Ostatecznie dla naleĹźycie zorganizowanego umysĹu ĹmierÄ to tylko poczÄ tek nowej wielkiej przygody.
- Najpewniej wpadła mu w oko! Rio nie umiecha się za często. - Pewnie miał się ze mnie - powiedziała, przypominajšc sobie jego docinki na temat marzycieli i hazardzistów. - Wštpię. - Czyżby nie lubił się miać? - spytała, naladujšc przecišgły sposób mówienia Masona. - Ty to masz szczęcie, że cięła te kucyki, bo bym cię teraz za nie wytarmosił! - Umiech przygasł na twarzy Masona, kiedy odwrócił stare, drewniane kuchenne krzesło i objšł ramionami jego oparcie. - Rio nie mieje się z nikogo, tylko z głupków. Może i ty uparta jak olica, ale idiotkš to ty nie jeste. Czule ucisnęła staruszka za ramię. Wyczuła wcišż jeszcze twarde mięnie. Mimo podeszłego wieku Mason nie garbił się i był prawie tak żwawy, jak za młodu. Co prawda od czasu do czasu dokuczał mu artre-tyzm, ale wcišż pasowało do niego okrelenie: prawie sto osiemdziesišt centymetrów żywej legendy. Tak jej ojciec mówił o swoim zarzšdcy, na- uczycielu i najlepszym przyjacielu. Lodówka wydała chłodny, przyjazny odgłos, kiedy Hope jš otworzyła i zamknęła. Zaniosła szklankę lemoniady - bez lodu - do stołu i usiadła. - Czym się zajmuje Rio? - spytała. - Ujeżdża konie. 20 Hope usiłowała dopasować lakoniczny opis do nietuzinkowej osoby imieniem Rio, którš poznała. - I to wszystko? - Jak się jest Riem, to już jest bardzo dużo. Sam jest częciš konia. Przysięgam. Jedzi na wszystkim, co ma grzywę. Ale delikatnie się z tym czym obchodzi. - Mason rozprostował ręce nad głowš z takš siłš, że aż cicho trzasnęły stawy. - Nigdy nie słyszałem, żeby jakiego konia zbił do krwi, a jedził już na wielu, co by na to zasługiwały. Hope upiła łyk orzewiajšcego kwanego napoju i westchnęła. - Powiedział, że jest człowiekiem, który znajduje wodę. Kazał mi spytać cię o zdanie i dopiero wtedy podjšć decyzję. Hope nie patrzyła w stronę Masona, a mimo to wyczuła nagły przypływ jego zainteresowania. Bladozielone oczy przeszyły jštak intensywnym spojrzeniem, że skojarzyło jej się to z Riem. Sama nie wiedziała dlaczego. - Co w tobie zobaczył - powiedział stanowczo. Ałe zauważył, że się zjeżyła. - Ojej, Hope, nie to miałem na myli. Z ciebie jest kobieta co się zowie, a on z pewnociš jest chłopem na schwał, ale dla Ria to jeszcze nic nie znaczy. Jeli powiedział, że będzie szukać wody, to dlatego, że zrobiła co, co mu się spodobało. - Był przy studni Turnera. Jedyne, co zrobiłam, to mocowałam się z tym upartym generatorem. Mason spojrzał na Hope. Trzpiotowata dziewczynka, którš pamiętał, wyrosła na kobietę tak pięknš, jakš kiedy była jej matka. Ale w odróżnieniu od matki, Hope nie przywišzywała zbyt wielkiej wagi do własnej urody. Ani nie nienawidziła rancza. Była jego czšstkš tak głęboko zakorzenionš w ziemi, jak roliny, które czerpiš wodę ukrytš głęboko pod powierzchniš pustym. Podobnie jak starsza siostra, Hope miała ciemne włosy i promienny umiech, który wzbudzał marzenia mężczyzn. Ale Hope nie zauważała mężczyzn, których pocišgała. Dostrzegała jedynie ziemię i gotowa była dla niej pracować. W przeciwieństwie do siostry. Julie była tak piękna jak motyl - i równie bezużyteczna. A co do matki Hope, to po prostu tak bardzo nienawidziła tej ziemi, że nie mogła dobrze jej uprawiać. - Riowi spodobało się, że j este kobietš z charakterem - powiedział Mason, skinieniem głowy przytakujšc samemu sobie. - To jedyna rzecz, jakš darzy szacunkiem. Charakter. - No cóż, tego to mi nie brakuje - powiedziała, udajšc, że opacznie zrozumiała słowa Masona. Wytarła zakurzonš twarz zewnętrznš stronš tak samo zakurzonej dłoni. - Potrafi tego dokonać? Mason zmrużył oczy i przeszył jš spojrzeniem. 