Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

– To Kamienie Bezpiecznego Ognia, używane do wzniecania ognia, który nigdy nie wymyka się spod kontroli. – Szafiry – szepnęła mama. Dobrze znała się na kamieniach szlachetnych. – A co to jest? – zapytała Chlorine, wskazując kilka czerwonych kamieni, które wyglądały jak mała litera „I” i gwałtownie wirowały. – Spinele – wyjaśnił Ort. – Są wartościowe ze względu na swój płonący kolor. Wyszli z budynku i przeszli obok stawu z mętną wodą, z której imp sitem wybierał kawałki połyskujących kamyków. – To dia męty – wyjaśnił Ort. – Nie jest bezpiecznie pływać w mętnej wodzie, jeśli nie chcesz umrzeć. Ale gdy już się w niej znajdziesz, zostaniesz na zawsze. – Diamenty są wieczne – przypomniał tata. – Na szczęście imp Lant doskonale potrafi je znajdować, nie mącąc sobie umysłu ich blaskiem. – Plantacja diamentów – szepnął Sean. Minęli ogród z żółtawymi prętami wyrastającymi z ziemi. Kolejny imp pocierał je i chował coś do woreczka. – Złote patyczki – wyjaśnił Ort. – Reza zbiera ich pył, którego używamy do posypywania biżuterii dla nadania jej złocistego blasku. Przeszli przez łąkę, nad którą bzyczało mnóstwo pszczół. Kilka z nich groźnie zabzyczało nad głowami zwiedzających, ale nikogo nie użądliły. Midrange odganiał ogonem te, które podlatywały do Seana, a Tweeter z hałasem uderzał skrzydłami. – Co z nimi? – spytała poirytowana mama. – Dlaczego są tak nieprzyjazne? – To wściekłe pszczoły. Regnat je zatrzyma. – W stronę pszczół podszedł imp, a samo jego pojawienie się zdawało się uspokajać rój. – Imp Regnat... impregnat na wściekłe pszczoły – mruknął pod nosem Sean. – Jaki ty jesteś inteligentny – powiedziała Chlorine i zatrzepotała rzęsami. Zaczęła więc ćwiczyć, a on poczuł, że pochlebstwo przypadło mu do gustu. Podeszli do kolejnego akwenu, gdzie pracował kolejny imp z długim palikiem. – Uls sięga głęboko do małży po perły. – O, palizujące perły – powiedział Sean, a Chlorine rzuciła mu kolejne, pełne uwielbienia spojrzenie. Poczuł się dwa razy bardziej inteligentny, niż rzeczywiście był. Teraz podeszli do przystani, w której dostrzegli kilka koni z rybimi ogonami. Jeden z nich zarżał. – Och, koniki morskie! – zawołała przestraszona Chlorine. – W koralu-zagrodzie – zauważył Sean. – Resja zdąży je uspokoić na czas – uspokoił Ort. – Zdąży przed czym? – zapytał tata. – Przed burzą, która nadchodzi. Nasze produkty są bardzo wrażliwe na zmiany w otaczającej je magii; coś, czego możemy nawet nie dostrzec, potrafi spowodować, że zaczną źle działać. Do jutrzejszego wieczoru musimy posprzątać całą wioskę. Dlatego tak ciężko pracujemy tej nocy. Musimy wszystko doprowadzić do końca, a zdobyte rzeczy schować w bezpiecznym miejscu. – Zmarszczył brwi. – Niestety, te konie są teraz chore i nie współpracują dobrze. Chlorine dotknęła palcem wody. – Nic dziwnego... woda jest skażona. – Tak, burza skaziła wodę jakimiś dziwnymi formami żywymi. Niestety, nie potrafimy z tym nic zrobić. – Ja potrafię – powiedziała. Jeszcze raz dotknęła wody. – Ale czy ty nie zatruwasz? – Sean zapytał lekko wystraszony. – Owszem, jednak nie aż tak bardzo, żeby to zaszkodziło konikom. Zlikwiduję jedynie zarazki. Zaraz potem moja trucizna przestanie działać i woda będzie czysta. Po chwili zastanowienia Sean powiedział: – Oczywiście... chlor... chemia. Używamy tego także w Mundanii! Do czyszczenia naszej wody. Ort był zaskoczony. – Zatruwacie wodę, żeby była czysta? Myślałem, że w Mundanii nie ma magii. Sean uśmiechnął się. – To wydaje się nieprawdopodobne, ale działa. Tymczasem konie jakby lepiej się poczuły. – Dziękujemy – Ort podziękował Chlorine. – Nigdy nie przyszło nam do głowy, by czyścić wodę, zatruwając ją. Poszli dalej, a Ort pokazywał im, co robią inne impy. – Ale czy ty i twoja córka nie powinniście w tym pomagać, zamiast troszczyć się o nas? – zapytała zakłopotana Mary. – Ależ wy jesteście gośćmi – odpowiedział Ort. – Musimy zadbać o waszą wygodę. Mama nie wydawała się usatysfakcjonowana odpowiedzią, ale nic więcej nie powiedziała. Ort zaprowadził ich do płonących wrót. – Oto brama ognia, za którą bezpiecznie chowamy nasze dobra powiedział. – Onujący pokaże nam piwnice. – Zapora ogniowa – mruknął Sean. – Imponujące. – To imponujące – powiedziała Chlorine. – Jesteś taki inteligentny! – Była śliczna, ale tym razem uczucie zadowolenia nie było związane wyłącznie z jej wyglądem. – Tak jak i ty – odpowiedział. – Och! – powiedziała, zaskoczona komplementem. Uśmiechnęła się. – To działa w obie strony, prawda? – Prawda. Tak to jest z kurtuazją – powiedział, czując się niezwykle mądry. – Jim... – zawołała mama ponaglającym głosem. – Chyba już dość zobaczyliśmy – powiedział tata, domyślając się jej intencji. – Powinniśmy się dobrze wyspać. – Oczywiście, jeśli tylko sobie życzycie – odparł Ort. – W takim razie zaprowadzę was z powrotem. Sean domyślał się, że nie chcieli zabierać więcej czasu impom, skoro wiedzieli, że mają jeszcze tyle do zrobienia w wiosce. Rozumiał to. Wiedział też, że świadomość, iż dzieci rosną i szukają miłości, także wprowadza mamę w nerwowy stan. Zupełnie jakby sądziła, że to jej generacja jest ostatnią, która przekroczy granicę dorosłości. W drodze powrotnej do hotelu Chlorine podzieliła się swoim zaskoczeniem. – Nie miałam pojęcia, że impy produkują tyle kamieni szlachetnych. Sądziłam, że to robi nimfa Jewel. – Wszystkie klejnoty robią impy – powiedział z dumą Ort