Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Tym się nie przejmuję. Prawdę mówiąc, pomysł wierceń naftowych na biegunie południowym nigdy mnie specjalnie nie ekscytował. - A powinien! - rzucił Clayton Bryce, nagle rozzłoszczony. - Potrzebny nam ten dochód. A potrzebny nam dlatego, że kilo- metrowej wysokości wieżowce nie są zyskowne. Babel to worek bez dna - nasze prawnuki będą już na emeryturze, kiedy wyjdzie na swoje, o ile w ogóle. Minaret ledwo zarabia na siebie, Feniks ma daleko do wyjścia na plus, a my tymczasem obciążamy się ta- kim wypływem gotówki, że pewnie nie pozbieramy się przez sto lat. - Ale pomyśl o tym, Clayton - odrzekł Gant, rozpraszając wszystkie przyziemne finansowe problemy kolejnym wzrusze- niem ramion. - Wieża stercząca na milę w niebo. Nie widzę żad- nego równie nadzwyczajnego osiągnięcia ludzkiego. Najwyższa budowla w historii świata. - A jeśli przez nią zbankrutujemy? - Cholera, nie zbankrutujemy tak od razu. Wymyślimy jakiś nowy produkt, aby ją sfinansował. A poza tym wcale nie musimy rezygnować z Antarktydy, skoro rzeczywiście uważacie, że to ko- nieczne. C.D. może skontaktować się z innymi państwami Paktu i pociągnąć za sznurki. - To może potrwać lata, panie Gant... - Niech sobie potrwa. Zamierzam być w interesie jeszcze ja- kieś czterdzieści czy pięćdziesiąt lat. Mogę poczekać. - ...a poza tym wszyscy będą nalegać, by przed zawarciem ja- kichkolwiek umów zrobić coś z tym Dufresne. - Aha, wracając do Phila Dufresne... może by pobić go bronią ekonomiczną? Taki rodzaj przemocy mogę przeboleć. Jakie są postępy w śledztwie dotyczącym jego źródeł finansowania? Clayton pokręcił głową. - Zerowe. - Całkiem zerowe? - Sprawdzaliśmy plotki, że jest finansowany przez terrory- stów lub konkurencyjne firmy, że posiada kopalnię diamentów w Afryce lub plantację koki w Ameryce Południowej albo jest byłym dealerem obligacji śmieciowych, który zdecydował się na uczciwe życie. Sprawdziliśmy nawet podejrzenie, że jest wspie- rany przez Komisję Trójstronną. Nic z tych rzeczy się nie spraw- dziło. _ Więc próbujcie dalej - zdecydował Gant. - A ty, Vanna, zbierz wszystkich z Opinii Publicznej i... _ To niepoważne - przerwała mu Vanna. - Tracimy miliony ra- zem z tym lodołamaczem. Kto wie, ile jeszcze milionów... - mi- liardów tracimy na potencjalnych dochodach z Antarktydy. Wszystko to przez zaledwie jeden atak tego drania, a pan co chce zrobić? Rozpętać przeciw niemu kampanię reklamową. Rozwalić mu skarbonkę. Pogrozić mu palcem. Dlaczego po pro- stu go nie zabijemy? - Nie - powiedział Gant, ucinając dyskusję. - Philo Dufresne jest wcieleniem etosu, który zbudował ten kraj, a takich ludzi się nie zabija. Można się z nim sprzymierzyć lub pokonać go. I robi się to, wykazując jeszcze więcej amerykańskiej pomysłowości, niż on zużył na pokonanie ciebie. - Wygląda to na bardzo drogi rodzaj patriotyzmu - zauważył C.D. Singh. - To mój rodzaj patriotyzmu. A ponieważ to moja firma, mój rodzaj patriotyzmu obowiązuje. Od teraz nie chcę słyszeć ani słowa o zabijaniu. Pokonamy Dufresne, ale uczynimy to w uczci- wy sposób. Przejdźmy do następnego punktu porządku. Ciągle czerwona Vanna Domingo sprawdziła na swym Elek- trycznym Clipboardzie. - Następny punkt to informacja o twojej byłej żonie. Ma to wiele wspólnego z tą wielką rybą, która wyskoczyła ze studzien- ki przed szkołą dzisiaj z rana. Nasze służby bezpieczeństwa wy- kryły podczas rutynowego dochodzenia, że na drugim końcu tej eksplozji znajdowała się Joan Fine. Jej celem była jednak ryba, a nie pan. - Czy wszystko z nią w porządku? - Gant wychylił się w przód, bardziej zainteresowany niż poprzednio. - Nie zginęła, prawda? - Nie zginęła - odpowiedziała Yanna, w myślach dodając: Ale szkoda. - Zakład Ścieków Komunalnych znalazł ją w suchym tu- nelu i zabrał do szpitala East River. Była przytomna i bez obra- żeń - zaledwie kilka zadrapań - ale zdecydowali, że zostanie na obserwacji. Dyrektor Zakładu Ścieków wydał komunikat, w któ- rym twierdził, że całe to zdarzenie było zbiorową halucynacją. - Kolejny facet, którego niegłupio byłoby zatrudnić. Zapisz sobie, Yanna: chcę dostać numer pokoju Joan w tym szpitalu 1 godziny odwiedzin. Yanna spojrzała na niego. - Nie może jej pan odwiedzać. Ona zdradziła tę korporację. Jest wyklęta. - Uspokój się, Yanna. Chcę jej wysłać kartkę z życzeniami zdrowia i tyle. - Ale ona nie jest ranna. - Dowiedz się o numer pokoju, Yanna. - Tak jest. Pukanie do drzwi sali konferencyjnej. Zajrzał dyrektor Dzia- łu Usługowego Feniksa. - Przepraszam najmocniej, że przeszkadzam, ale... panie Gant, to trochę awaryjna sprawa... Gant westchnął. - Co znowu? - Właśnie zadzwonili do mnie z recepcji na dole