Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Głupie stwierdzenie, skoro przez ponad pół dnia bezskutecznie usiłowałem się stąd wydostać — wspiąć się na mur, zmienić postać i odlecieć z ogrodu, ze szczytu góry albo tutaj, w deszczu, z blanków z moich koszmarów. Zerwałem z siebie ubranie, próbując uwolnić moc, która nie chciała przyjść. Zawsze przegrywałem i za każdym razem odczuwałem większe cierpienie niż wcześniej. — Dokąd chcesz się udać? — Gdzieś. — Tej nocy rozsądek mną nie władał. Odejście nie miało nic wspólnego z celem, a wszystko z pochodzeniem, ruchem i zmianą. Na dobre czy na złe, na życie czy na śmierć, powiedział Gaspar, ale wybrana przeze mnie ścieżka prowadziła tylko do śmierci i zepsucia. „Wojownicy popełniają błędy. Musimy z nimi żyć i zaakceptować nasze ograniczenia. Poczucie winy to pobłażanie sobie”. Nyel nie był jedynym mistrzem, który chciał mi udzielić tej lekcji. Ale śmierci w Pa—rassie były czymś więcej niż tylko błędem. Wystarczy. — Czemu nie mogę się przeobrazić? — Żadnemu Madonaiowi nie wolno zainicjować własnych zaklęć wewnątrz tych murów, poza mną, którego uznano za zbyt słabego i bezużytecznego, by się mnie obawiać. Nawet ja nie mogę stąd wyjść. — Lodowaty wiatr mroził mi włosy i ostrymi jak brzytwa palcami głaskał moje kończyny, lecz to prawda w słowach Kaspariana sprawiła, że zadrżałem. — A tak naprawdę masz jeszcze bardzo mało mocy. To, co wykorzystywałeś w świecie ludzi, to żużel. Poczułem ściskanie w gardle. —Nie jestem Madonaiem. Nawet jeszcze nie zaczęliśmy… Ale pozbawiony wesołości śmiech Kaspariana powiedział mi, że jest inaczej. Czy to możliwe? Nyel powtarzał to pytanie tak często, że przestałem je słyszeć: „Czy z własnej woli wybierasz tę ścieżkę?”. Za każdym razem gdy udawałem się do Aleksandra. Za każdym razem gdy poznawałem nowe zaklęcie. Och, bogowie, za każdym razem… krok na drodze. Stąd brak apetytu, zmniejszająca się potrzeba snu, znikające blizny… Jedna z moich rąk uniosła się do twarzy i pomacała szorstkie piętno niewolnika, a druga sięgnęła do boku. Ten jeden raz byłem wdzięczny za znajomy ból. — Jeszcze się nie dokonało. Jeszcze nie. Musi istnieć jeszcze co najmniej jeden etap, jeszcze jedna propozycja, której świadomie wysłucham i będę mógł odmówić. Bym nie zabił wszystkich swoich przyjaciół w ataku szaleństwa. Bym nie stał się tym, czego się tak bałem. Bym nie stanął na szczycie tych murów i nie zniszczył świata. — Aby odziedziczyć prawdziwą moc Madonaiów, musisz poddać się ostatni raz. Ale twoje ciało już stało się madonaiskie. Te ostatnie niedoskonałości podtrzymuje twoja własna słabość… twoje ludzkie wspomnienia… i w swoim czasie znikną. Kiedy podróż dobiegnie końca… — wzruszył ramionami — …możesz mieć wystarczająco dużo mocy, by przebić ten przeklęty mur, albo nie. Ale zawsze będziesz potrafił podróżować w snach. — Sztylet jego goryczy przekręcił się w moim brzuchu. — Powiedział, że na każdym etapie będę miał prawo wyboru… — …i tak też wybrałeś. — Opuścił płaszcz na moje pochylone ramiona, a ręcznik na kamienne płyty. — Służący przyniosą gorącą wodę do twojej komnaty, kiedy już zdecydujesz się zrezygnować z tego żałosnego pokazu. Moje czoło spoczywało na płytach. Może nacisk zimnego kamienia pozwoli złagodzić łupanie w czaszce. Pomyślałem, że Kasparian opuścił blanki, gdyż noc wydawała się pusta, jakby wiatr i ciemność pożarły wszystkie dusze we wszechświecie. Ale kiedy zacisnąłem ramiona na brzuchu, słowa spadły na moje plecy, a ja z trudem odróżniłem je od lodowatego deszczu. — Radziłbym ci, byś poszukał rady, nim odmówisz ostatniego kroku. „Poszukał rady”. Gdybym tylko zdołał… Gdyby tylko był ktoś, kto mnie wysłucha i powie mi, co robić. Ale jedyną radą, jaką słyszałem, były łagodne wyrzuty mojego nieżyjącego ojca. „To nie w porządku, Seyonne. Nie wolno podnosić ręki na kogoś, kto nie może się bronić na twoich warunkach. Czy w ogóle o tym pomyślałeś?”. Nawet przy tak dojmującym wspomnieniu nie pojawiły się łzy. * * * Kiedy blade słońce wzeszło na niebie w odcieniu zimowego błękitu, nadal kuliłem się w kącie murów, niepewny niczego poza tym, że prędzej rzucę się bez skrzydeł z wierzy Tyrrad Nor, niż przyjmę dar Nyela. Koniec gierek. Och, nie miałem do niego pretensji. Gdyby na początku mnie poinformował, że udział w jego czarach jest mechanizmem mojej przemiany, nie dokonałbym innego wyboru. To nie jest w porządku