Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Zderzenie Norwida z cywilizacją przemysłową przypomina trochę doświadczenia współczesnych mu Amerykanów, pisarzy pochodzenia wiejskiego. Kiedy Emerson, formułując program transcendentalistów, powiedział: "Lepiej być samemu niż w złym towarzystwie", albo: "To, co dziś z pewnością konieczne, to nie kłamać", czy: "To nie jest czas na wesołość i wdzięk. Jego (transcendentalisty) siła i duch, odrzucone marnieją" - Norwid mógłby przyjąć te maksymy za swoje. Ale jeszcze bardziej uderzającą analogię znajdujemy u Hermana Melville'a. Obaj pisarze czynią podobny użytek z ironii. W świecie, który stworzył przemysłowy, biały człowiek, nazywając go światem chrześcijańskim, Melville widział tylko brutalność, bezwzględność, chciwość i nędzę. Był jak jego bohater, Izmael, wędrujący po ziemi w poszukiwaniu pierwotnej niewinności i zdawał się tę niewinność umieszczać poza granicami materialistycznej cywilizacji dziewiętnastego wieku. Norwidowi, jako świeżo przybyłemu ze społeczeństwa przedindustrialnego, rzuconemu w dżunglę zachodniej Europy, obca była cała ta krzątanina wokół kupowania i sprzedawania. Obrazy upiornych ulic Londynu i Paryża, jakie pojawiają się w niektórych z wierszy Norwida, odpowiadają prozatorskim opisom pisarza amerykańskiego. Chociaż Norwid prawdopodobnie nigdy nie czytał Melville'a, w jednym ze swoich krótkich opowiadań, zatytułowanym Cywilizacja, posłużył się symbolem okrętu w podobny sposób jak Melville w swoim Confidence Man. Ale wnioski Norwida były inne niż u Melville'a. Gdybyśmy mieli szukać przyczyny, moglibyśmy snuć domysły na temat przeciwieństwa między kolektywistyczną tradycją w Polsce a izolacją jednostki w Ameryce, czy na temat przeciwieństwa między katolicyzmem a protestantyzmem. Jakakolwiek była tego przyczyna, Norwid nie mógł po prostu odrzucić cywilizacji, nawet jeśli była zakłamana i faryzejska, w imię niewinnego, naturalnego człowieka przedchrześcijańskiego. Podczas gdy Melville'a głównie interesował problem Człowieka i Natury (obsesja wielu amerykańskich pisarzy), Norwid koncentrował się na problemie Człowieka i Historii. Nazwano go "poetą ruin", ponieważ sięgał do źródeł historii w świecie śródziemnomorskim i słuchał ech jego przeszłości. Dla Norwida historia była ciągłością, procesem zmierzającym w pewnym kierunku, stałym wypełnianiem przez ludzkość ukrytego planu Bożego. Dana cywilizacja była po prostu jedną z faz pomiędzy przeszłością a przyszłością; teraźniejszości nie można odrzucić ot, tak sobie, gdyż jest ona miejscem; w którym rodzi się przyszłość. Materialistyczna cywilizacja dziewiętnastego wieku czciła potęgę finansową i polityczną, skazując na męczeństwo tych, czy to jednostki czy grupy, którzy pozostawali wierni świadomości historycznej. Celem historii, według Norwida, jest aby "męczeństwo uniepotrzebniało się na ziemi" i dlatego osiągnięcie tego jest jedynym kryterium postępu. Jak sam mówił: Człowiek na to przychodzi na planetę, ażeby dał świadectwo prawdzie. Trzeba przeto wiedzieć i pamiętać, że cywilizacja każda uważana być winna jako środek, nie jako cel - dlatego też zaprzedać cywilizacji duszę swoją i przy tym modlić się w kościele, jest to być Tartuffem. Ponieważ był przekonany, że Chrystus wyprowadził człowieka z królestwa ślepego fatum do królestwa wolności, uwaga Norwida stale zwracała się ku wczesnemu chrześcijaństwu, zarówno w poezji, jak i w prozie. Na przykład długi poemat Quidam jest wizją Rzymu w drugim stuleciu. Nie da się historycznej medytacji oddzielić od poezji Norwida. Stanowi ona sam jej rdzeń. I niektóre z jego poglądów są uderzające: nacisk na rolę "peryferii" - Samarii zamiast Judei, Galii zamiast Cesarstwa Rzymskiego, Ameryki zamiast Europy - i stopniowe przesuwanie się z centrum ku peryferiom; albo jego teoria przeszkód: dla Ameryki - Murzyn, dla Anglii - Irlandia, dla dawnej polskiej Rzeczypospolitej - Ukraina, dla Rosji, Prus i Austrii - Polska, dla Francji - nieustanne rewolucje; czy też jego zasada "spraw pominiętych milczeniem": każda epoka przechodzi nad czymś w milczeniu i to, co pozostaje pod powierzchnią, nie dopuszczane do świadomości w jednej epoce, staje się siłą napędową w następnej. Norwid nie był politykiem i względem wszystkich politycznych ugrupowań Wielkiej Emigracji zachowywał dystans. Wierzył, że artysta uczestniczy w historii przez swoją sztukę. Jego koncepcja sztuki jest ściśle związana z szacunkiem dla ludzkiej pracy. Chociaż swoją filozofię pracy i sztuki tworzył niezależnie od Ruskina i Morrisa w Angiii, to pod wieloma względami ich przypominał. Nie był socjalistą, chociaż niektóre z pism francuskich socjalistów w połączeniu z jego własnym życiowym doświadczeniem jako rzemieślnika mogły się przyczynić do ukształtowania jego nabożnego podejścia do pracy ludzkiej. Swoją teorię sztuki wykłada w długim poemacie Promethidion (wydanym w Paryżu w r. 1851Ď), napisanym w formie rozmowy między kilku osobami i opatrzonym objaśnieniami prozą. Tytuł oznacza "dziecko Prometeusza". Dla Norwida Prometeusz był bardziej dawcą sztuk dla rodzaju ludzkiego niż buntownikiem; tak więc praca, czy to chłopa, czy żeglarza, czy artysty - czy sam ten poemat - jest dzieckiem Prometeusza. Jako chrześcijanin Norwid widział w pracy skutek grzechu pierworodnego. Człowiek przed swoim upadkiem żył w harmonii z Bogiem i ze światem. Przez grzech wkroczył na ścieżkę historii i musi pracować przez niezliczone tysiąclecia, aby się zbawić. Ale praca zbawia tylko wtedy, kiedy jest przyjmowana z miłością, a nie jako dopust, narzucony przez strach przed śmiercią głodową i karą. Praca przyjęta z miłością jest najwyższym przejawem ludzkiej wolności. Jednakże w czasach nowożytnych praca ręczna stała się dopustem, a jedyną pracą wykonywaną z miłością i z radością jest praca artysty. Oznacza to, że istnieje całkowity rozłam między pracą "ludu" a pracą twórczych i wykształconych kręgów