Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Cześć, O'Hara - krzyknął w kierunku stołów. - Tam jest wolne? Przysiadamy się! Jedliśmy w pośpiechu. Dopiero wtedy, w stołówce, zacząłem się nad tą sprawą zastanawiać. Myślałem o tym, chociaż i tak nic nie dało się zrobić. Ale jeżeli zrzucili z drugiego wydania całą kolumnę, to. coś w tym było. O'Hara spokojnie przeczytał kawałek o terrorystach nie pokazując po sobie, żeby go to wszystko cokolwiek interesowało. Natomiast Bert nie potrafił zmienić tematu. Ta kupiona przeze mnie gazeta nie dawała mu spokoju. - Bali się paniki - wyjaśniłem mu wreszcie. - Wyobrażasz sobie, co by się działo, gdyby wszyscy chcieli nagle opuścić miasto? W ogóle idioci nie powinni nic pisać. - Jak to? - zrobił zdziwione oczy. - To ludzie mogliby nic nie wiedzieć aż do samego wybuchu? - A po co? Bert bywał czasami rozbrajający. O'Hara skrzywił tylko wargi. W głośnikach rozległ się przenikliwy dźwięk, sygnał, że przed wieżowcem czekają już transportery dowożące nas do miejsca robót. . Jazda do Galileusza trwała dobre dwadzieścia minut, w czasie których Bert gadał bez przerwy. Wkurzył mnie w końcu, bo nie pozwalało mi to skupić myśli. Kiedy kazałem mu się zamknąć, spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem i poszedł opowiadać ó terrorystach komu innemu. Bert był ciekawym typem. Właściwie był to jeszcze gówniarz, dopiero co skończył dziewiętnaście lat. Trochę to śmieszne, że tak o nim piszę, sam miałem wtedy dwadzieścia jeden, ale Bert po prostu zachowywał się jak szczeniak. Zbierał plakaty, biegał za dziewczynami, chwalił się, ile to potrafi wypić, ( w gruncie rzeczy spijał się zawsze śmiesznie małą ilością). Nie dziwię się, że taki był. Trafili mu się bogaci rodzice i nigdy nie miał większych zmartwień niż to, że rzuciła go dziewczyna. Miał zostać architektem i objąć firmę po starym. Bert jednak, jak sam się chwalił, wpadł w "złe towarzystwo", spakował manatki i bez słowa pożegnania wyjechał na Marsa. Był z tego bardzo dumny. Należał do ludzi poszukujących jakiegoś wzorca, autorytetu, kogoś do naśladowania. Zdaje mi się, że właśnie ja byłem dla niego kimś takim. Łaził za mną, pytał, opowiadał, chodził do tych samych barów. W zasadzie go lubiłem, tylko czasem doprowadzał mnie do wściekłości, mówiąc z pogardą o swoim "mieszczańskim domu" i dzieciństwie. Wjechaliśmy w krater Galileusza i aż do końca pracy nie rozmawialiśmy ze sobą. Pracując w astimacu nie ma się czasu na gadanie. Wystarczy chwila nieuwagi, żeby koparkę przysypało kilkaset ton piasku. Ryliśmy w kraterze długie, kręte korytarze, sięgające kilkudziesięciu kilometrów w głąb. Powiedzieli nam, że będzie to ośrodek naukowy, chociaż niektórzy twierdzili, że budujemy bazę wojskową. Całkiem możliwe. Jak na ośrodek naukowy było to wszystko zbyt tajemnicze. Każdy znał tylko ten kawałek, który sam robił, i nawet plany tych fragmentów nie mogły być wynoszone poza budowę. Kilkakrotnie robili nam przy wyjściu rewizje. Po czterech godzinach przysługiwała mi piętnastominutowa przerwa. Włączyłem telewizor. ... po przebyciu tej czwartej już z kolei kontroli, potencjalny zamachowiec musiałby przenieść materiał wybuchowy w okolice reaktora, w innym bowiem miejscu nawet silna eksplozja nie byłaby w stanie poważnie uszkodzić elektrowni. Okolice reaktora mamy tu oznaczoną kolorem czerwonym. Przy wejściu do tego sektora każdy zostaje poddany szczegółowej rewizji. Na ekranie pokazany był plan elektrowni południowej, przy którym stał ubrany w elegancki szary garnitur facet ze wskaźnikiem. - No dobrze, a możliwość podkopania się? - zapytał prezenter. Facet podszedł do innego szkicu. - Również jest to absolutnie niemożliwe. Po pierwsze, elektrownia jest zbudowana na skale, po drugie, widoczne tu detektory wykryją każde, najdrobniejsze nawet drżenie podłoża do kilkudziesięciu kilometrów pod miastem... - Aha - powiedziałem. - Krótko mówiąc, twierdzicie, że to blef ? - Naturalnie. - Na ekranie ukazał się jakiś mundurowy. -Jest to blef, obliczony na wywołanie paniki wśród mieszkańców. Dobrze wiedziałem, że "Czarne Skrzydła" nigdy nie blefują, ale dyskusja z telewizorem jest zajęciem bezsensownym. Nacisnąłem wyłącznik i wziąłem z podajnika kubek coli. Skończyłem swój wykop o szesnastej z minutami. Wyjechałem na górę i rozsiadłem się w transporterze, czekając aż wszyscy wyjdą i podbiją karty