Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Mówiłem już, wysłałem ludzi do wszystkich hoteli z fotografią Tweeda i z tą zmyśloną historyjką. Zaczęli od największych hoteli i od razu trafili! To jeszcze nie wszystko. - Co jeszcze? - Horowitz był znużony. Ta optymistyczna paplanina Morgana zmęczyła go i zniecierpliwiła. - Mówię wam, grunt to organizacja. Moi ludzie porozumiewali się za pomocą walkmanów. Domyśla się pan jak? - Nie mam zielonego pojęcia. Morgan nachylił się do Horowitza przez biurko, gestykulując cygarem, czego ten osobliwie nie znosił. - Zna pan te walkmany dla szczeniaków. Wkładają słuchawki na głowę i słuchają muzyki pop po całych dniach. Nawet jeżdżą z tym na rowerach, co jest cholernie niebezpieczne. - Zgoda, ale co to ma do rzeczy... - No więc, mam całą grupę wyrostków koło dwudziestki. Nie bójcie się, nic nie wiedzą o World Security. Myślą, że pracują dla agencji egzekwowania długów. Szkolimy ich w specjalnie wynajętym budynku... - Może wreszcie usłyszymy, czym się zajmują - dopytywał się Horowitz. - Mają na uszach te swoje gadżety z przewodami prowadzącymi do kieszeni kurtek. Wyglądają jak zwykłe walkmany do słuchania muzyki. W rzeczywistości to są skomplikowane walkie-talkie, umożliwiające komunikację radiową na odległość dwóch mil. Szczeniaki dostają instrukcje z furgonetek rozmieszczonych w mieście i sami mogą się z nimi komunikować za pomocą ukrytych mikrofonów. Rozumie pan teraz? - I co dalej? - Pokazałem im duże powiększenie zdjęć Tweeda i Pauli Grey na ekranie kinowym. Będą tak długo krążyć po mieście, aż ich znajdą. Jak tylko coś zauważą, dadzą znać furgonetkom. Będą pracować aż do skutku. 231 Morgan siadł wygodniej na krześle. - To wszystko jest zbyt proste - rzeki Horowitz. - Tweed jest jednym z najsprytniejszych i najniebezpieczniejszych przeciwników, jakich miałem. Uniknął bomby, którą mu podłożyłem w audi, w Szwarcwaldzie. - Może ta bomba nie wybuchła... - Moje bomby wybuchają - powiedział Horowitz. - Dlaczego się pan aż tak tym denerwuje? - spytał Morgan oglądając czubek swojego cygara. - Nerwy mam w porządku - lodowato odparł Horowitz. - Jadę do Zurychu i biorę Stiebera ze sobą. Muszę sam przyjrzeć się wszystkiemu z bliska. Niech pan zawiadomi dyrektora biura w Zurychu, żeby czekał na moje instrukcje. - Jeśli pan nalega... - Nalegam. - Dam panu Evansa. Jest już w drodze do Zurychu. Horowitz skinął głową, wziął walizkę i bez słowa opuścił biuro. Stieber podążył za nim. Morgan skrzywił się. Dlaczego Horowitz zawsze zostawia go pełnego obaw i odbiera mu wiarę we własne siły? Sprawdził godzinę, była szósta wieczór. Czas na kieliszeczek. Sięgnął do kieszeni po płaską butelkę... W biurze przy Taubenhalde Beck nie spuszczając oczu z Tweeda z uwagą słuchał jego opowieści, która zaczynała się w momencie, kiedy znaleziono w mieszkaniu na Radnor Walk martwą dziewczynę. Paula była zdziwiona, dlaczego w relacji Tweeda jest tyle luk. Ani słowa o zamachu na autostradzie koło Fryburga, ani słowa o bombie w Szwarcwaldzie. Było za to sporo o Bobie Newmanie i o Marlerze. Newman znał Becka, był nawet kiedyś u niego w biurze. - To wszystko - zakończył Tweed, dorzucając jeszcze historię przejścia przez Ren w Laufenburgu, przybycie do Zurychu i rezerwację pokojów w ,,Schweizerhofie". - Rozumiem - powiedział Beck. - Najbardziej tajemnicze jest to morderstwo w twoim apartamencie. Kto mógł mieć motyw? - Jeszcze nie jestem pewien. - Śmiało, co podejrzewasz? To dziwne, że tej dziewczyny jeszcze nie zidentyfikowano. - Skąd wiesz? - Dzwoniłem do Londynu, do Howarda, żeby dowiedzieć się, jak posuwa się śledztwo. - I co usłyszałeś? - Howard nic nie powiedział. Jest zupełnie zagubiony. Najbardziej boi się o ciebie. 