Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wierzył, instynktownie wiedział, że słyszy absolutną prawdę - tylko jedna anomalia... niezaprzeczalna dwuznaczność. Kyle zmarszczył brwi, spojrzał na zjawę dryfującą po drugiej stronie biurka. - Jest coś, czego nie rozumiem - zaśmiał się trochę histerycznie - to znaczy, wiele rzeczy tu nie rozumiem, co nie znaczy, że w nie wątpię. Trudno mi jednak uwierzyć... - Tak? - odezwała się zjawa. - No dobrze - ciągnął Kyle - sęk w tym, że to, co mówisz jest prawdą, podejrzewam, że resztę także. Wiesz to, czego nikt poza mną i Keenanem Gormleyem nie wiedział, ale... - Ale? - ...ale twoja opowieść - wybuchnął nagle Kyle - wyprzedza czas. Notuję wszystko. Właśnie powiedziałeś, co stanie się w środę, za dwa dni. Według ciebie, Tibor Ferenczy nadal istnieje, nie zginie do środy wieczór. - Rozumiem, że to dla ciebie dziwne. Czas jest względny, Alec, tak jak przestrzeń - są ze sobą powiązane. Powiem więcej: wszystko jest względne. Istnieje Wielki Porządek Rzeczy... Coś umknęło Kyle'owi. Przez chwilę widział tylko to, co chciał zobaczyć. - Widzisz przyszłość? Tak dokładnie? - miał przerażoną twarz. - A ja myślałem, że mam talent! Tak zaglądać w przyszłość, to wprost nie do wiary - zatrzymał się i westchnął. Nie dość, że wszystko było wystarczająco niewiarygodne, nowa, bardziej niesamowita myśl przemknęła przez jego głowę. Gość dojrzał to w wyrazie jego twarzy. Uśmiechnął się zwiewnie. - Coś nie tak, Alec? - zapytał. - Gdzie... gdzie jesteś? Gdzie ty jesteś, prawdziwy ty, materialny? Skąd mówisz? Z jakiego czasu przemawiasz? - Czas jest względny - powiedziało widmo, nadal się uśmiechając. - Mówisz do mnie z przyszłości, prawda? - wysapał Kyle. To mogło być jedyne wytłumaczenie, tylko tym sposobem widmo mogło wszystko wiedzieć. - Będziesz mi przydatny - powiedziała zjawa. - Chyba masz intuicyjną zdolność rozumienia swoich wizji. Może to ten sam talent, ale zaraz... możemy kontynuować? Kyle chwycił ołówek, ciągle się gapiąc. - Tak, idźmy dalej. Powiedz wszystko, do końca... ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Moskwa, piątkowy wieczór. Prospekt Puszkina, mieszkanie Dragosaniego. Ściemniało się, kiedy nekromanta wrócił do domu. Nalał sobie wódki. Pociągi wlokły się bezlitośnie podczas podróży powrotnej z Rumunii, nieobecność Maksa Batu uczyniła ją jeszcze dłuższą. Do tego rosnące poczucie pośpiechu, pędu do wielkiej konfrontacji. Czas mijał szybko, a tak wiele zostało jeszcze do zrobienia. Borys był bardzo zmęczony, a nie mógł nawet myśleć o odpoczynku. Instynkt pchał go do działania, ostrzegał przed najmniejszą przerwą. Po drugim kieliszku poczuł się trochę lepiej. Zadzwonił na Zamek Bronnicy, sprawdził czy Borowic nadal opłakuje swą żoną w Żukowce. Chciał też porozmawiać z Igorem Władikiem, ten jednak wrócił do domu. Dragosani zadzwonił i tam, zapytał czy może przyjść. Igor zgodził się natychmiast. Władik mieszkał niedaleko. Dragosani pojechał jednak samochodem. Nie minęło dziesięć minut, a już siedział w małym pokoju, kosztując powitalny kieliszek wódki. - I co, towarzyszu? - zapytał Władik, kiedy już przebrnęli przez powitalne konwenanse. - Czym mogę służyć? - patrzył ciekawie, prawie dociekliwie na ciemne okulary i posępne rysy gościa. Nekromanta skinął głową, jakby coś potwierdzał. - Widzę, że oczekiwałeś mojej wizyty. - Tak. Myślałem, że może przyjdziesz - odpowiedział ostrożnie Władik. Borys nie chciał przedłużać niepotrzebnie rozmowy. Postanowił, że jeśli Władik nie odpowie właściwie na zadane pytania, zabije go. - Więc jestem - odrzekł - a teraz powiedz: co będzie? Władik był małym brunetem, zwykle otwartym dla ludzi. