Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

* Jak się nazywa? — spytała, * Mei-mei — powiedział z łagodnymi ognikami w oczach. Jej wachlarz zwolnił na chwilę, a potem zaczął trzepotać jak przedtem. — Wyścig nigdy nie jest przegrany, dopóki nie ogłosi się i nie udekoruje zwycięzcy — powiedziała i odeszła z wy soko uniesioną głową, piękna jak nigdy. Klaczka przegrała gonitwę. Zaledwie o krótki pysk. Niemniej przegrała. —:,,Tak wcześnie wróciłeś Tai-Panie? — spytała piskliwie Mei-mei. — Tak. Zmęczyły mnie te zawody i martwiłem się o ciebie. - Wygrałam? Pokręcił przecząco głową, Uśmiechnęła się i westchnęła. — Trudno, nie szkodzi — powiedziała. Białka oczu miała zaróżowione, a twarz pod złocistą skórą zszarzałą. — Był lekarz? — spytał Struan. — Jeszcze nie. — Mei-mei zwinęła się, kładąc na boku, ale to jej nie przyniosło ulgi. Odsunęła poduszkę, lecz i to nie pomogło, więc przysunęła ją z powrotem. — Twoja biedna kochana matka po prostu się starzeje — powiedziała ze sztucznym uśmiechem. * Gdzie cię boli? * Nigdzie, wszędzie. Długi sen wszystko uleczy, na pewno. Wymasowal jej kark i plecy, nie dopuszczając do siebie myśli o najgorszym. Kazał przynieść świeżej herbaty i lekki posiłek, starając się namówić ją do jedzenia, ale nie miała apetytu. O zachodzie słońca weszła A Sam i przemówiła krótko do Mei-mei. — Przyszedł lekarz. I Gordon Czen – wyjaśniła Mei-mei Struanowi. — To świetnie. Wstał i przeciągnął się. A San. podeszła do szafki z kosztownościami i wyjęła z niej małą figurkę z kości słoniowej, przedstawiającą kobietę leżącą na boku. Ku zaskoczeniu Struana Mei-mei wskazała na figurce różne części ciała i przez dłuższy czas tłumaczyła coś A Sam. Służąca skinęła głową i wyszła, a zdezorientowany Struan poszedł za nią. Lekarz był Chińczykiem w starszym wieku, nosił długi, dobrze natłuszczony warkocz i staroświecki, podniszczony chałat. Oczy miał bystre, z brodawki na policzku wyrastało mu kilka długich włosów, pałce długie i cienkie, a szczupłe dłonie pokryte niebieskimi żyłkami. * Tak mi przykro, Tai-Panie — powiedział Gordon i wraz z lekarzem ukłonili się. — To jest Ki Fa Tan, najlepszy lekarz z Tai Ping Szan. Przyjechaliśmy najprędzej, jak to było możliwe. * Dziękuję. Może więc wejdziemy... — Struan urwał. Do lekarza podeszła A Sam, skłoniła mu się nisko i pokazała na figurce różne części ciała, tak jak to zrobiła Mei-mei. Zaczęła obszernie odpowiadać na jego pytania. * Co on, do diabła, robi? — spytał Struan. * Stawia diagnozę — odparł Gordon Czen, przysłuchując się z uwagą A Sam i lekarzowi. * Przy pomocy figurki? * Tak. Nie wypada, żeby odwiedzał Panią bez potrzeby, Tai-Panie. A Sam wyjaśnia, gdzie umiejscowione są bóle. Bądź cierpliwy, proszę, to na pewno nic poważnego. Lekarz w milczeniu medytował nad figurką. Wreszcie podniósł wzrok na Gordona i powiedział coś cichym głosem. Mówi, że trudno mu postawić diagnozę — przetłumaczył Gordon. — Za twoim pozwoleniem chciałby zbadać Panią. Gotując