Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Położył przed posągiem boga dwa złote krążki i rzekł do Krasnej: — Niedobrzy to byli goście, widunko. Uważajcie na siebie i na chram. Sygurt zakochał się w was i postanowił tu powrócić. — Nie martwię się tym ani stracham — odparła. — Stanie się to, co bogowie postanowili. Nic więcej. Zresztą, czy naprawdę powróci? Kraj mają daleko, za morzem. Zapewne urodnych dziewek tam też nie braknie. Król nie pozwoli synowi pojąć za żonę obcej. Idźcie tedy spokojnie. Po odejściu drużyny Sygurta życie w świętym gaju potoczyło się dawnym codziennym trybem. Rybacy zjawiali się, by zasięgnąć porady, kiedy najlepiej wyruszać na połów, inni po wróżby lub tylko z błagalną ofiarą. Tak upływały dnie i miesiące. Sygurt powrócił szczęśliwie do swego ojca, króla Ottara w dalekiej Uppsali. Natychmiast opowiedział mu przygodę, jaka go 29 spotkała na ziemi Słowian. Wyjawił też zamiar powrotu tam i poślubienia kapłanki. — Synu mój — stary król załamał ręce — póki ja żyję, nie pozwolę ci tam pojechać. Ta niewiasta jest z obcego narodu. Służy bogom. Z bogami nie prowadzi się wojny. Nie wolno łamać raz danej przysięgi — obojętnie, czy to są nasi, czy obcy bogowie. Nie wolno czynić gwałtu bezkarnie. Opamiętaj się. Raz ją widziałeś. Czyż ci brakuje tutaj pięknych i bogatych księżniczek? Otrzymasz po mnie królestwo i możesz pojąć za żonę każdą, której zapragniesz. — Ojcze mój i panie, pragnę tylko tej jednej. Jest taka piękna. Urzekła mnie. Nie żyć mi bez niej... Zrozpaczony Ottar posłał po kapłanów, by odprawili wróżby. — O panie i królu nasz — oznajmili. — W lustrze wody najgłębszej studni ujrzeliśmy śmierć. Zaczerpnięta z niej woda miała kolor krwi. Ottar zwołał radę możnych, by wspólnie zastanowić się, co czynić dalej. Wszak wyjazd Sygurta z kraju oznaczał dla niego śmierć. Postanowiono urządzać wielkie łowy, wspaniałe uczty, by w ten sposób dostarczyć księciu miłej rozrywki. Do drużyny Sygurta przydano kilku zaufanych wojów, aby bacznie podpatrywali poczynania swego pana. Książę chętnie wyjeżdżał na łowy, bawił się na ucztach. Wydawało się wszystkim, że zapomniał o Krasnej. Nikt nie domyślał się, że po cichu szykuje wyprawę na drugą stronę Bałtyku. Pewnej nocy, gdy pierwsze mgły zaczęły rozsnuwać się w powietrzu, trzy uzbrojone nawy*, strojne w przepyszne grona jarzębin, chyłkiem odbiły od brzegu, kierując się na południe. Sygurt płynął z zamiarem porwania pięknej widunki, która jawiła mu się w snach każdej nocy. Wiatr był pomyślny. Wkrótce ujrzeli potężny klif, u podnóża którego rozbili się rok temu w złą czy też dobrą dla nich noc. Zatrzymali się czekając zmierzchu. Sygurt miał drużynę wierną, odważną i gotową na wszystko. Przeciw nim stały tylko bezbronne widunki. Sygurtowi woje pewni szczęśliwego zakończenia wyprawy, cieszyli się już z przyobiecanej przez pana sutej nagrody. Zachowywali się cicho. Gdy zmierzch zapadł, jak duchy zaczęli wspinać się znaną już sobie ścieżką. Na znak zwycięstwa każdy zatknął za kołpak kiść czerwonej jarzębiny. Gdy wyłonili się z ciemności zaledwie kilka kroków od świątyni, pilnująca świętego og- nawa — statek 30 nia Krasna posłyszała szelest i odwróciła się. Poznała obcych. Przypomniała sobie słowa gęślarza. Zerwała się. Sygurt zostawił drużynę i zaczął zbliżać się do niej. Uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął obie ręce. Krasna cofnęła się. Wydała dziwny okrzyk i schwyciła topór leżący przy ognisku. Rozbudzone widunki przybiegły z oszczepami w rękach i wszystkie stanęły obok Krasnej. Sygurt i jego towarzysze wybuchnęli głośnym śmiechem. Zaczęli przybliżać się i otaczać kapłanki ze wszystkich stron. Zaatakowali. Ku ich zdziwieniu pierwszy atak został odparty. Ogarnęła ich wściekłość. Nie pomni słów księcia, aby brać żywcem — poczęli nacierać bezlitośnie. Krwawa, nierówna walka trwała krótko. Wszystkie wróżbitki poległy. Została tylko Krasna, a tę Sygurt chciał dostać żywą za wszelką cenę. Wreszcie topór wypadł z mdlejących rąk kapłanki. Bez namysłu wskoczyła w płomienie świętego ognia. Książę za nią. W tej chwili rozległ się przerażający grzmot... Piorun uderzył w chram. Buchnął ogień i objął wszystko — świątynię, martwych i żywych ludzi. Nazajutrz wschodzące słońce patrzyło ze zdziwieniem na dopalające się zgliszcza i na grona jarzębin, które pozostały nie tknięte przez ogień — niby krople świętej krwi... Od tego czasu minęło wiele wieków