Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Van Effen odkręcił czym prędzej okno, ale de Graaf nawet nie zwrócił na to uwagi. – Jesteś wprost niezastąpionym pomocnikiem. Poza przypuszczeniami, że może być cudzoziemcem, jedyne co o nim wiemy, to że jest wysoki i zbudowany na podobieństwo zagłodzonych grabi. I że ma coś z oczami. – Z oczami? Wiemy tylko, że nocą nosi ciemne okulary. To może znaczyć wszystko albo nic. Możliwe, że to zwykły kaprys, albo – jak sugeruje Dekker – oznaczenie wyższego rangą gangstera. Być może również, jak agenci ochrony amerykańskiego prezydenta, nosi on okulary, by żadna z osób, wśród których się znajduje, nie wiedziała na kogo w danej chwili patrzy. Człowiek ten może również cierpieć na nyktalopię – kurzą ślepotę. – Kurzą ślepotę? To jasne, nyktalopia, ale miło by mi było, gdybyś Peter oświecił mnie w tej materii. – To stare słowo oznacza starą jak świat chorobę. Jedno z niewielu słów oznaczające dwa warianty – dwie skrajności tej choroby – po pierwsze ślepotę nocną, gdy człowiek traci wzrok po zmierzchu oraz ślepotę dzienną, kiedy to chory widzi dokładnie jedynie nocą. To rzadka choroba, ale jej przypadki zdarzają się do dziś dnia. Okulary przeciwsłoneczne mogą mieć specjalne szkła korekcyjne. – Zdaje się, że ta choroba wyklucza kilka przestępczych profesji. Zarówno włamywacz pracujący za dnia, jak złodziej pracujący nocą nie mogliby działać skutecznie, gdyby cierpieli na kurzą ślepotę. Wybacz, Peter, ale sądzę, że ten gość nosi okulary z innych powodów. Może ma szramę pod okiem, zeza albo charakterystyczny tik? Może ma rozszczepione albo różnokolorowe spojówki. Skąd wiemy, że jego spojówki nie są jakieś niezwykłe, na przykład prawie białe? Powodem dla jakiego nasz X używa okularów może być również jęczmień powodujący opuchliznę wokół oczu albo wytrzeszcz. Skąd wiemy w ogóle, że on ma oboje oczu. Może ma tylko jedno oko? W każdym razie sądzę, że nosi okulary dlatego, że bez nich bardzo łatwo mógłby zostać rozpoznany. – Nie pozostaje nam nic innego, jak poprosić Interpol o listę wszystkich znanych kryminalistów cierpiących na wady wzroku. Musi ich być z dziesięć tysięcy. Nawet gdyby ten wykaz zawierał tylko dziesięć nazwisk, to i tak nie na wiele by nam się przydał. Prawdopodobnie i tak ten typ nie figuruje w kartotece. Można też poprosić o spis przestępców – albinosów, oni również użyliby okularów, aby ukryć nietypowy kolor swoich oczu. – Pan porucznik raczy żartować – parsknął de Graaf. – Peter, możesz mieć rację. Dekker zatrzymał swój wóz, więc i Van Effen zrobił to samo. Przy brzegu kanału znajdowały się dwie łodzie – obie mające po około jedenaście metrów długości, z dwoma kajutami i otwartym pokładem dziobowym. Dwaj policjanci weszli na pokład łodzi Dekkera. Bakkeren tymczasem wszedł na swoją, przycumowaną tuż przed łodzią szwagra. – Od czego zaczniemy, panowie? – spytał Dekker. – Jak długo ma pan tę łódź? – spytał de Graaf. – Od sześciu lat. – No więc nie sądzę, abyśmy to my musieli robić cokolwiek. Po sześciu latach musi pan znać tę łódź od podszewki. Bylibyśmy wdzięczni, gdyby nas pan wyręczył. Proszę poprosić, aby także i pański szwagier przeszukał swoją łódź. Po jakichś dwudziestu minutach obaj mężczyźni doszli do wniosku, że łodziom nic nie brakuje oprócz dwóch rzeczy – piwa w puszkach i paliwa. Ani Dekker ani Bakkeren nie umieli powiedzieć, ilu puszek piwa brakuje, bo ich nie liczyli, ale autorytatywnie stwierdzili, że z baku każdej z łodzi zniknęło co najmniej po dwadzieścia litrów paliwa. – Dwadzieścia litrów każdy? – spytał Van Effen. – Wystarczyłoby im dwa litry na dotarcie do brzegu kanału przy lotnisku i z powrotem. Użyli zatem silników do innych celów. Czy może pan otworzyć klapę silnika i podać mi latarkę? Van Effenowi wystarczyło jedynie zerknąć na akumulator w maszynowni. – Czy któryś z was dwóch, panowie, używa krokodylowych zacisków do zasilania czegoś z akumulatora? Chodzi mi o sprężynowe końcówki kabli zasilających z takimi małymi, metalowymi ząbkami. Nie? No to ktoś użył ich ostatniej nocy. Ci faceci musieli połączyć akumulatory obu łodzi – równolegle lub szeregowo – to bez znaczenia kiedy używa się transformatora – i zabrali się do roboty. Stąd strata czterdziestu litrów paliwa. – Przypuszczam – dorzucił Dekker – że właśnie to miał na myśli ten gangster mówiąc o kosztach ubocznych. – Przypuszczam, że tak. De Graaf zajął właśnie miejsce na skrzypiącym i pozbawionym sprężyn siedzeniu zdezelowanego peugeota, kiedy rozległ się brzęczyk telefonu. Porozmawiał chwilę, po czym odłożył słuchawkę do schowka. – Tego się właśnie obawiałem – mruknął. – Minister chce, żebym poleciał z nim do Terel, razem zresztą z połową rządu, jeśli go dobrze zrozumiałem. – Dobry Boże! Z tą bandą sierot? A co oni tam mają do roboty? Będą włazili wszystkim w drogę, zadawali kretyńskie pytania i absolutnie na nic się nie przydadzą, ale z drugiej strony mają dużą wprawę w takim postępowaniu. Wydaje mi się, że po prostu lubią widowiska. – Poruczniku Van Effen! Mówi pan o wybranych demokratycznie ministrach Korony – miało to brzmieć jak reprymenda, ale w głosie de Graafa brakło przekonania. – To banda niekompetentnych, bezużytecznych próżniaków. Gdyby uważniej im się przyjrzeć, doszedłby pan do wniosku, że nie są warci pańskiego głosu w wyborach. Jestem pewien, że w głębi duszy podziela pan moje zdanie, sir. A poza tym może być z nimi zabawnie