Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Danica poderwała się na nogi, ale Rufo był już gotowy. – Dokąd uciekniesz? – rzucił niejako mimochodem. Danica ponownie spojrzała w stronę głównego wejścia, a Rufo zarechotał na ten widok. – Należysz do mnie. – Postąpił krok naprzód, a stopa Daniki wystrzeliła w górę, trafiając go w mocno w pierś i odrzucając w tył. Obróciła się na pięcie, wyrzucając drugą nogę w górę, a Rufo, nie pojmując jej zamiarów, tylko wybuchnął śmiechem i odsunął się, przekonany, iż znalazł się poza zasięgiem ciosu. Kiedy stopa mniszki minęła jego głowę, dał krok do przodu i w tej samej chwili Danica, która wcale w niego nie mierzyła, zrealizowała swoje zamierzenie. Jej noga uderzyła w górną część drzwi biblioteki, rozłupując drewno w drobny mak. Rufo wszedł w strugę słonecznego światła, które wpadło przez otwór. Cofnął się i uniósł ręce, by osłonić się przed palącymi promieniami. Danica rzuciła się do drzwi, zamierzając poszerzyć wyrwę i wydostać się na otwartą przestrzeń, ale pięść Rufa dosięgła jej ramienia i choć dziewczyna była na tyle szybka, że zniwelowała część siły ciosu, została wyrzucona w powietrze. Wylądowała na ziemi i poturlała się, by wytracić impet, a gdy się podniosła, była już o dobrych kilkanaście stóp od zbawiennych drzwi. Do tej pory Rufo zdążył przejść przez promień słonecznego światła i skutecznie zagrodził jej drogę do wyjścia. – Diabli nadali – mruknęła Danica i przekleństwo to niewiele rozmijało się z prawdą. Obróciła się na pięcie i pognała schodami na górę. * * * Banner przespał cały dzień, a we śnie marzył o potędze i pławił się w obiecanych mu przez Kierkana Rufo rozkoszach. Wyrzekł się swego boga, odrzucił wszystko, czego nauczył się w życiu o etyce w zamian za osobiste zyski. Wyrzuty sumienia ani poczucie winy nie przeszkadzały mu w drzemce. Bez wątpienia był potępiony. We śnie przeniósł się do Carradoonu, do zamtuza, który niegdyś odwiedził w przededniu swego przyjęcia do Biblioteki Naukowej. Jakże piękne były kobiety! I jak cudownie pachniały! Banner wyobraził je sobie teraz jako królowe wampirów o pobladłych licach, towarzyszki, z którymi dzieli życie, pławiąc się w gorącej krwi. Ciepło. Fale ciepła przetaczały się ponad uśpionym wampirem, a on nurzał się w nich, wyobrażając je sobie jako krew, morze ciepłej krwi. Ciepło przestało być przyjemne i zaczęło boleśnie lizać boki Bannera. Otworzył oczy. Jakież było jego przerażenie, gdy stwierdził, że otaczają go gęste kłęby szarego dymu. Siwe smużki wznosiły się z tlącej wyściółki jego trumny wepchniętej pod łóżko w pokoju na pierwszym piętrze, który znajdował się bezpośrednio nad podpaloną przez Dorigen kaplicą. Włosy Bannera buchnęły jasnym płomieniem. Wampir wrzasnął i uderzył, przebijając silnymi pięściami wieko trumny – posypał się na niego deszcz drzazg i większe kawałki drewna. Zaczął miotać się dziko wewnątrz swego płonącego więzienia. Jego szaty ogarnęły żarłoczne pomarańczowe jęzory, skóra na rękach nabrzmiała i pokryła się pęcherzami. Chciał zmienić się w chmurę, tak jak to zrobił przy nim Rufo, ale za krótko był nieumarłym, nie opanował jeszcze wszystkich wampirzych umiejętności. Odepchnął zżerane przez ogień