21 ~ Kochanie, jeli gdziekolwiek na tym ranczu jest woda, to Rio iš znajdzie. - Jak? Staruszek wzruszył ramionami. - Słyszałem, jak ludzie gadali, że to czarodziej. Zaklinacz wody, różdżkarz, wnuk szamana Zuni. Podobno był żołnierzem i kartografem. Słyszałem, że wychował się w wieżowcu w Houston i w rezerwacie dla Indian za Sierra Perdidas. Podobno uczył się na wschód od Gór Skalistych i zna Zachodnie Wybrzeże lepiej niż wszystkie miertelniki. - W co z tego wszystkiego wierzysz? - spytała zaciekawiona Hope. Mason uniósł znoszony, przepocony kapelusz kowbojski i mocniej wcisnšł go na głowę. - We wszystko. I jeszcze ci co powiem- dodał, przeszywajšc jšprze-nikliwymi zielonymi oczami. - Rio jest bystry, spokojny i szybszy niż wszyscy mężczyni stworzeni przez Boga. Jest trochę Indianinem, a w pełni mężczyznš. Nie zabiera się za co, co nic nie warte, a w walce jest bitny jak wszyscy diabli. Raz widziałem, jak rozdzielał trzy bestie. Zrobił to tak szybko, że przez ten czas nie zdšżyłbym nalać kawy do kubka. - Z tego, co mówisz, wynika, że to... brutal. Mason zerkał na lemoniadę w szklance Hope, zastanawiajšc się nad tym, czego dziewczyna nie dopowiedziała. - Tak jak Turner? - spytał wprost. - Tak - odparła. - Nic podobnego. Turner jest do cna podły. Lubi ranić ludzi. Hope z trudem ukryła, że przeszył jš dreszcz. Aż za dobrze znała tę stronę jego osobowoci. - Rio jest pokojowo nastawiony, o ile to możliwe. A kiedy już musi walczyć, jest tak okrutny, jak to konieczne. - Mason pomasował obolałe kłykcie i spojrzał na niš. - Skarbie, ci trzej faceci, których pobił Rio, mieli noże. Podle gadali, jak to obedrš ze skóry bydlaka, co to mu się wydaje, że wolno mu pić z białymi ziomkami. Oberwało im się, bo na to zasłużyli, a oberwali niewšsko. Szybko obróciła głowę. Twarz Masona była zacięta. - Gdyby Bóg uznał za stosowne dać mnie i Hazel dzieci - spokojnie oznajmił Mason - to umarłbym ze spokojnym sumieniem, gdybym spłodził takiego syna jak Rio. Przez minutę Hope milczała, nie wiedzšc, co powiedzieć. Mason nigdy o nikim tak nie mówił. Nawet o niemal mitycznych postaciach swoich przodków. - Gdzie spotkałe Ria? - spytała w końcu. 22 Mason zawahał sie. Znów uniósł kapelusz, znów włożył go z rozmachem i powiedział: - Tak naprawdę, to mi opowiedziała Hazel, ale ona nie miałaby nic przeciwko temu, żebym ci to powiedział. Dzieci jej siostry miały kłopoty, nieważne jakie. Rio je rozwišzał. Hope starała się przypomnieć sobie wszystko, co wiedziała o zmarłej żonie Masona. Siostra Hazel wyszła za włóczęgę półindiańskiej krwi. Po kilku latach mężczyzna zniknšł, zostawił jš z czwórkš dzieci. I Rio rozdzielił" trzech mężczyzn, którzy nienawidzili Indian. - Rozumiem - mruknęła Hope. Potem dodała po cichu: - Mam nadzieję, że ci mężczyni wzięli sobie do serca nauczkę. - Wštpię. Nie da się nauczyć węża jazdy na łyżwach