Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Powziął wiele dobrych postanowień. Śnił też na jawie o romantycznych przygodach. Przygotowywał plany przyszłych wypraw. Nie te rzeczy jednak odegrały decydującą rolę, chociaż i one miały jakiś wpływ. Tym, co wyróżnia jego doświadczenie i co prawdopodobnie spowodowało radykalną przemianę - stała się wzrastająca świadomość czegoś, co działo się w nim na poziomie głębszym niż myśli i uczucia, w jego najgłębszej ludzkiej sferze, której 13 samo istnienie było dla niego zdumiewającym odkryciem. Tutaj czuł się najpełniej sobą oraz najbliżej Boga. Dokonało się to w następujący sposób. Zaczął zdawać sobie sprawę, że doznaje wielkiej radości zarówno w czasie pobożnych rozmyślań, jak i sentymentalnych marzeń. Jednak w głębi pierwsze przynosiły mu pokój i zadowolenie, natomiast drugie - nie. Doszedł do przekonania, że te pierwsze są Boże, bo prowadzą do Boga i prawdopodobnie od Boga pochodzą, czego nie można było powiedzieć o sentymentalnych marzeniach. Uwaga na marginesie, dołączona do tekstu Autobiografii, mówi nam, że „to było jego pierwsze rozważanie o rzeczach Bożych; a kiedy potem oddawał się ćwiczeniom duchownym, stąd czerpał swoje pierwsze światło do rozpoznania różnicy duchów" (8). Doświadczenie religijne Ignacego posiadało od samego początku charakterystyczne cechy. Była to raczej świadomość wydarzenia niż jakiejś idei. Świadomość Boga, który mniej przemiawiał, a więcej działał. A ponadto owo doświadczenie dokonywało się w głębi jego osobowości, tam gdzie udzielał swojej odpowiedzi Bogu i gdzie mógł oceniać swoją postawę wobec rzeczywistości. Przypomina się tekst Pisma Świętego: „Żywe jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca" (Hbr 4, 12). To właśnie ten przenikliwy, obosieczny miecz, odkryty przez Ignacego, przecinał jego wnętrze i docierał do głębi, do centrum -do prawdziwego Ignacego, takiego jakim rzeczywiście był. W miarę jak doświadczenie to utrwalało się dzięki jego pozytywnej postawie, miecz uwalniał go od wszystkich fałszywych pokładów i zwykłych pozorów, które zasłaniały i tłumiły jego «ja» prawdziwe. Fantazje, które podniecały i wabiły jego umysł i zmysły, okazały się tym, czym są, i rozpłynęły się jak zjawa: 14 „Zdawało mu się, że wymazane zostały z jego duszy wszystkie te obrazy i wyobrażenia, które aż do tej pory były w niej wyryte" (10). Nowy człowiek i nowy sposób myślenia Ponieważ spotkanie z Bogiem dokonywało się w głębi jego istoty, odpowiedź była nie tylko pozytywna, lecz również całkowita i bezgraniczna, „jak tego pragnie serce hojne i rozpalone miłością Bożą" (9). Była to bowiem odpowiedź dana Bogu takiemu, jakim On jest, a nie tylko - jakiego ogarnia ludzki umysł. Otwierając się na działanie całej mocy Boga, doświadczył przejmującego uczucia wyzwolenia, obudzenia się do nowego życia, które było o wiele bardziej realne i pełne możliwości, niż dotychczasowe. Rany ciągle mu jeszcze dokuczały, za to duch przeżywał swą wielką wolność i przemierzał wszechświat - tym razem nie snując już marzeń. Teraz stopniowo uświadamiał sobie obecność kochającego Boga, który działa wszędzie i zaprasza go do ścisłej współpracy, do tego, by był kontemplatywnym w działaniu: „Największą jego pociechą było patrzeć w niebo i gwiazdy, co też czynił często i przez długi czas, ponieważ odczuwał wtedy w sobie wielki zapał do służby Panu naszemu" (11). W początkowym okresie pojmował swoją służbę na wzór bohaterów, o których czytał w książkach. Chciał naśladować świętych, czynić tak, jak oni czynili lub jak o nich mówiono. Również i tu zaczęło się stopniowe wchodzenie w głąb. Zaczął się proces przejścia od przyjętych z góry schematów - do rzeczywistości. Wyznaje później, że kiedy poczuł się dobrze i wyruszył na swoją duchową przygodę, był „jeszcze ślepy, chociaż ożywiony wielkimi pragnieniami służenia Bogu" (14). 15 W tym czasie Ignacy zaczyna widzieć siebie jako pielgrzyma, jako kogoś, kto nieustannie poszukuje Boga. I mówi nam, że Bóg ze swej strony traktował go tak, jak nauczyciel traktuje dziecko - cierpliwie, lecz nie oszczędzając mu trudów związanych z procesem uczenia się. Cierpiał Ignacy wiele razy z powodu skrupułów i pokus oraz trudnych doświadczeń początkującego. Powodowało to niepokój i rozterkę, tak że pytał samego siebie: „Cóż to jest za nowy rodzaj życia, jaki teraz rozpoczynamy?" (21). Niemniej w czasie swego pobytu w Man-resie nie był pozbawiony duchowej pociechy, która osiągnęła swój szczyt podczas niezwykłego oświecenia. Sporo napisano o tym doświadczeniu nad brzegami rzeki Cardoner, tak istotnym dla życia i całej pracy Ignacego i tak związanym z Ćwiczeniami. Pozostaje ono jednak okryte tajemnicą. Przekaz zawarty w Autobiografii uderza zwięzłością: „Zaczęły się otwierać oczy jego umysłu. Nie znaczy to, że oglądał jakąś wizję, ale że zrozumiał i poznał wiele rzeczy, tak duchownych, jak i odnoszących się do wiary i wiedzy. A stało się to w tak wielkim świetle, że wszystko wydało mu się nowe. To, co wtedy pojął, nie da się szczegółowo wyjaśnić, choć było tego bardzo wiele. Otrzymał wtedy wielką jasność umysłu" (30)