Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Potem spojrzał jeszcze raz. Jego zraniona wróżka siedziała przy stole do gry w kości w swojej zabójczej czerwonej sukni i idealnie dobranych do niej szpilkach. - Co ona, u diabła, wyczynia? - Rzuca na ósemkę. Taki jest jej cel. Piątka i trójka - powiedział Justin, uśmiechając się pod wąsem, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi. - Dziewczyna wygrywa. - No, dalej, mała! Spręż się, laleczko! Mężczyzna kibicujący Darcy mógłby być jej ojcem, nie oburzyła się więc, gdy dał jej lekkiego klapsa w pupę. Potraktowała to jako klaps na szczęście, bez żadnych podtekstów. Potrząsnęła kośćmi w złożonych dłoniach, pochyliła się nad długim stołem i rzuciła je. Rozległy się gromkie okrzyki, pieniądze i żetony przechodziły z rąk do rąk zbyt szybko, by mogła za tym nadążyć. - Siedem! Dobrze. - Uniosła pięść do góry. Zagrabiwszy stertę żetonów, zaczęła je znów beztrosko rozmieszczać. - Tutaj, tutaj i tutaj. - Załatw ich, blondyneczko. - Mężczyzna po drugiej stronie stołu rzucił na stół studolarowy banknot. - Jesteś zawzięta. - Jeszcze jak. - Darcy rzuciła kości, mrużąc powieki podrażnione dymem i wydała radosny okrzyk, gdy okazało się, że wyrzuciła trójkę i dwójkę. - Nie wiem, czemu myślałam, że ta gra jest okropnie trudna. - Uśmiechnęła się, upijając spory tyk szampana z kieliszka, który ktoś jej podał. - Łap to, dobrze? -Przesunęła kieliszek w stronę faceta, który poklepał ją po pupie, i wzięła do ręki kości. - No to ciach - powiedziała do krupiera. - Boże, jak ja kocham to mówić! - Rzuciła kości, po czym zatańczyła radośnie na swych wysokich obcasach. Mac musiał torować sobie drogę łokciami przez tłum. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy, był mały zgrabny tyłeczek w obcisłej czerwonej sukni. Chwycił Darcy za łokieć tuż po jej rzucie, jego słowa zagłuszyły głośne okrzyki graczy i gapiów. - Co ty, u diabła, wyczyniasz?! Odrzuciła głowę do tyłu, pijana zwycięstwem. - Kopię cię w tyłek. Odsuń się i zrób mi miejsce, żebym mogła kopnąć mocniej. Chwycił ją za rękę, gdy pochyliła się, by zebrać kości. - Wymień żetony na pieniądze. - Guzik tam. Teraz gram. - Daj spokój, chłopie, pozwól pani rzucić. Mac tylko odwrócił głowę i zmierzył podnieconego gracza przy rogu stolika lodowatym spojrzeniem. - Wymień żetony - polecił krupierowi, po czym pociągnął Darcy, przepychając się przez tłum niezadowolonych gapiów. - Nie możesz mnie zmuszać do przerwania gry wtedy, gdy mam świetną passę. - Mylisz się. To moje kasyno i mogę przerwać grę każdemu, kiedy zechcę. Istnieją pewne limity. - Świetnie. - Oswobodziła rękę. - Wobec tego przeniosę się gdzie indziej i rozpowiem, że dyrekcja „Komancza” nie pozwala grać uczciwym ludziom, którym dopisuje szczęście. - Darcy, chodź na górę. Musimy porozmawiać. - Nie mów mi, co muszę robić. - Szarpnęła się znów ostro, niemal zadowolona, gdy głowy zaciekawionych gości kasyna odwróciły się ku nim. -Powiedziałam, że nie urządzę sceny, ale zrobię to, jeśli mnie sprowokujesz. Możesz mnie wyprosić z kasyna, możesz mnie wyrzucić z hotelu, ale nie będziesz mi mówił, co mam robić. - Proszę cię - powiedział, wykazując zdumiewającą cierpliwość, a przynajmniej tak uważał - chodź ze mną do pokoju, żebyśmy mogli porozmawiać na osobności. - Powiedziałam już, że mnie to nie interesuje. - Dobrze, wobec tego zastosuję środki przymusu. - Podniósł ją i przerzucił przez ramię. Przeszedł dziesięć kroków, zanim Darcy otrząsnęła się z szoku i zaczęła się wyrywać. - Puść mnie natychmiast! Nie możesz traktować mnie w taki sposób. - Dokonałaś wyboru - rzekł ponuro, nie zwracając uwagi na zdumione spojrzenia gości oraz pracowników, gdy niósł ją do windy. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Jestem już spakowana. Wyprowadzam się rano. Puść mnie! . - Nie ma mowy. - Nacisnął guzik jej piętra, po czym postawił ją na podłodze. -Jesteś straszliwie uparta, a ja... - Urwał, trafiony pięścią w splot słoneczny. Cios był jednak na tyle słaby, że lekko rozbawiony Mac tylko uniósł brwi. - Musimy jeszcze nad tym popracować - powiedział. Uznając swą porażkę, Darcy skrzyżowała ramiona