Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
To miejsce mnie przeraża. Śpieszmy się z opuszczeniem go! Ale tak szybko to nie poszło. Galingré nie jechał dalej z nami, wracał, podobnie jak Ranko, który miał towarzyszyć wozom do Rugovej. Było więc jeszcze sporo do omówienia. A potem nikt nie chciał być pierwszym, który wypowie słowa pożegnania. Tymczasem ja poszedłem do studni. Wydawało mi się bowiem nieludzkie pozostawienie Hamda el Amasata w niefachowych rękach gospodarza. Jednak ledwie okaleczony usłyszał mój głos, obrzucił mnie przekleństwami i klątwami, co kazało mi natychmiast zawrócić. W ciszy poranka przeszedłem spory kawałek drogi. Wokół nie było słychać ani ptaka, ani żadnego odgłosu. Było to dobre miejsce do zadumy, do wejrzenia w siebie, ale im głębiej to wejrzenie sięgało, tym bardziej było widać, że człowiek jest niczym innym jak tylko kruchym naczyniem pełnym słabości, wad i… pychy! Kiedy wróciłem, żegnano się właśnie z rodziną Galingrégo i z Ranko. Wozy ruszyły, a my staliśmy i patrzyli za nimi, póki nie zniknęły na wschodzie. Później my dosiedliśmy koni. Ani Dragojło, ani żaden z jego ludzi nie pokazali się. Byli radzi, że wyjechaliśmy, woleli uniknąć pożegnania, które nie brzmiało wcale przyjaźnie. Tak więc cicho opuściliśmy miejsce, które było świadkiem ostatniego wydarzenia w naszej długiej, długiej podróży. Po piętnastu minutach jazdy naga równina się skończyła i znów las ogarnął nas swymi zielonymi ramionami. Halef, .Omar i Osko mieli pogodne, zadowolone twarze. Hadżi często spoglądał na mnie z boku, jak gdyby miał mi coś radosnego do zakomunikowania. Osko miał rozpięty mintan obszyty srebrnym galonem, co zupełnie nie było w jego zwyczaju. Wkrótce poznałem przyczynę tego. W ten sposób chciał pokazać gruby złoty łańcuch przy kamizelce. A więc dostał od Galingrégo w prezencie zegarek. Dopiero kiedy zauważył, że spojrzałem na dewizkę, wyraził radość z otrzymania tak cennej pamiątki. To również wreszcie otworzyło usta Małemu. — Tak, sihdi — powiedział. — Francuz jest pewnie bardzo bogatym człowiekiem, bo obdarował nas papierami, na których widać napisy i cyfry. Zapewne miał na myśli banknoty. — Co to za papiery? — zażartowałem. — Z pewnością rachunki, jakie macie zapłacić. — Jak ty o nim myślisz? On miałby nam zostawiać swoje rachunki do zapłacenia? Taki człowiek nie jest w ogóle nic nikomu dłużny. Nie, to, co dostaliśmy, to są papierowe pieniądze, jakie na Zachodzie mają zamiast srebra i złota. Ja mam dużo takich papierków, dał mi je dla Hanneh, najpiękniejszej i najmilszej wśród żon i córek. — I chcesz jej to zawieźć? — Pewnie! — To nie byłoby rozsądne, Halefie. W kraju Szammar i Haddedihn nie możesz ich wymienić na złoto. Musisz to zrobić w Skutari. — Ale czy mnie tam nie oszukają? Ja nie wiem, jaką wartość mają te papierki. — To mogę ci powiedzieć. Pójdę też z tobą do kantoru wymiany. Pokaż mi je! Uśmiechając się, wyjął sakiewkę, otworzył ją i podał mi „papierki”. Były to angielskie banknoty. Galingré dał mu rzeczywiście podarunek znacznej wartości. — I co? — spytał Halef. — Jest tam ze sto piastrów? — Dużo, dużo więcej, mój kochany! Nawet nie zgadniesz, jaka to suma. Te banknoty mają wartość ponad dwunastu tysięcy piastrów. Dostaniesz za to trzy tysiące franków, jeśli chcesz mieć francuskie pieniądze. Ale ja ci radzę wymienić je na talary Marii Teresy, o ile uda ci się je dostać, są one bowiem ważne tam, gdzie pachnie najwspanialszy z kwiatów — twoja Hanneh. Mały Hadżi popatrzył na mnie bez słowa i pokręcił głową. Taki dar przekraczał granice jego wyobraźni. Omar szybko dobył sakiewkę. On dostał jeszcze więcej. Galingré, będąc Francuzem, dał im wprawdzie angielskie pieniądze, ale jak zauważyłem, przeliczył je na wartość francuskich. Omar otrzymał pięć tysięcy franków, niebywale duże sumy dla tych obu skromnych ludzi! Był to prawdziwie książęcy dar. Galingré wychodził prawdopodobnie z założenia, że on i jego rodzina bez naszej pomocy już by nie żyli. A w końcu osiem tysięcy franków dla człowieka posiadającego taki majątek, cóż to było! Obydwaj obdarowani rozpływali się w zachwytach, okrzykom radości nie było końca. — Co za bogactwo! — cieszył się Halef. — Hanneh, ukochanie mojej duszy, jest od tej chwili najznakomitszą spośród niewiast, spośród wszystkich żon i wnuczek Ateibeha i Haddedihnu. Może pytać, ile kosztują stada wszystkich plemion Szammar i ubierać się w jedwabie z Hindustanu, a swoje piękne włosy ozdabiać perłami i szlachetnymi kamieniami. Jej postać będzie pachniała wonnościami Persji, a jej stopki będą chodziły w pantofelkach księżniczek. Ja zaś będę palił najlepsze, najlepsze latakia, a cybuch mojej fajki będzie z różanego drewna aż po cygarniczkę z bursztynu, która będzie tak duża, że nie mógłbym jej zmieścić w ustach! Tego rodzaju przesadne wyobrażenie wielkości uzyskanego majątku mogło łatwo doprowadzić Hadżiego do rozrzutności