Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wróciłem do La Rumorosa spowitej w bolesnym milczeniu i stamtąd wy­ruszyłem na poszukiwania. Ale nie zdołałem odnaleźć najmniejszego śladu. Nikt nic nie wiedział, a przy tym byłem przekonany, że gdyby nawet starzy cristeros coś wiedzieli, nie powiedzieliby mi tego za żadną cenę. Nadeszła pora wyjazdu do Mexico. Nie chciałem odjeżdżać bez odwiedze­nia raz jeszcze Plan de los Tordos i pojechałem tam w dzień, kiedy mgła unosi­ła się nad polami. Przekraczając rzekę przystanąłem, żeby posłuchać szumu wód płynących wśród piaszczystych brzegów. Tam trzymałem Zadumaną w ramionach. Ta rzeka była ściśle związana z naszą historią. Wyobraziłem sobie, jak torowała sobie drogę w górach, by potem zsunąć się do milczących stawów przed złowieszczymi Ogrodami Hrabiego; pomyślałem o łomocie jej spiętrzonych wód i kipiącego brodu, którego żółte fale chciały mi odciąć drogę. I wie­działem, że na wieki będzie płynęła w stromych brzegach, nie unosząc z sobą w pochodzie ku morzu ani odbicia chmur płynących nad jej wodami, ani wspomnienia ludzi, którzy nad nią sterali życie w bolesnej krzątaninie. Jechałem dalej i widziałem pola ścięte przymrozkami i potoki, w których suchych łożyskach biegały jaszczurki. Kiedy podjeżdżałem do ostatniej stromizny, pozwoliłem koniowi iść swobodnie. Blisko wyżyny poczułem, że niepokój nie do opanowania ogarnął moją pierś. Wreszcie wjechałem na szczyt małej fałdy terenu i stamtąd zobaczyłem Plan de los Tordos, którego pastwiska drżały w zimowym wietrze. Na fasadzie dworku znać było ślady pożaru. Powoli podjechałem do bramy, spodziewając się cudu: pragnąc zobaczyć ukochaną postać, usłyszeć jej niezapomniany głos. Ale zobaczyłem tylko jastrzębia, który zerwał się do lotu, spłoszony moim przybyciem. Przywiązałem konia do kołowrotu i wszedłem do budynku, przeskakując przez zgliszcza. Na patio cisza ciążyła jak ołów. Przeszedłem przez korytarze, w których poginęły rośliny, i zajrzałem do pokoi, w których dachy zniszczył pożar. Znalazłem tylko popioły. Trupi odór wiecznej ruiny unosił się z salonu, w którym daremnie szukałem choćby tylko drzazgi z biurka Zadumanej. W ciasnej zakonnej sypialni pod kupą gruzu zobaczyłem żelazne łóżko wykrzywione przez ogień. Na szczytach murów zaczęła rosnąć trawa, a jedwabisty szelest zdradzał obecność żmij w zniszczonych pomieszczeniach. Rozgościły się już w miejscach, które zamieszkiwała Zadumana, i włóczyły swe obrzydliwe cielska tam, gdzie trwało jeszcze promieniowanie jej melancholijnego uśmiechu. Samotność, moja samotność objawiła mi się w całej ostrości. Wszystko się skończyło, rozsypało, wszystko dla mnie minęło. Wybiegłem pośpiesznie, wsiadłem na konia i galopem skierowałem go w drogę powrotną. W La Rumorosa skróciłem pożegnanie i wyjechałem, przytłoczony bólem. Gorzka stała się dla mnie ta ziemia i ani razu nie odwróciłem oczu, by popatrzeć między drzewami na fasadę starej rezydencji. Stolica okazała się zimna i obojętna. Nie mogłem wrócić do dawnych na­wyków, których ani na moment nie potrafiłem wskrzesić. W mojej pamięci trwał bez końca obraz Zadumanej i zabierał mi chęć do uciech. Przez dwa lata nie szczędząc pieniędzy szukałem Zadumanej, ale nie zdołałem dowiedzieć się niczego. Pojechałem do Guadalajary, do Colimy, zjeździłem Bajio, odwiedziłem Queretaro, lecz nawet nowej nadziei nie zdołałem wzbudzić przez jakiś świeży trop. Spadły na mnie dalsze utrapienia. Telegram oznajmił mi śmierć ciotki. Czułem się trochę winny tej śmierci, gdyż wystawiałem jej stare serce na zbyt gwałtowne próby. Trochę później umarł doktor López, a Cornelio zginął, spadając wraz z koniem w przepaść. Zleciłem Jovicie pieczę nad La Rumorosa, do której nigdy już nie miałem powrócić, i zaprosiłem czaczę, by przyjechała do mnie. Biedna czacza zgodziła się i przyjechała do Mexico, zabierając Fidela, który pozostał u mnie jako służący. Genoveva zarządza teraz moim domem. Rozumie mój ból i robi wszystko, by mnie pocieszyć. - To myśmy były winne temu, co się stało - często mi powtarza.- Chciałyśmy, byś się z Zadumaną ożenił, a kiedy byłbyś z nią już bardzo związany, kiedy dałaby ci dzieci, miałyśmy powiedzieć ci całą prawdę. A przynajmniej nie trzeba by się było lękać, co będzie, gdy inni ci ją wyjawią. Nie wiedziałyśmy, co robimy. Zadumana chciała ci wszystko wyznać w swoim czasie, ale ksiądz Ledesma i my popełniliśmy błąd nie przyzwalając na to. A kiedy już nie mogła wytrzymać i napisała do ciebie wyjawiając ci prawdę, nieszczęsny Basilio zatrzymał list. Trzy lata po śmierci ciotki czacza mi oznajmiła, że chciała się ze mną zobaczyć jakaś zakonnica. Zdziwiło mnie wzruszenie mojej niani. W salonie zobaczyłem jedną z owych meksykańskich zakonnic, którym nie wolno było zamykać się w klauzurze, ubożuchnych, zawsze spotykanych ubrane na czarno przy łóżkach chorych. Po przywitaniu zakonnica doniosła mi, że odwiedziła mnie, aby przekazać ustne polecenie siostry Asunción od Świętych Ran. Gestem dałem poznać zakonnicy, że nie rozumiem, o co chodzi, ale poderwałem się, kiedy moja rozmówczyni ciągnęła dalej: - W życiu świeckim siostra Asunción nazywała się Gabriela Infante. - Zadumana! - Tak ją nazywali - przyznała zakonnica