się z niecierpliwości, Struan zaprowadził Chińczyka do sypialni. Mei-mei spuściła zasłony wokół łóżka. Widać było przez nie tylko jej nikły cień. Lekarz podszedł do łóżka i znów zamilkł. Po paru chwilach przemówił cicho. Mei-mei posłusznie wysunęła spod zasłony rękę. Chińczyk wziął ją i starannie obejrzał. Potem dotknął palcami pulsu i zamknął oczy. Jego palce delikatnie Uderzały w skórę. Minęły minuty. Palce lekarza bębniły wolno, jakby szukały czegoś, czego niepodobna znaleźć. * Co on teraz robi? — spytał Struan. * Wsłuchuje się w jej puls, Tai-Panie — szepnął Gordon. — Musimy być bardzo cicho. W każdym przegubie jest dziewięć pulsów. Trzy na powierzchni, trzy nieco niżej i trzy głęboko. Po nich rozpozna przyczynę choroby. Najtrudniej jest osłuchiwać palcami. Pukanie palcami w skórę trwało. Był to jedyny dźwięk w ciszy kabiny. A Sam i Gordon Czen przypatrywali się temu urzeczeni. Struan poruszył się niespokojnie, lecz bez szmeru. Wydawało się, że lekarz zapadł w mistyczną zadumę. I wtedy nagle — tak jak drapieżnik spada na umykającą zwierzynę — pukanie ustało, a Chińczyk mocno nacisnął przegub ręki Mei-mei. Na jakiś czas zamarł jak posąg. Potem położył badaną rękę na kołdrze, Mei-mei bez słowa podsunęła mu drugą, prawą, i powtórzył całą procedurę. I znowu po wielu minutach pukanie palcami raptem ustało. Lekarz otworzył oczy, westchnął i położył rękę Mei-mei na kołdrze. Skinieniem ręki dał znak Gordonowi Czenowi i Struanowi, żeby z nim wyszli. Gordon Czen zamknął drzwi do sypialni. Lekarz zaśmiał się cicho, nerwowo i zaczął szybko mówić ściszonym głosem. Oczy Gordona powiększyły się. * O co chodzi? — spytał ostro Struan. * Nie wiedziałem, że Matka jest w ciąży, Tai-Panie — odparł Gordon. Odwrócił się do lekarza, zadał mu pytanie, a ten odpowiedział mu na nie wyczerpująco. Zapadło milczenie. — No, co on, u licha, powiedział?! Gordon spojrzał na ojca, bez powodzenia starając się zamaskować niepokój. * Mówi, że Matka jest bardzo chora, Tai-Panie — rzekł. — Że trucizna weszła jej do krwi przez dolne członki. Ta trucizna skupiła się w jej wątrobie i wątroba jest teraz — poszukał odpowiedniego słowa — rozstrojona. —.Wkrótce zacznie się gorączka, zła gorączka. Bardzo zła gorączka. Potem trzy, cztery dni przerwy i znowu gorączka. I jeszcze raz. * Malaria? Gorączka Szczęśliwej Doliny? Gordon odwrócił się od Struana i zadał pytanie lekarzowi. * Mówi, że tak — odparł. * Wszyscy wiedzą, że to nocne gazy, a nie żadne zatrucie poprzez skórę, do diabła! — huknął na niego Struan. — Ona nie była tam od tygodni! Gordon wzruszył ramionami. — Powtarzam tylko jego słowa, Tai-Panie — odrzekł. — Nie jestem lekarzem. Ale ja wierzyłbym temu doktorowi, myślę, że powinieneś mu ufać. - Jakie ma na to lekarstwo? Gordon zapytał lekarza. * Mówi, Tai-Panie, tak: „Leczyłem niektórych chorych cierpiących z powodu trucizny Szczęśliwej Doliny. Pomyślnie ozdrowieli sami silni mężczyźni, którzy zażyli pewien lek przed trzecim atakiem gorączki