Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Dopiero teraz zauważył, że człowiek w meloniku ma pod starym płaszczem czarny kombinezon nurka. W końcu wziął się w garść. - Ma pan dziwny sposób manifestowania swojej obecności - rzekł. Pitt wspomógł zdychające światło latarki Shawa silnym blaskiem swojej lampy podwodnej. Beztrosko wrócił do przeglądania starej gazety. - Zawsze mówię, że przyszedłem na świat osiemdziesiąt lat za późno. Używany stutz bearcat speedster za jedne sześćset siedemdziesiąt pięć dolarów. Shaw czuł się już tak wyczerpany nerwowo doświadczeniami ostatnich dwunastu godzin, że nie podjął lekkiego tonu Pitta. - Jak pan się tu dostał? - spytał rzeczowo. Pitt w dalszym ciągu przeglądał ogłoszenia samochodowe. Wreszcie odrzekł: - Przepłynąłem przez sztolnię ewakuacyjną. Zużyłem całe powietrze i o mało nie utonąłem. Prawie mi się to udało. Na szczęście trafiłem na kieszeń powietrzną pod zatopioną maszyną do kruszenia skał. Ten jeden dodatkowy oddech pozwolił mi dostać się do bocznego tunelu. Shaw rozejrzał się po salonce. - A co tu się zdarzyło? Pitt wskazał dwu mężczyzn przy stole. - Człowiek z neseserem to Richard Essex, podsekretarz stanu, tamten drugi to Clement Massey. Obok Masseya leży jego list do żony. Opisuje w nim całą tragedię. Shaw rzucił okiem na wyblakły list. - To właśnie Massey uprowadził pociąg? - Tak, polował na złoto. - Widziałem je. Można by za to kupić Bank Anglii. - Plan Masseya był bardzo skomplikowany, jak na owe czasy. On i jego ludzie zatrzymali pociąg na opuszczonej stacyjce Mondragon Hook. Następnie sterroryzowali maszynistę i cofnęli "Manhattan Limited" przez starą bocznicę do kopalni. - Sądząc po tym, co tu widać, zgarnęli więcej, niż się spodziewali. - Tak - zgodził się Pitt. - Bez trudu sterroryzowali straż kolejową; ta część planu była dobrze opracowana. Ale natrafili na przykrą niespodziankę w postaci ochrony osobistej Essexa. W wymianie ognia zginęli wszyscy goryle Essexa, ale i Massey stracił trzech ludzi. - Mimo to zrealizował swój plan. - Tak. Najpierw pojechał na most Deauville i upozorował katastrofę. Potem wrócił do kopalni i odpalił ładunki wybuchowe, powodując zawalenie głównego wjazdu. Teraz miał dużo czasu na wyładowanie złota i ucieczkę szybem ewakuacyjnym. - Jak mógł to tak zaplanować? Nie wiedział, że w szybie jest woda? - Planował dobrze -'rzekł Pitt. - Szyb ratunkowy schodzi na pewnym odcinku poniżej poziomu pieczary i właśnie ten odcinek czasami wypełnia się wodą. Ale w przeddzień porwania pociągu cały szyb był suchy; Massey sprawdził to. Jednakże eksplozja przy głównym wjeździe spowodowała nowe pęknięcia w skałach; woda zalała szyb ratunkowy, niwecząc tym samym wszelkie szanse ucieczki. Ludzie w podziemiu zostali skazani na powolną, makabryczną śmierć. - Nieszczęśnicy - rzekł Shaw. - Konali tu pewnie kilka tygodni z zimna i głodu. - I tylko dziwne, dlaczego Massey i Essex postanowili w końcu umrzeć przy jednym stole - zastanawiał się głośno Pitt. - Ciekawe, co mieli ze sobą wspólnego? Shaw skierował na niego słabe światło swojej latarki. - Czy przyszedł pan tu sam, panie Pitt? - Tak, nurek, który był ze mną, musiał wrócić. - Sądzę w takim razie, że ma pan przy sobie traktat... Pitt spojrzał na Shawa znad gazety. Jego zielone oczy były nieprzeniknione. - Słusznie pan sądzi. Shaw wyjął z kieszeni berettę, kaliber dwadzieścia pięć. - Przykro mi... ale będzie mi go