Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Co wieczór zamykała się więc w dawnej bieliźniarce w porach, kiedy do ojca zwykle przychodził Boko. Układali wtedy swoje plany, których ujawnienie mogło kosztować głowę obydwóch. Najczęściej narady te trwały od dziesiątej do jedenastej wieczorem. Tego wieczoru bliska była zrezygnowania z cowieczornego zwyczaju. W końcu jednak zdecydowała się. Postanowiła wziąć się w garść i w miarę konsekwentnie realizowała ten zamiar. Na wstępie dokonała wielkiego zwycięstwa nad sobą, rezygnując z codziennych koktajli z neowina. Przez dwa ostatnie tygodnie wypiła może trzy. Tym bardziej postanowiła i tego wieczoru odsłuchać swoją godzinkę. Spóźniła się jakieś dziesięć minut. Boko tłumaczył coś ojcu podnieconym tonem. - To pewna wiadomość, panie prezydencie. Wylądują na Księżycu. Nie wiem tylko, w której bazie. - Musimy mieć absolutną pewność - Borisov widocznie nie był pewien informacji Alfreda Boko. - Za wiarygodność tego źródła gwarantuję głową. - Nie rób tego synu - mruknął ojciec. - Dzisiaj ludzie nie mają już takiego poczucia humoru jak kiedyś. Ktoś w końcu potraktuje cię poważnie. - Zaryzykuję, panie prezydencie. - W takim razie proszę wszystkich ludzi nastawić na to jedno zadanie. Wszystkich! Jutro zacznę przygotowania. Musimy mieć pierwszorzędnych fachowców, jeżeli chcemy im uszkodzić silniki. To są jakieś prototypowe jednostki, na których znają się praktycznie tylko inżynierowie z Saturna. To nie ma nic wspólnego z wiedzą. Twoi ludzie mają zainstalować trzy ładunki wybuchowe pod lustrami fotonowymi i nastawić mechanizm wybuchowy na trzydzieści minut. Nie chcemy przecież, żeby razem z mutantami wyleciało w powietrze pół Księżyca, prawda? Dałbym godzinne opóźnienie - odparł Boko. Feniks to olbrzyma jednostka. Jego wybuch może uszkodzić nasze instalacje nawet z odległości uznawanej normalnie za bezpieczną. - Ale ani sekundy dłużej. Alicja prawie zamarła z wrażenia. Wreszcie dowiedziała się tego, co zmuszało ją przez tyle czasu znosić upokorzenie aresztu domowego. Ucieczka była koniecznością. Miała jednak rację. Ojciec chciał za wszelką cenę zabić ich wszystkich. Gdyby miała pewność, że Peta nie będzie wśród zabitych, to nie zaprzątałaby sobie głowy resztą. Takiej pewności jednak nie miała. Bezszelestnie wyszła z pokoju i starając się zachowywać naturalnie ruszyła na dach, gdzie znajdowało się lądowisko. Boko zazwyczaj przylatywał do pałacu własnym stratem. Tę część planu miała opracowaną od dawna. Codziennie, około jedenastej wieczorem chodziła więc na dach i oswajała strażników ze swoim widokiem. Zazwyczaj kręciła się bez celu po całym lądowisku obserwowana przez kamery z wieży kontrolnej. Strat Boko stał pośrodku, zasłonięty przez trzy inne jednostki. Jeżeli jej plan miał się udać, musiała się w nim znaleźć tuż przed jego właścicielem. Boko, po rozmowie z ojcem, wracał najczęściej jeszcze na godzinę do gmachu policji. Stamtąd mogła już wyjść spokojnie, bo nikomu nie przyszło do głowy zabierać jej dokumentów, a przede wszystkim laissez passez na okaziciela. Nawet ojciec był tak pewien tego, że nie może się wydostać z pałacu bez jego wiedzy, że najprawdopodobniej w ogóle się tą sprawą nie zainteresował. Teraz musiała czekać, starając się znikać z oczu kamery co jakiś czas, żeby ich do tego przyzwyczaić. W momencie, kiedy Alicja opuściła bieliźniarkę, na biurku prezydenta zamrugała lampka kontrolna. Bo - risov rzucił na nią okiem i uśmiechnął się z zadowoleniem. Sprytna mała - mruknął z uznaniem. - A teraz do rzeczy! Prawdziwy sabotaż polegać będzie na umieszczeniu w reaktorze trzech gram pewnego proszku, który zwalnia reakcję syntezy termojądrowej. Po trzech miesiącach jest on już nie do użytku. Ktoś, kto będzie wykonywał to zadanie musi zostać przeszkolony jednocześnie w zakładaniu ładunków wybuchowych pod lustrami silników. Sprawdzałem na planach. Do luster można się dostać tylko przechodząc obok komory reaktora. Ten człowiek musi zostać tak przeszkolony w czasie hipnozy, żeby przechodząc koło tego miejsca zaczął nieświadomie wykonywać potrzebne czynności. Należy ich wykonać dwanaście