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie. Uniósł brwi, przybrał wyraz zdziwienia. - Co będzie? - powtórzył niewinnie. - Słuchaj, bez wygłupów - powiedział groźnie Dragosani. - Pewnie już wiesz, dlaczego przyszedłem. Za to ci płacą, za zdolność przewidywania wydarzeń. Pytam raz jeszcze: co będzie? - Z Borowicem, tak? - Władik cofnął się. - Na początek, tak. Twarz Władika stała się chłodna i beznamiętna. - Umrze - powiedział bez emocji - jutro, około południa. Atak serca, chyba, że... - Chyba, że co? Igor zadrżał. - Atak serca - powtórzył. Dragosani pokiwał głową, westchnął i odprężył się. - Tak - powiedział - tak będzie. A co ze mną... i z tobą? - Nie przewiduję przyszłości dla siebie - odrzekł szczerze. - To kuszące, oczywiście, ale zbyt frustruje. Znać przyszłość i nie móc nic zrobić. Boję się... co do ciebie... to trochę osobliwe... Borysowi to określenie nie spodobało się. Odłożył kieliszek i nachylił się. - Osobliwe? - zapytał. To było dla niego bardzo ważne. Władik wziął oba kieliszki i nalał wódki. - Najpierw coś wyjaśnijmy - powiedział. - Towarzyszu, nie jestem waszym rywalem. Nie mam ambicji związanych z Wydziałem E. Żadnych. Wiem, że Borowic uczynił mnie zastępcą - tak jak i was - ale mnie to nie interesuje. Myślę, że powinniście to wiedzieć. - To znaczy, że nie będziesz mi wchodził w drogę. - Nikomu nie schodzę z drogi! - zaprzeczył Igor. - Nie chcę po prostu. Andropow nie spocznie dopóki nas nie wytępi, nawet jeśli mu to zabierze resztę życia. Szczerze mówiąc, cholernie chciałbym się stąd wydostać. Wiesz, że jestem architektem, Dragosani? Tak, jestem. Jestem dobry w zaglądaniu w przyszłość, ale wolę zaglądać do planów budynków. - Dlaczego mi to mówisz? - Borys zaciekawił się. - To nie ma ze mną nic wspólnego. - Właśnie, że ma! To ma wiele wspólnego z życiem. A ja chcę żyć. Widzisz, Dragosani, wiem, że będziesz zamieszany w śmierć Borowica. Ten "atak serca"... Skoro możesz z nim walczyć i zwyciężyć, a tak się stanie, to jakie są moje szansę? Nie jestem odważny, nie jestem też głupi. Wydział E należy do ciebie. Dragosani pochylił się bardziej do przodu, oczy były plamkami czerwieni przebłyskującymi zza czarnych szkieł okularów. - To twój obowiązek mówić Borowicowi takie rzeczy - powiedział twardo. - Szczególnie takie rzeczy. Nie powiedziałeś mu jeszcze? A może już wie, że będę w to zamieszany? Władik otrząsnął się, wyprostował. Przez chwilę czuł się jak zahipnotyzowany. Nekromanta miał spojrzenie węża. Może wilka? Na pewno nieludzkie. - Naprawdę nie wiem dlaczego powiedziałem tobie to wszystko, może nawet stary ciebie tu przysłał? - Nie wiedziałbyś, gdyby tak było? - odparł Dragosani. - Twój talent nie przewidziałby takiej możliwości? - Nie widzę wszystkiego - bronił się Władik. Borys skinął głową. - Zgadza się. Nie przysłał mnie. A teraz powiedz szczerze: czy on wie, że jutro umrze? Jeśli tak, to czy wie, że będę w to wmieszany? No, czekam. Władik zagryzł wargi. - Nie wie - wymamrotał. - Dlaczego mu nie powiedziałeś? - Z dwóch powodów. Po pierwsze; to nic by nie zmieniło, nawet gdyby wiedział. Po drugie: nienawidzę tego skurwysyna