Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
O nie, zaprawdę nie jestem skłonny zachwycać się popularnością cesarza; przeciwnie, wolałbym stracić przyjaźń Rosjan niż wolność umysłu, której używam, by stwierdzać ich podstępy i używane przez nich sposoby oszukiwania nas i samych siebie, ale nie obawiam się zbytnio ich gniewu, bo im oddaję sprawiedliwość myśląc, że w głębi serca sądzą 15 Przeczytaj broszurę M. Tołstoja pod tytułem: „Rzut oka na prawodawstwo rosyjskie” itd. 74 swój kraj bardziej surowo niż ja, bo znają go lepiej ode mnie. Potępiając mnie głośno, przebaczą mi po cichu, a to mi wystarczy. Podróżny, który by zezwolił, by pouczali go ludzie tutejsi, mógłby przebiec całe państwo od krańca do krańca nie ujrzawszy nic innego niż długi ciąg fasad: tego właśnie potrzeba by się podobać moim gospodarzom, ja to widzę, ale za tę cenę ich gościnność kosztowałaby mnie za drogo, wolę zrezygnować z ich pochwał niż stracić prawdziwy, jedyny owoc mojej podróży: doświadczenie. ...Ja się lubuję w dygresjach, wiesz o tym od dawna; nie lubię zostawiać na uboczu dodatkowych myśli, jakie narzuca mi temat. Ten rodzaj bezładu pobudza moją wyobraźnię, zakochaną we wszystkim, co przypomina wolność. Nie wyleczyłbym się z tęgo, chyba że trzeba by za to przepraszać za każdym razem i pomnażać oratorskie zastrzeżenia, by urozmaicić przejście z tematu na temat, bo wówczas wysiłek górowałby nad przyjemnością. Peterhof wraz z otoczeniem jest dotychczas najpiękniejszym krajobrazem, jaki widziałem w Petersburgu. Niezbyt wysoka skała wznosi się nad morzem, które zaczyna się na krańcu parku, około jednej trzeciej mili poniżej pałacu zbudowanego obok tej skałki, pękniętej prawię do szczytu. W tym miejscu zrobiono wspaniałe rampy. Schodzimy z tarasu na taras aż do parku, gdzie znajdujemy bujne kępy drzew, imponujące gęstym cieniem i rozległością. Park ozdabiają wodotryski i sztuczne kaskady w rodzaju wersalskich, jest dość urozmaicony jak na ogród zaplanowany w stylu Le Nôtre'a. Znajdują się tu różne wzniesienia, z których widoczne jest morze, wybrzeże Finlandii, następnie arsenał marynarki rosyjskiej, wyspa Kronsztadt z jej granitowymi balustradami na poziomie wody, a dalej, o dziewięć mil w prawo, Petersburg, białe miasto, które z daleka wydaje się wesołe i błyszczące i które ze swymi gromadami pałaców o malowanych dachach, ze swymi wyspami, świątyniami o gipsowych kolumnach, swymi lasami dzwonnic podobnych do minaretów, przypomina pod wieczór las jodłowy, którego srebrne piramidy zapalił pożar. ...Gdy pomyślę o wszystkich przeszkodach, które pokonał człowiek, aby żyć tutaj społecznie, aby zbudować miasto prawdziwie królewskie w tej siedzibie wilków i niedźwiedzi, jak mówiono Katarzynie, i aby je tu utrzymać ze wspaniałością odpowiednią dla próżności wielkich władców i wielkich ludów, to patrząc na byle sałatę, na byle różę, mam chęć krzyczeć, że to cud. Jeżeli Petersburg jest otynkowaną Laponią, Peterhof jest pałacem Armidy pod szkłem. Trudno mi uwierzyć, że jestem na świeżym powietrzu, gdy widzę tyle rzeczy wspaniałych, delikatnych, błyszczących i gdy myślę, że o kilką stopni wyżej rok się dzieli na cztery równe części: jeden dzień, jedna noc i cztery szarówki po trzy miesiące każdą. Zwłaszcza wtedy nie umiem powstrzymać podziwu. Podziwiam tryumf woli ludzkiej wszędzie tam, gdzie go stwierdzam, co mnie nie zmusza do zbyt częstego podziwu. W parku cesarskim Peterhofu jadąc milę powozem nie przejeżdża się dwa razy tej samej alei, a więc wyobraź sobie cały ten park w ogniu. W tym lodowatym, pozbawionym żywego światła kraju iluminacje są prawdziwym pożarem, rzekłbyś, noc ma nas pocieszyć za dzień. Drzewa giną pod dekoracją z diamentów, w każdej alei jest tyleż lampionów co liści, to Azja, nie ta prawdziwa, współczesna, lecz bajeczny Bagdad z „Tysiąca i jednej nocy”, najbajeczniejszy Babilon Semiramidy. Podobno w dniu imienin cesarzowej sześć tysięcy powozów, trzydzieści tysięcy pieszych i niezliczona ilość ludzi wyruszą z Petersburga, by się rozłożyć obozem wokół Peterhofu. To jedyny dzień i jedyne miejsce, gdzie widziałem w Rosji tłumy. Mieszczański biwak w zupełnie wojskowym kraju to ciekawostka. Nie żeby na festynie brak było wojska, część gwardii i korpus kadetów też obozuje wokół rezydencji panujących, a wszyscy ci ludzie, oficerowie, żołnierze, kupcy, chłopi pańszczyźniani, panowie, magnaci błądzą razem po gajach, skąd dwieście pięćdziesiąt tysięcy lampionów wygnało noc. 75 ...Podobno wszystkie lampiony parku zapala w trzydzieści pięć minut tysiąc ośmiuset ludzi, a część iluminacji znajdującą się naprzeciw pałacu zapala się w pięć minut. Obejmuje ona między innymi kanał, który odpowiada głównemu balkonowi pałacu, i biegnie przez cały park w stronę morza. Ta perspektywa oddziaływuje magicznie, lustro wody kanału jest tak okolone światłami, odbija tak żywe blaski, że można je wziąć za ogień. Może Ariosto miałby dość olśniewającą wyobraźnię, żeby Ci odmalować w mowie wróżek tyle cudów. Jest i smak, i fantazja w użytku, jaki się tu robi z tej niezwykłej masy światła: różne grupy lampionów, pomysłowo rozrzucone, mają oryginalne formy: są to kwiaty wielkie jak drzewa, słońca, wazony, kolebki z pędów wina imitujące włoskie pergole16, obeliski, kolumny, mury powycinane na mauretański sposób, słowem cały fantastyczny świat przechodzi nam przed oczami nie zatrzymując naszych spojrzeń, bo cuda następują po sobie z niewiarygodną szybkością. Od ognistej fortyfikacji odciągają nas draperie, koronki z drogich kamieni, wszystko błyszczy, wszystko płonie, wszystko jest z ognia i z diamentów. Aż strach bierze, by to wspaniałe widowisko nie skończyło się tak jak pożar – kupą zgliszcz