Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Najpierw mnie wysłuchaj - droczył się z Shani. - Wysłuchaj, albo wyrzucę zabawkę w morze. Do kata! Chcę ci powiedzieć coś ważnego! Kolejny wybuch płaczu i krzyków. Simon potrząsnął głową i znów podrażnił dziewczynkę, machając zabawką tuż przed jej nosem. - Bądź grzeczna, albo ci ją zabiorę. Shani przestała sięgać po zabawkę, zmarszczyła brwi, a potem odwróciła się do niego plecami. Simon mimo woli parsknął śmiechem. - No dobrze - rzekł, opanowując się z trudem. - Poddaję się. Masz. Podał dziewczynce drewnianą syrenę, przesuwając ją po podłodze. Shani porwała ją szybko, a potem odwróciła się i spojrzała pytająco na Simona. - A, więc teraz wreszcie mnie wysłuchasz? Piękne dzięki. Złożył ręce na podołku i odchylił się w tył, usiłując usiąść wygódniej. Dziewczynka patrzyła oczekująco, jakby się spodziewała bajki na dobranoc. - Słuchaj, maleńka. Chcę tylko, byś mi zaufała. Przyznaję, że łotr ze mnie nie lada. Ale nie zrobiłbym ci tego, gdybym miał jakikolwiek wybór. Nie mam go, niestety. Jeżeli nie odwiozę cię Biagiowi, drań zabije moją dziewczynę, a do tego nie mogę dopuścić. Czy rozumiesz, co do ciebie mówię? Cóż robić, takie jest życie. Nie mam nic przeciwko tobie, ale muszę ratować Eris... Więc, mówi się trudno. Mam rację? Shani patrzyła poważnie i nawet nie mrugnęła. - Wiesz, twój ojciec też dokonał niełatwego wyboru. Tak jak ja. Mógł zostać z tobą i twoją matką, ale zżerała go nienawiść, której nie umiał się przeciwstawić. Podobnie jest ze mną. Kocham Eris. Gdyby cokolwiek się jej stało... Przerwał. Pomyślał nagle o Dyanie i stracie, jaką przez niego poniosła. - Cóż, w tej chwili to i tak nieważne - dokończył cicho. Sięgnął dłonią i musnął jasne włoski dziewczynki, zachwycając się ich miękkością i delikatnością. Jak to się niekiedy zdarzało, Shani pochyliła się ku niemu, czekając na dalsze pieszczoty. Simon uśmiechnął się do niej ze smutkiem. - Ależ ze mnie drań... - szepnął. Był takim samym łajdakiem, jak Biagio. Albo Bovadin. Mógł stanąć obok Savrosa z jego nożami i pokręconą psychiką. Kimże byli, jeżeli nie złymi, chciwymi władzy ludźmi? A on? Kim był, jeżeli nie ich cieniem? W młodości, na Crote, wierzył w ideały i uważał się za człowieka szlachetnego. Wierzył, że świat można zmienić, jeżeli ma się dostatecznie silną wolę. Niestety, głęboko się mylił. - Mam nadzieję, że jakoś wyjdziesz z tego cało - zwrócił się do dziewczynki. - Jeżeli przeżyjesz, czego ci raczej nie wróżę, mam nadzieję, że wrócisz do swoich rodziców i spędzisz z nimi na Lucel - Lorze długie, szczęśliwe życie. Trzymaj się z daleka od Nar, maleńka. Ten kraj cię zniszczy. Shani wypuściła z rączek drewnianą syrenkę i ruszyła do Simona. W kajucie było zimno, za zimno dla dziecka, Simon więc objął ją, przytulił i zaczął kołysać. Dziewczynka wtuliła się w jego ramiona i uszczęśliwiona ciepłem, zaczęła oddychać spokojnie i miarowo. - Będziesz pamiętała, co ci obiecałem? - spytał ją. - Pomogę ci, jeżeli będzie to w mojej mocy. Zrobię dla ciebie, co tylko będę mógł. Wiedział, że to czcza obietnica. Zamknął oczy, przepojony nienawiścią do samego siebie. Jego obietnica nic go nie kosztowała. Porywając Shani, właściwie ją zabił. Kiedy dotrą na Crote, dziewczynka będzie zgubiona. Trzymając dziecko w ramionach, odchylił się w tył, czując ucisk rękojeści sztyletu, który miał zatknięty za pas. Zawsze miał go przy sobie, ale przypomniał mu o nim dopiero ten niewielki ból. Może byłoby lepiej dla nich obojga, gdyby po prostu poderżnął im gardła? Słońce zapadło się już pod fale. Brak światła w bulaju okrył kajutę cieniem. Simon sięgnął do rękojeści sztyletu i wyjął go ostrożnie, tak by dziewczynka nie zobaczyła broni. Spojrzawszy na ostrze, zamyślił się głęboko. Samobójstwa popełniali idealiści. Samobójstwo wymagało pewnej szlachetności