Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Epadoa stała wyprostowana i sztywna koło posłania, na którym siedział. - Nie zrobię ci krzywdy. Przysięgam, że już nigdy więcej nie zrobię ci krzywdy. I nie pozwolę nikomu innemu, nawet tej kobiecie. Zerknął na nią z obawą, ale chciał jej uwierzyć. Rozpaczliwie chciał jej wierzyć. - S'Armuno, czy możesz przetłumaczyć to, co mam do powiedzenia, żeby na pewno mnie zrozumiał? - spytała Ayla. Pochyliła się tak, żeby móc patrzeć prosto w jego przestraszone oczy - Dobanie, dam ci coś do wypicia. To nie będzie smaczne, ale i tak chcę, żebyś wszystko wypił. Po chwili poczujesz się bardzo śpiący. Wtedy możesz się położyć na posłaniu. Gdy będziesz spał, postaram się trochę poprawić twoją nogę, włożyć ją na miejsce, gdzie była przedtem. Nie będziesz tego czuł podczas snu. Po obudzeniu będzie cię trochę bolało, ale możesz się też czuć lepiej. Jeśli jednak ból będzie silny, powiesz mi albo S'Ar-munie czy Epadoi - ktoś przez cały czas będzie przy tobie -i dostaniesz coś do picia, co złagodzi ból. Rozumiesz? - Czy może tu być Zelandon? - Tak, zawołam go, jeśli tego chcesz. - I S'Amodun? - Tak, obaj mogą tu być. Doban podniósł wzrok na Epadoę. - I nie pozwolisz, żeby mnie skrzywdziła? - Przysięgam. Nie pozwolę, by ktokolwiek wyrządził ci krzywdę. Spojrzał na S'Armunę i z powrotem na Aylę. - Daj mi ten napój. Procedura była podobna do nastawiania złamanego ramienia Roshario. Napój zarówno rozluźnił mu mięśnie, jak i uśpił go. Potrzeba było niezwykłej siły fizycznej, żeby naprostować nogę, ale kiedy staw wskoczył na swoje miejsce, było to oczywiste dla wszystkich. Ayla wiedziała, że były tam pewne uszkodzenia i noga nigdy nie będzie całkowicie zdrowa, lecz jego ciało wyglądało teraz prawie normalnie. Epadoa z powrotem wprowadziła się do dużej ziemianki, ponieważ większość mężczyzn i chłopców przeniosła się do swoich krewnych, i niemal nie odstępowała Dobana. Ayla zauważyła nieśmiałe początki zaufania między nimi. Była pewna, iż to właśnie zamierzał osiągnąć S'Amodun. Podobnemu zabiegowi poddała Odevana, lecz obawiała się, że jego proces zdrowienia będzie trudniejszy i że w przyszłości noga łatwo będzie wyskakiwała ze stawu biodrowego. S'Armuna patrzyła na Aylę z podziwem i zafascynowaniem, zastanawiając się po cichu, czy nie ma trochę prawdy w krążących o niej pogłoskach. Wyglądała jak zwyczajna kobieta, mówiła, spała i dzieliła przyjemności z wysokim, jasnym mężczyzną jak każda inna kobieta, ale jej wiedza o roślinach i ich leczniczych własnościach była nieprawdopodobna. Wszyscy o tym mówili; S'Armuna zyskiwała prestiż przez związek z nią. I chociaż szamanka przestała już bać się Wilka, nie można było patrzeć na jego zachowanie wobec Ayli bez przeświadczenia, że panuje nad jego duchem. Kiedy nie szedł za nią, wodził za nią ślepiami. Tak samo zachowywał się mężczyzna, choć nie okazywał tego tak wyraźnie. S'Armuna nie zwracała zbyt wielkiej uwagi na konie, ponieważ na ogół pasły się z daleka na polu - Ayla powiedziała, że potrzebują wypoczynku - ale widziała dwoje przybyszów jadących na końskich grzbietach. Mężczyzna z łatwością kierował brązowym ogierem, jednak widok tej młodej kobiety na grzbiecie kobyły nasuwał myśl, że stanowiły jedność. Chociaż zastanawiała się nad tym, była dość sceptyczna. Pobierała naukę u Zelan-doni i wiedziała, że takie koncepcje były świadomie szerzone. Nauczyła się i często stosowała sposoby wprowadzania ludzi w błąd, przekonywania ich do wiary w to, w co chciała, żeby uwierzyli. Nie uważała tego za oszustwo - była głęboko przekonana o słuszności swojego powołania - ale używała ich jako środków do przekonania innych, by podążyli za nią. Często można było w ten sposób pomóc ludziom, szczególnie tym, których kłopoty i choroby nie miały żadnych namacalnych przyczyn, poza, być może, klątwami potężnych złych duchów. Chociaż sama nie była skłonna uwierzyć wszystkim pogłoskom, S'Armuna nie próbowała ich podważać. Ludzie obozu chcieli wierzyć, że wszystko, co mówili Ayla i Jondalar, było wolą Matki. S'Armuna wykorzystywała tę wiarę, by wprowadzić niezbędne zmiany. Kiedy Ayla opowiadała na przykład o Radzie Sióstr i Radzie Braci u Mamutoi, S'Armuna zorganizowała podobne rady. Kiedy Jondalar wspomniał o potrzebie znalezienia kogoś z innego obozu, kto kontynuowałby trening łupaczy krzemienia, poddała pomysł wysłania delegacji do kilku obozów innych S'Armunai, żeby odnowić więzy z krewnymi i na nowo nawiązać przyjaźnie. Jednej nocy tak chłodnej i przejrzystej, że widać było wszystkie gwiazdy na niebie, grupa ludzi stłoczyła się przed wejściem do dużej ziemianki nieżyjącej przywódczyni, która stała się centrum społeczności potem, gdy już posłużyła jako miejsce uzdrowienia. Rozmawiali o tajemniczych światłach migocących na niebie, a S'Armuna odpowiadała na pytania i snuła własne rozważania