Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Katoliccy przywódcy feudalni Anglii północnej, rody Percy, Neville i Dacre, chwycili za broń na rzecz Marii i mszy, wzywając katolickich arystokratów Szkocji do przekroczenia granicy i połączenia się z nimi. Krzyżowcy ci maszerowali pod sztandarem Pięciu Ran Chrystusowych i podarli Biblię i Modlitewnik w katedrze w Durham. Jednak rząd szkocki przeszkodził szkockim katolikom przejść granicę, a Anglia południowa skwapliwie powstała w obronie Elżbiety. Duch feudalizmu nie był już dostatecznie pewny siebie, by na polu bitwy stawić czoła duchowi narodowemu. Nawet kresowcy 408 nie czuli się już dobrze występując przeciwko Koronie w szeregach nowożytnego Percy'ego, jak ongiś ich przodkowie w zastępach Hots-pura. Wystarczyła jedna potyczka do rozproszenia wojsk feudalnych i katolickich. Zamiast być wdzięczną za zwycięstwo, które pokazało zdumionemu światu, jak trwałe miejsce zajęła w sercach poddanych, Elżbieta wzięła krwawy odwet na feudalnych dzierżawcach i 800 spośród nich poniosło śmierć. Ale dalsze jej posunięcia były już mądre. Problem Anglii północnej został wreszcie zlikwidowany. Radę Północy1 i pieczę nad Marchiami można było teraz oddać całkowicie w ręce lojalnych urzędników; nie trzeba już było ulegać dłużej wielkim właścicielom ziemskim, którzy w głębi serca byli buntownikami. Zakończenie wojny pogranicznej ze Szkocją stworzyło nowe warunki bytu, umożliwiające rządowi w nadchodzącej epoce oduczenie północy od jej wojskowych i feudalnych tradycji. Mężne, lecz tragiczne społeczeństwo pogranicznych ballad i krwawych walk rodowych stopniowo przekształciło się w społeczność posłusznych prawu i czytających biblię pasterzy, którzy zaludniali wrzosowiska za dni Tho-masa Bewicka i Waltera Scotta. Niepowodzenie buntu północy dowiodło jedności wewnętrznej nowej Anglii i można było teraz śmielej stawiać czoło niebezpieczeństwom zewnętrznym. A było ich sporo i nadeszły szybko. W 1570 r. papież Pius V rzucił klątwę na Elżbietę i misja jezuicka wyruszyła do Anglii. W 1572 r. książę Norfolk został ścięty za spiskowanie z agentami Filipa, Alby i papieża w celu osadzenia na tronie Marii, tym razem jako marionetki nie w rękach Francji, lecz Hiszpanii. Miała dostać za męża Norfolka, a papież podejmował się rozwieść ją z Bothwellem. Odtąd zamordowanie Elżbiety było zwykłym tematem dyskusji wśród świeckich i religijnych przywódców kontynentalnej Europy, którym zabijanie heretyków wydawało się dziełem pobożnym. Stracenie Norfolka, największego arystokraty w kraju, zaraz po upadku earlów z północy, znamionowało w Anglii ostateczne zwycięstwo nowego systemu nad dawnym feudalizmem. Świat rzeczywiście uległ przemianie. W tym samym roku noc św. Bartłomieja, 1575 która osłabiła, lecz nie zniweczyła sprawy hugenockiej we Francji, znalazła przeciwwagę w skutecznym powstaniu holenderskich żeglarzy i miast przeciwko okrucieństwom Filipa hiszpańskiego. Izba Gmin w Anglii, pełna wściekłości i obaw, wniosła petycję o egzekucję Marii, królowej Szkotów, jak gdyby nie była ona boskim pomazańcem. Jeszcze przez piętnaście lat Elżbieta, posłuszna swym instynktom pacyfistycznym i rojalistycznym, stała pomiędzy swym narodem 1 O Radzie Północy zob. wyżej, s. 340. 409 a życiem Marii. Nie lubiła zabijania królowych, a jednocześnie taki czyn oznaczałby formalną wojnę z Hiszpanią. Dopóki Maria była jej najbliższym dziedzicem, mogła mieć nadzieję, że Filip będzie trochę dłużej tolerował ją i jej żeglarzy. Ale gdyby Maria zniknęła, Filip mógłby podjąć inwazję i ubiegać się o Anglię dla siebie. Zaledwie sześćdziesiąt mil dzieliło brzegi Kentu od wciąż niepokonanych weteranów Alby w Niderlandach. Na szczęście były to mile słonej wody, a burzliwe fale stanowiły czynnik o rosnącej doniosłości w tym nowym wieku, odznaczającym się tak wielkim brakiem szacunku dla feudalnej przeszłości i dla wszelakich wodzów rycerstwa