli już koło Whitehall Theatre, gdy zobaczyli żołnierzy dokonujących wyrywkowej kontroli dokumentów. W poprzek ulicy stały trzy ciężarówki ze świeżo wymalowanymi znakami dowództwa niemieckiej Grupy Armijnej L (Dystrykt Londyn) — schematyczny rysunek Tower Bridge zwieńczony gotycką literą L. Żołnierze byli w polowych bluzach maskujących, a na ramionach mieli pistolety maszynowe. Szybko i sprawnie rozkładali kolczastą zaporę, która miała dziurawić opony pojazdów, blokując jezdnię tak, że dla ruchu w obu kierunkach otwarte było tylko jedno pasmo. Samochód dowodzenia punktem kontrolnym stał u stóp pomnika Karola I. Niemcy szybko się zorientowali, pomyślał Douglas, że Policja Metropolitalna w centrum Londynu zawsze właśnie tutaj przeprowadzała kontrole. Inni żołnierze ustawili taką samą zaporę za ich plecami. Sylwia nie okazała niepokoju, ale zaproponowała, że będzie lepiej, jeżeli skręcą na Whitehall Place i pójdą w stronę Embankment. — Nie — odparł Archer. — Zawsze najpierw organizują blokadę bocznych ulic. — Pokażę moją przepustkę — zaproponowała. — Czyś ty zupełnie upadła na głowę? — spytał Douglas. — W budynku Scotland Yardu mieści się SD, Gestapo i inne takie instytucje. Możesz sobie tę przepustkę lekceważyć, ale Niemcy uważają, że jest ona najcenniejszym dokumentem, jaki może otrzymać obcokrajowiec. Nie przychodziłaś do pracy i nie powiadomiłaś o chorobie, a mimo to zatrzymałaś przepustkę. Gdybyś przeczytała niemieckie przepisy, które podpisywałaś, przekonałabyś się, że jest to traktowane na równi z kradzieżą. W chwili obecnej twoje nazwisko i numer przepustki znajdują się na liście Gestapo. Każdy patrol od Land’s End do John O’Groats ma cię szukać. — No to co mam zrobić? — Nawet teraz w jej głosie nie było słychać lęku. — Nic. Ale zachowuj się spokojnie. Mają tu tajniaków, którzy zwracają uwagę na każdego, kto w jakiś sposób odbiega od normy. Żołnierze zatrzymywali wszystko i wszystkich — samochody sztabowe, piętrowe autobusy. Nawet w karetce pogotowia dowódca sprawdził dokumenty kierowcy i chorego. Nie zwracali uwagi na deszcz, od którego ich hełmy zaczęły błyszczeć, a bluzy maskujące pociemniały. Cywile natomiast starali się ukryć przed słotą w wejściu do Whitehall Theatre. Wystawiano tu dziś rewię „Wiedeń odwiedza Londyn”. Na plakacie rozebrane dziewczyny kryły się między białymi skrzypcami. Douglas schwycił Sylwię za ramię i, zanim zdążyła zaprotestować, brutalnie zatrzasnął na jej przegubie kajdanki. — Co ty do cholery wyprawiasz?! — krzyknęła, ale Douglas już ciągnął ją za sobą obok czekających ludzi. Zaczął przepychać się jeszcze gwałtowniej i w ślad za nim rozległo się kilka pełnych oburzenia pomruków. — Dowódca patrolu! — zawołał rozkazującym tonem. — Dowódca patrolu! — Czego pan chce? — odezwał się młody, pryszczaty feldfebel. Na jego piersi wisiała metalowa odznaka służbowa żandarmerii wojskowej