Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Jak to nie możesz? Przecież sama mówisz, że jestem twoją najlepszą przyjaciółką! - No, tak, ale byłoby ci przykro, gdybyś się dowiedziała -Czajka była coraz bardziej zdenerwowana i zapamiętale skubała swój bandaż. - Dlaczego byłoby mi przykro? Czy ten sekret dotyczył mnie? - zapytałam już do reszty wytrącona z równowagi. - Nie, ciebie nie - pośpiesznie zapewniła Czajka, kładąc jakiś dziwny nacisk na słowie ciebie. 122 - Więc kogo? - Oh, to na prawdę nic ważnego - uśmiechnęła się, ale kąciki jej ust pozostały wykrzywione w dół, co nadało jej uśmiechowi nieszczery wyraz. Niczego więcej nie zdołałam się dowiedzieć, bo do pokoju weszła mama Czajki i poprosiła mnie, żebym już poszła, bo lekarz zalecił Eli dużo odpoczywać. Wstrząśnięta do głębi wyznaniem Czajki szłam jak w półśnie w stronę domu. Jedynie na twarzy czułam ostre igiełki zacinającego śniegu z deszczem. Skuliłam się w sobie i pochyliłam głowę, nie patrząc na nic dookoła. Aż nagle poczułam, że wpadam na jakąś mokrą, skajową kurtkę. Usłyszałam warknięcie : -Jak leziesz! - i podniosłam głowę. - O rany, Kacha, to ty? Tak późno wracasz z budy? Patrzyłam na Rafała jak zahipnotyzowana. - Może to zrządzenie losu, że wpadłam na niego? Na pewno lepiej na niego, niż pod samochód - myślałam spostrzegłszy, że znalazłam się tuż przy samej jezdni. Rafał patrzył na mnie pytająco, czekając na jakąś odpowiedź, więc szybko rzuciłam: - Byłam u Czajki. Jednak ma złamaną rękę. A ty skąd wracasz? - Poszedłem po gazety - wskazał ręką na stojący po drugiej stronie ulicy kiosk. - Kupiłem „Poznaj Świat" i „Świat Młodych". - Czytasz gazety? - zapytałam z podziwem. - No pewnie, każdy przecież coś czyta, no nie ? - uśmiechnięte, zielone oczy spojrzały na mnie porozumiewawczo. - Jasne - przytaknęłam skwapliwie, usiłując sobie jednocześnie przypomnieć nazwę pisma, które czyta mama, a ja potem czasami przeglądam. - Człowiek musi wiedzieć coś o świecie nie tylko z podręczników szkolnych - ciągnął Rafał głosem znawcy. - „Przekrój"! - zawołałam olśniona. - Co przekroić? - No, „Przekrój" - to taka gazeta. Ja czytuję „Przekrój" - wyjaśniłam poważnie. 123 - A tak, rzeczywiście. Niezły, ale wolę „Poznaj Świat". Tam są fantastyczne reportaże. W tym numerze miał być o Wyspach Kanaryjskich. - O Wyspach Kanaryjskich! - powtórzyłam z rozmarzeniem, bo sama nazwa była tak egzotyczna, że czułam dreszczyk romantycznej przygody. - Pokaż, są na pewno zdjęcia! - Coś ty, nie na dworze, w tej chlapie zamoknie gazeta. - No to chodźmy do mnie! - zaproponowałam, bo właśnie zbliżaliśmy się do mojego bloku. - Dobra - zgodził się po chwili wahania Rafał - w domu i tak brat nie dałby mi spokojnie obejrzeć. Drzwi otworzyła babcia i zaraz podreptała do kuchni, nie patrząc jak wchodzimy. Musiała czuwać nad ciastem, które piekła na jutro. Sama nie wiem, dlaczego odetchnęłam z ulgą, że nie widziała Rafała. Długo przeglądaliśmy kolejne strony „Poznaj Świat" i z entuzjazmem snuliśmy marzenia, dokąd każde z nas chciałoby pojechać. Byłam zdumiona, że z chłopakiem można tak fajnie pogadać. Ani się spostrzegłam, jak przeleciała godzina. Babcia dawno wyjęła ciasto z piekarnika i poszła nim poczęstować chorą sąsiadkę. Rafał spojrzał na zegarek i gwałtownie ruszył do wyjścia. - O rany, ale późno! A na jutro tyle zadane! - schylił się, żeby założyć postawione uprzednio na szmatkach buty, a ja wyliczałam: - Ćwiczenie czwarte i piąte z ruska, trzy zadania z matmy, wypracowanie z polaka, no i jeszcze jakiś wiersz Broniewskiego na pamięć. - To ostatnie to akurat mam z głowy - poweselał Rafał - Co roku z okazji rocznic urodzin i śmierci Broniewskiego są uroczyste akademie, bo to patron szkoły. Więc ja wykułem jeden wiersz i zawsze się zgłaszam do jego recytacji. - A co będziesz mówił? - Mówił? Ja to mogę nawet śpiewać! - zawołał Rafał stanąwszy dumnie przed lustrem, z zadartą głową i ręką na piersi jak Napoleon. Z kamienną powagą zaczął śpiewać na wesołą melodię: 125 ,? z tej celi pustej i zimnej... Trzeba będzie niedługo odejść - tu zaczął robić piruety i śpiewał dalej mocnym, czystym głosem: Jeszcze spojrzeć w niebo błękitne, Jeszcze spojrzeć za siebie, w mło... - urwał raptownie, poślizgnąwszy się na szmatkach i rymsnął na podłogę. - O Boże, masz złamaną rękę! - zawołałam zobaczywszy, że trzyma się za nadgarstek. Pochyliłam się nad nim i chcąc mu dodać otuchy, zażartowałam : - To chyba taki dzień złamanych rąk. - Dobrze, że nie serc - nie tracił humoru Rafał i wstawszy z podłogi masował rękę