Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Rafe poklepał Winstona na zakończenie pieszczot i wstał, by udać się za Hannah. Zatrzymał się w wysklepionym łukowato wejściu do kuchni. Oparł się jednym barkiem o framugę drzwi i skrzyżował ręce na piersiach. - Ani Mitchell, ani ja nie zgadzamy się z nią. Hannah poczuła jego obecność, gdy zjawił się w kuchennych drzwiach. Rozpraszał ją jego wzrok śledzący każdy jej ruch, gdy przygotowywała herbatę. - Wiesz, że to prawda - powiedziała łagodnie. - Obaj macie silną wolę, jesteście aroganccy, niezależni i czasami uparci jak osły. Prawdopodobnie przyświeca wam to samo motto życiowe. - Jakie? - Nigdy za nic nie przepraszaj, nigdy niczego nie wyjaśniaj. Sprawiał ważenie zranionego. - Czy przyszłoby ci do głowy, że mogę mieć coś wspólnego z twoim psem? - Co na przykład? Uśmiechnął się, ale bez przekonania. - Może ci uwierzę, gdy naprawdę mi powiesz, co o mnie myślisz. Uniosła brwi. - Nie potrafię wyobrazić sobie ciebie przejmującego się opinią innych osób. - Widać, że wiele wiesz. Jestem tylko człowiekiem. - Dlaczego mam ci wierzyć? - W porządku. Zgadzam się z tym, że mam silną wolę, jestem arogancki i niezależny. - Posłał jej szydercze spojrzenie. - Ale nie zgadzam się co do ostatniego. Dlaczego sądzisz, że jestem uparty jak osioł? Uśmiechnęła się triumfalnie. - Bo nie zgadzasz się rozmawiać na temat rozwiązania problemu Dreamscape. - A, to. - Tak, to. Niewinnie wzruszył ramieniem. - No cóż, do diabła, nikt nie jest doskonały. - Oczywiście z wyjątkiem Winstona - dorzuciła szybko, tak na wypadek, gdyby pies zrozumiał uwagę Rafe'a i zaczął się martwić. Na chwilę zapadło milczenie. - Kiedy byliśmy w ogrodzie, Mitchell powiedział coś jeszcze - odezwał się w końcu Rafe. Spojrzała na niego przez ramię, nasypując herbatę do dzbanka. - O co mu chodziło? Rafe patrzył na nią spod przymrużonych powiek. - Powiedział mi, że najwyższy czas, bym się ożenił. Z jakiegoś powodu poczuła ucisk w dole brzucha. Miała nadzieję, że to nie łosoś z rusztu, którego jedli na obiad. Smakował przepysznie, ale z rybami nigdy nic przecież nie wiadomo. - No cóż - odrzekła. - Poruszyliście trudny lemat. - Jasne. - Jestem przekonana, że powiedziałeś mu, by nie wtrącał się w twoje osobiste sprawy. - Skupiała całą uwagę na czajniku, pragnąc, by woda zaczęła się już gotować. Rafe milczał. Z czajnika zaczął dochodzić cichy gwizd. Zalała herbatę w dzbanku, ciesząc się z tej krótkiej możliwości odwrócenia uwagi i przerwania rozmowy. Po chwili uspokoiła się. Była już opanowana. Gdy jednak odwróciła się do niego, mając przyklejony do twarzy jeden ze swoich najwytwomiejszych uśmiechów, stwierdziła, że Rafe nie stoi już w drzwiach, lecz nie dalej niż pół metra od niej. O wiele za blisko. - Nie powiedziałem tego tak bezpośrednio i używając tylu słów. - Nie odrywał wzroku od jej twarzy. - Ale masz rację. Nie ukrywałem, że zrobię, jak będę chciał. - Jak zwykle. - Tak jest. Starała się znaleźć jakąś ciętą ripostę na takie stwierdzenie. Skończyło się jedynie na odchrząknięciu. - I co masz zamiar zrobić? - Teraz chcę cię pocałować. ROZDZIAŁ SIÓDMY Hannah zamarła. Najbardziej przeraziło ją w tym wszystkim to, że ona też tego chciała. Obawiała się, że Rafe dostrzega to w jej oczach. Oblizała nerwowo wargi i zadała jedyne pytanie, które przyszło jej w tej chwili do głowy. - Dlaczego? - Czy musi być jakiś powód? - Tak. - Tak się odsuwała, że w plecy niemal wrzynała się jej krawędź kuchennego blatu. Oparła ręce o wystające płytki. - Tak uważam, zwłaszcza w zaistniałej sytuacji. - Sytuacji? - Ty. Ja. Dreamscape. - A co się stanie, jeśli nie podam żadnego powodu, tylko po prostu powiem, że chcę cię pocałować? - Ważne jest - zaczęła wyjaśniać, szukając odpowiednich słów - to znaczy, najistotniejsze jest to, że powód, jakikolwiek by był, nie może mieć żadnego związku z Dreamscape. Rafe powoli położył ręce na karku Hannah. Dotyk jego silnych, dużych dłoni był bardzo delikatny. Wyczuwała drzemiącą w nim siłę, nad którą, jak zauważyła, starał się panować. To było elektryzujące dla zmysłów. Jego kciuki poruszyły się delikatnie, gładząc szyję, i zatrzymały się za uszami. Podparł lekko tył głowy Hannah, pochylił się i zbliżył usta do jej ust. - To nie ma nic wspólnego z posiadłością - oznajmił. Ich usta niemal się stykały. - Daję ci na to moje słowo. To był prawdziwy pocałunek, a nie powściągliwe, nic nie znaczące muśnięcie, jakim obdarzył ją tamtej nocy, gdy odprowadził ją do domu. Był dokładnie taki, jakim zawsze go sobie wyobrażała - piorunujący. Jej ciało przeszył dreszcz podniecenia. Cała zapłonęła. Opanowała ją gwałtowna namiętność. Poczuła w dole brzucha rozlewający się żar. Słyszała każde uderzenie serca. Nie mogła złapać tchu. Kręciło jej się w głowie. Rafe powoli, z namaszczeniem pogłębiał pocałunek