232 -r Co wiesz o organizacji o nazwie World Security? - spytał nagle Tweed. - Jeden z kolosów Zachodu. Żeby to rozkręcić, Buckmastcr zlikwidował kilka małych firm i zrobił z tego jedną własna, często za pomocą brutalnych metod. Teraz to wielki biznes. - Czy to wszystko, co wiesz? - nalegał Tweed. Beck wypił jeszcze trochę kawy. Tweed czekał, spoglądając na Paulę. Beck postawił z powrotem filiżankę na stole. - Trzeba o to spytać pułkownika Ronieni, dyrektora Ziircher Kredil Bank w Zurychu. Pamiętasz Romera? - Beck napisał coś na kartce papieru. - Początkowo podejrzewałeś go o przestępczą działalność, jak się potem okazało, niesłusznie. Teraz jest w centrali, w Zurychu na Talstrasse. Daj mu ode mnie ten list. Podpisawszy zapisaną kartkę złożył ją i wsunął do koperty. Wręczył Tweedowi nie zaklejoną kopertę. - Dziękuję. Teraz musimy zatroszczyć się o dobrą kryjówkę, skąd będzie można bezpiecznie działać dalej. - Pomyślałem już o tym. Pojedziecie do Brunni. To zupełnie nieznane miejsce w górach, w kantonie Schwyz. Tuż za Einsiedeln. Mój przyjaciel ma tam letni domek u stóp wspaniałej góry Mylhen. Będziecie tam bezpieczni. - A jakieś środki komunikacji radiowej ze światem? Beck spojrzał na Paulę i uśmiechnął się. - Jaki on mało wymagający, prawda? - Chodzi o ,,Shockwave", ratunek dla Zachodu, w tym także dla Szwajcarii - odrzekła. - Ale sam powiedziałeś, Tweed, że to komputerowe cudo zostało uprowadzone. W jakim kierunku aktualnie zmierza, jak sądzisz? - Do Rosji - krótko odparł Tweed. - Czy to pasuje do głasnosti i do pieriestrojki? - spytał Beck cynicznie. - Gorbaczow ma kłopoty - odpowiedział Tweed. - Ma teraz przeciw sobie lewicę i prawicę. Obie strony złączyły się w dziwnym przymierzu. Uważają się za strażników marksizmu-leninizmu. Moskwa doszła do wniosku, że może zawładnąć ,,Shockwave'em" i w ten sposób uchronić Rosję przed atakiem rakietowym z Zachodu. Generałowie Armii Czerwonej już, uważają, że Gorbaczow podcina im skrzydła. Czy może on w tej sytuacji odrzucić szansę zdobycia tak wspaniałej maszyny? Jeśli odrzuci - może natychmiast upaść. Bóg wie, ilu twardogłowych na to liczy. - To są tylko przypuszczenia - powiedział Beck. - Tak, to prawda - przyznał Tweed. - To są moje teorie, wolę to słowo. 233 - Dość już się nagadaliśmy, Paula wygląda na zmęczoną. - Beck wstał. - Obojgu wam potrzebny jest dobry sen. Zarezerwowałem dwa pokoje na tę noc pod fałszywymi nazwiskami w ,,Bellevue Pałace". - Pod fałszywymi nazwiskami? - zdziwił się Tweed. - System rejestracji hotelowej w Szwajcarii jest bardzo rygorystyczny. - Już ja się zajmę formalnościami. Pójdę z wami. Dajcie mi paszporty, zaopiekuję się nimi. Czeka na was samochód. - To blisko, możemy się przejść - oponował Tweed. - Ale mogą was rozpoznać. Jutro dostaniecie śniadanie do pokojów