Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Po kilku dniach Miatamba poprosił Weronikę, żeby ubrała się w sprzęt ochronny i pomogła mu posprzątać w domu Masangayi. Ucieszyła się, że może z nim pracować. Zawsze skrupulatna, nalegała, żeby wynieść przed dom wszystkie meble i wymyć je środkiem dezynfekującym. Sprzeciwiał się i żartował, że zmusza go do wszystkiego. Ona, z rękoma na biodrach, zrugała go, że jest leniwy, i oboje zaczęli się śmiać bez opamiętania. Augustyna stanęła na ganku domku gościnnego, splotła ręce na piersi i zmarszczyła brwi; coś jej się nie podobało w dźwięku ich śmiechu. Patrzyła, jak wchodzą i wychodzą z domu, wnosząc meble. Potem Miat pomógł Weronice zdjąć kombinezon i odwiązać 159 maskę na szyi, a gdy się odwróciła i podniosła wzrok, żeby mu podziękować, ześlizgnął jej się welon. — Weronika — krzyknęła Augustyna — dosyć tego! Chodź no tutaj! Miatamba popatrzył zdziwiony. Weronika podeszła do matki przełożonej, przypinając welon na właściwym miejscu. Po wzięciu prysznica Weronika usiadła przy stole w swoim pokoju i zaczęła pisać list do siostry. Postanowiła dopisywać coś każdego dnia w oczekiwaniu na to, że ktoś w końcu go wyśle. Yambuku, 4 października, 1976 Moja Najdroższa Gabrielo, zdarzyło się coś ekscytującego. Doktor Miatamba, który przybył helikop- terem wraz z doktorem Collardem, wrócił, żeby z nami zostać i nam pomóc. Jest to taka rzecz, o której od razu chciałam Ci donieść, gdyż zdejmuje tak ogromny ciężar z naszych serc. Już rozniosły się pogłoski o tym, że przyjechał lekarz, i pojawiają się pacjenci na leczenie malarii, czyraków, biegunek — wiesz — normalnych rzeczy. Doktor Miat, który nie boi się chyba pacjentów, przyjmuje ich wraz z Sukato w przychodni. Dziś wieczorem kilku mężczyzn przyszło do domu asystenta medycznego, który zbadał ich na werandzie. Później przeskoczył przez kordon sanitarny, zapewniając nas, że nic mu nie jest i że jeśli do tej pory nie zachorowałyśmy, to jest bardzo niewielka szansa, żebyśmy były zakażone. Czy to nie cudowne? Niemal boję się w to wierzyć, ale Miat wzbudza zaufanie i odważę się stwierdzić, że wie, co mówi. Będę się modliła za jego zdrowie. 5 października, 1976 Dziś po południu przyprowadzono do lekarza rodzącą kobietę. Doktor Miat zbadał ją na werandzie i przysłał po mnie. Wystawił stół i pomogliśmy jej się na nim położyć. Nie odważyliśmy się iść do szpitala, gdzie wciąż może kryć się źródło „gorączki". Doktor Miat wykonał cesarskie cięcie na ganku, przy blednącym świetle, zużywając przy tym wszystkie środki znieczulające, jakie miał w torbie. Kazał mi trzymać obrzeża rany dwiema zagiętymi łyżkami, żeby mógł otworzyć macicę. Dopiero jak wszystko się skończyło, ugięły się pode mną kolana i poczułam się, jakbym miała chorobę morską. To była moja pierwsza operacja. W zeszłą sobotę usiłowałam wysłać helikopterem listy do Ciebie i do naszych drogich rodziców, ale doktor Collard nie chciał ich zabrać w obawie przed zakażeniem. Szybciutko Ci powiem, że zanim dotknęłam tych stronic, umyłam ręce mocnym mydłem i wodą, więc nie musisz się obawiać. Doktor Miat dopilnuje ich wysłania, jak będzie stąd wyjeżdżał, tak że nie będę się powtarzała z wiadomościami, o których już pisałam. Jak wiesz, w naszym zakonie nie wolno pisać pamiętników, ale list pisany codziennie do Ciebie, skoro jest coś do zakomunikowania, to co innego. 160 W większości nasze dni są długie i nudne. Nie mam do roboty nic oprócz czekania. Przywodzi mi to na myśl czasy, gdy we dwie byłyśmy wysyłane za karę do komórki z ziemniakami, za stodołą. Nie wiem, czy przebywamy w domku gościnnym, żeby odizolować się od pozostałych, czy odizolować pozostałych od nas. Gdy to piszę, właśnie zdaję sobie sprawę, że ojciec Dubonnet i doktor Miat przychodzą i wychodzą kiedy im się podoba. Może kordon jest tylko po to, żeby chronić nas, „słabsze" siostry, do czasu oczywiście, kiedy któryś z mężczyzn będzie potrzebował naszej pomocy