Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Przeszukaj go, Czerwony. Zobacz, czy coś ukrywa - mówiąc te słowa, opróżnił puszkę na monety. - To a conto, Szopa. Czerwony odnalazł srebrnego lewa, którego Kruk dał Szopie. Krage potrząsnął głową. - Szopa, Szopa, okłamałeś mnie. Hrabia boleśnie przycisnął jego łokcie jeden do drugiego. -To nie moje -sprzeciwił się Szopa. - To własność Kruka. Chciał, żebym kupił opał. Dlatego właśnie szedłem do Drzewiarza. Krage popatrzył na niego. Szopa był pewien, że Krage wie, iż mówi on prawdę. Brak mu było odwagi, by skłamać. Bał się. Krage mógł go puścić z torbami, zmusić, by oddał Lilię, aby wykupić się od śmierci. Co wtedy? Zostałby bez grosza, wyrzucony na ulicę ze starą kobietą, którą musiał się opiekować. Matka Szopy przeklinała Kragego. Nikt, w tym również Szopa, nie zwracał na nią uwagi. Była niegroźna. Pupilka stanęła bez ruchu w drzwiach kuchni z jedną ręką zaciśniętą w pięść na wysokości ust i wyrazem prośby w oczach. Spoglądała raczej na Kruka niż na Kragego czy Szopę. - Co mam rozwalić, Krage? - zapytał Czerwony. Szopa skulił się. Czerwony lubił swoją pracę. - Nie trzeba było ukrywać pieniędzy, Szopa. Nie trzeba było okłamywać Kragego. Zadał mu okrutny cios. Szopie zebrało się na wymioty. Spróbował upaść do przodu, lecz Hrabia podtrzymał go. Czerwony uderzył go po raz drugi. - On powiedział prawdę - rozległ się cichy, zimny głos. - Wysłałem go po opał. Krage i Czerwony zmienili szyk. Hrabia nie zwolnił uścisku. -Kim jesteś? - zapytał Krage. - Kruk. Zostawcie go. Krage wymienił spojrzenia z Czerwonym. -Lepiej by chyba było, gdybyś nie mówił tak do pana Kragego - rzucił Czerwony. Kruk podniósł wzrok. Czerwony naprężył barki, po czym, zdawszy sobie sprawę, że go obserwują, wystąpił naprzód i spróbował zadać cios otwartą dłonią. Kruk złapał jego rękę w powietrzu. Szarpnął. Czerwony opadł na kolana, zgrzytając zębami, by nie jęknąć. - To było głupie - powiedział Kruk. - Mądrzy są ci, co mądrze postępują, mój panie - odparł zdumiony Krage. - Puść go, póki jesteś zdrowy. Kruk uśmiechnął się, po raz pierwszy odkąd Szopa sięgał pamięcią. - To na pewno nie było mądre. Usłyszeli wyraźne pop. Czerwony wrzasnął. - Hrabia! - warknął Krage. Hrabia cisnął Szopę na bok. Był dwukrotnie większy od Czerwonego, szybki, mocny jak góra i co najwyżej równie inteligentny. Nikt nie mógł przeżyć starcia z Hrabią. W dłoni Kruka pojawił się straszliwy, dziewięciocalowy sztylet. Hrabia zatrzymał się tak gwałtownie, że nogi mu się zaplątały. Upadł do przodu, ześlizgując się po krawędzi stołu Kruka. - Cholera jasna - jęknął Szopa. - Ktoś na pewno zostanie zabity. Krage nie będzie tego tolerować. To by zaszkodziło jego interesom. Gdy jednak olbrzym podniósł się na nogi, Krage powiedział swobodnym tonem: - Hrabia, pomóż Czerwonemu. Hrabia posłusznie zwrócił się w stronę swego kompana, który odpełznął na bok, by zająć się nadgarstkiem. -Zdaje się, że mieliśmy tu małe nieporozumienie - stwierdził Krage. - Powiem to jasno, Szopa. Masz tydzień na to, by mi zapłacić należność plus odsetki. -Ale... - Żadne ale, Szopa. To zgodne z umową. Zabij kogoś. Obrabuj. Sprzedaj tę norę. Tylko zdobądź pieniądze. Nie musiał tłumaczyć, co się stanie w przeciwnym razie. Nic mi nie będzie, obiecywał sam sobie Szopa. Nie zrobi mi krzywdy. Jestem zbyt dobrym klientem. Jak, do cholery, da sobie radę? Nie mógł sprzedać lokalu. Nie, gdy nadchodziła zima. Staruszka nie przeżyłaby na ulicy. Zimne powietrze wpadło do wnętrza Lilii, gdy Krage zatrzymał się w drzwiach. Wbił wzrok w Kruka. Ten nie zadał sobie trudu, by odwzajemnić spojrzenie. - Daj mi trochę wina, Szopa - powiedział. - Mam wrażenie, że je rozlałem. Szopa zakrzątnął się szybko mimo odczuwanego bólu. Chcąc nie chcąc starał mu się przypodobać. -Dziękuję ci, Kruk, ale nie trzeba było się wtrącać. On cię za to zabije. Kruk wzruszył ramionami. - Idź do tego sprzedawcy opału, zanim kolejna osoba spróbuje zabrać moje pieniądze. Szopa spojrzał na drzwi. Nie miał ochoty wychodzić na zewnątrz. Mogli na niego czekać. Gdy jednak znowu spojrzał na Kruka, ten czyścił sobie paznokcie swym straszliwym nożem. -Już idę. Zaczai padać śnieg. Ulica była zdradliwa. Jedynie cienka, biała zasłona pokrywała błoto. Szopa nie mógł nie zadawać sobie pytania, dlaczego Kruk się wtrącił. Żeby ocalić swe pieniądze? To rozsądne... z tym, że rozsądni ludzie zachowywali spokój w obecności Kragego, który mógł poderżnąć komuś gardło za to tylko, że ten krzywo na niego spojrzał. Kruk był tu nowy. Może nic nie wiedział o Kragem. Teraz się dowie