łoże w bok, podniósł się chwiejnie i oddalił od płonącej trumny. Jego pokój zmienił się w gorejące piekło, było tak jasno, że nie widział drzwi. Kilka zombi – wśród nich Fester Rumpol – stało nieruchomo pośrodku rozszalałego żywiołu. Choć zmieniły się w żywe pochodnie, ani trochę nie cierpiały. Były bezmyślnymi istotami i nie zdawały sobie sprawy, że powinny uciec przed ogniem – nie odczuwały strachu ani bólu. Spojrzawszy na Rumpola, Banner stwierdził, że mu zazdrości. Gorący popiół wpadł wampirowi do oczu, raniąc go i oślepiając. Rozpaczliwie rzucił się naprzód w nadziei, że uda mu się dopaść drzwi, ale wyrżnął z impetem w twardą kamienną ścianę. Ponownie upadł, wijąc się w agonii; żarłoczne płomienie atakowały go ze wszystkich stron niczym zorganizowana armia. Nie miał dokąd uciec... Nie miał dokąd... Wypalone oczy Bannera przestały istnieć, ale po raz pierwszy, odkąd uległ pokusom Kierkana Rufo, zdołał ujrzeć prawdę. I gdzie były teraz obietnice Rufa? Gdzie podziała się moc i ciepło krwi? W ostatnich chwilach swego istnienia Banner zrozumiał, jak wielki błąd popełnił. Chciał zwrócić się do Deneira, błagając go o wybaczenie, ale podobnie jak wszystko inne w życiu tego człowieka, tak i ten zamiar wynikał z potrzeb osobistych. W sercu Bannera nie było miłości bliźniego ani miłosierdzia, tak więc umarł, nie zaznawszy nadziei odkupienia. Po drugiej stronie pokoju płomienie pochłonęły zombi, także Festera Rumpola. Jego dusza nie zdawała sobie z tego jednak sprawy, gdyż kapłan ów nie ugiął się w obliczu zagrożenia, nie wyrzekł się prawdy i porzuciwszy cielesną powłokę, podążył drogą swojej wiary. * * * Minęła podest pierwszego piętra i wpadła na dziekana Thobicusa. Zacisnął dłonie na jej ramionach i przytrzymał, a Danica przez moment sądziła, że odnalazła sprzymierzeńca, kapłana, który będzie w stanie odeprzeć plugawego Rufa. – Ogień – wykrztusiła – i Rufo... Umilkła nagle, uspokoiła się i uważnie spojrzała w głąb oczu Thobicusa. Jej usta poruszały się bezgłośnie, gdy raz po raz powtarzała „nie”, kręcąc powoli głową. Nie była jednak w stanie zaprzeczyć prawdzie, a skoro nawet dziekan Thobicus ugiął się przed mocą ciemności, los biblioteki był przesądzony. Wzięła głęboki oddech, usiłując nie wykonywać gwałtownych ruchów ani nie stawiać oporu, wampir zaś uśmiechnął się złowrogo, obnażając spiczaste kły, oddalone zaledwie o kilka cali od jej twarzy. Stopa Daniki wystrzeliła pionowo w górę, trafiła Thobicusa poniżej nosa i odrzuciła gwałtownie do tyłu jego głowę. Jej ręce zataczały energicznie niewielkie kręgi, pięści skrzyżowały się na piersiach i opadły w dół, mierząc w łokcie dziekana. Chwyt wampira był silny, ale zelżał pod wpływem solidnych ciosów. Stopa dziewczyny ponownie wystrzeliła w górę, trafiając monstrum pod nosem, i choć kopnięcie nie wyrządziło mu wielkiej szkody, dało Danice chwilę, której potrzebowała, aby się uwolnić. Zawróciła na schody i przez chwilę zastanawiała się nad możliwością zejścia na parter, ale Rufo, rycząc ze śmiechu, już wspinał się na górę. Danica wbiegła na drugie piętro. W holu stał zombi, nie stawiał jednak oporu, gdy wbiła pięść w jego opuchniętą twarz, a potem zrzuciła go ze schodów, aby opóźnić pościg