pan musiał oddać. - Żeby go pan spalił? Shaw skinął w milczeniu głową. - Nic z tego - stwierdził Pitt spokojnie. - Nie wiem, czy dokładnie rozumie pan sytuację. - Owszem, widzę, że ma pan broń. - A pan nie ma. Pitt wzruszył ramionami. - Przyznaję, że nie zaopatrzyłem się w nic takiego. - Traktat, panie Pitt, bardzo proszę... - A nie słyszał pan nigdy, że kto pierwszy, ten lepszy? Shaw westchnął głęboko. - Zawdzięczam panu życie i naprawdę nie chcę pana zabić. Jednakże ten dokument jest dla mojego kraju, a więc i dla mnie, znacznie ważniejszy niż nasze wzajemne długi. - Pan wybaczy, ale sami zniszczyliście swoją kopię, wraz z "Empress of Ireland". Ta kopia należy do Stanów. - Być może, ale Kanada należy do Wielkiej Brytanii. I nie mamy zamiaru z niej rezygnować. - Imperium nie może trwać wiecznie. - To prawda: Indie, Egipt, Birma, by wspomnieć tylko parę krajów, nigdy nie były naprawdę nasze. Ale Kanadę stworzyli i zbudowali Brytyjczycy. - Słabo zna pan historię, Shaw. Pierwsi byli Francuzi. Potem rzeczywiście Brytyjczycy. Ale zaraz po was przyszli imigranci: Niemcy, Polacy, Skandynawowie, a nawet Amerykanie, którzy zagospodarowywali prowincje zachodnie. Dzisiaj trzymacie jeszcze ster poprzez ludzi, którzy albo urodzili się w Anglii, albo tam się kształcili. Tak samo jest w całej Wspólnocie Brytyjskiej: władze lokalne, nawet wielkie korporacje są coraz częściej w rękach miejscowych ludzi, ale najważniejsze decyzje przychodzą z Londynu. - Ten system sprawdził się w praktyce. - Ale skompromituje go w końcu geografia - rzekł Pitt. - Nie można w nieskończoność z odległości tysięcy mil rządzić innymi krajami. - Jeśli Kanada opuści Wspólnotę, w jej ślady pójdą Australia i Nowa Zelandia, a nawet Szkocja czy Walia. Trudno sobie wyobrazić coś gorszego. - Któż to wie, jakie będą granice za tysiąc lat? I kogo to w ogóle obchodzi? - Mnie obchodzi, panie Pitt. Proszę mi oddać traktat. Pitt nie odpowiadał, nadsłuchując. W jednym z tuneli słychać było jakieś głosy. - Pańscy przyjaciele przyszli tu za mną przez szyb wentylacyjny - wyjaśnił Shaw. - Nasz czas się skończył. - Jeśli pan mnie zabije, oni zabiją pana. - To już nie ma znaczenia. Niech mi pan wybaczy, panie Pitt. - Lufa pistoletu skierowała się dokładnie między oczy Amerykanina. Głośny strzał rozdarł ciszę pieczary. Ale nie był to suchy trzask małokalibrowej beretty, lecz basowy huk broni większego kalibru. Głowa Shawa odskoczyła na bok, jak od ciosu bokserskiego, ciało bezwładnie pogrążyło się w fotelu. Pitt przez chwilę oglądał osmaloną dziurę w gazecie, po czym wstał, rzucił automatycznego mauzera 7,63 mm na stół i ułożył Shawa na podłodze. Al Giordino, z pistoletem maszynowym w rękach, wpadł do salonki jak rozjuszony byk na arenę. Stanął jak wryty, wpatrując się w melonik na głowie Pitta. Potem rzucił okiem na Shawa. - Nie żyje? - Kula drasnęła mu tylko czaszkę. To twardy facet; trochę go będzie łeb bolał, ale założą mu parę szwów i pewnie znowu zacznie polować na moją skórę. - Skąd wziąłeś broń? - Pożyczyłem sobie od tego tutaj. - Wskazał ruchem głowy Masseya. - A traktat? - spytał Giordino niespokojnie. Pitt wysunął spomiędzy stron gazety duży arkusz papieru i trzymał go w świetle swojej lampy. - Traktat Północnoamerykański w całej okazałości. W takim samym stanie, jak w dniu, w którym go podpisano - oznajmił uroczyście. - No, może z wyjątkiem jednej wypalonej dziury między paragrafami