Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Myślisz, że jednak nie przyjdzie? - spytała Paula. - Wątpiłem od samego początku. Potrzeba nie lada odwagi, by w podob- nej sytuacji się ujawnić. Zgłodniałem. W Hummerze podają wyśmienite je- dzenie. Zejdźmy we trójkę i coś zjedzmy... Newman powoli szedł korytarzem, podczas gdy Tweed zamykał drzwi. W pewnym momencie przesłonił twarz dłonią. Charakterystyczna reakcja Boba w chwilach zakłopotania, pomyślała Paula. 152 Kiedy Tweed ruszył za nim, Paula pozostała z tyłu. Dotarli do windy, wokół było spokojnie. Z naprzeciwka, zdecydowanym krokiem zbliżał się do nich męż- czyzna. W chwili gdy mij ał Newmana, Paula w mgnieniu oka spostrzegła, że j est średniego wzrostu, ma atletyczną budowę ciała i dużą głowę. Był starannie ogo- lony, a j ego krótkie, ciemnie włosy nosiły ślady niedawnego przycinania. Kryją- ce się pod krzaczastymi brwiami, niebieskie oczy wydawały się niezwykle ru- chliwe. Mijając Tweeda, wyciągnął rękę i chwycił go za ramię. Dłoń Pauli w jednej sekundzie znalazła się wewnątrz torebki, zaciśnięta na rękojeści browninga. Newman obrócił się i trzema długimi krokami znalazł się tuż za nieznajomym, przyciskając lufę Smith & Wessona do jego kręgosłupa. - JjycTy pan sobie czegoś? - odezwał się Newman. - Spokojnie, panowie - wyszeptał. Rozłożył szeroko ramiona, koniuszka- mi palców dotykając ścian. - Cord powiedział, że wszystko będzie w porządku. Nazywam się Barton Ives, agent specjalny FBI. Rozdział 22 Ki 1 iedy Tweed otworzył drzwi, Paula tyłem weszła do po- -koju, cały czas trzymając wycelowany w Amerykanina pistolet. Newman lufą Smith & Wessona popchnął nieznajomego do środka. Podczas gdy Tweed zamykał ponownie drzwi, Newman, schowawszy rewolwer do kabury, zaczął przeszukiwać schwytanego mężczyznę. - Jestem uzbrój ony - powiedział Ives. - Pod lewą pachą. Newman obejrzał broń Amerykanina. Smith & Wesson kaliber 0.38 cala. Przybysz przypominał Pauli wypchanego, pluszowego misia. - Chciałbym zobaczyć jakiś dowód tożsamości - poprosił Tweed. - Czy mogę sięgnąć do wewnętrznej kieszeni płaszcza? Widzę, że nie lubi- cie ryzykować. To dobrze... - Jest czysty - powiedział Newman, wkładając rewolwer do kieszeni. Ives wyciągnął legitymację, którą podał Tweedowi, po czym spojrzał na Pau- lę, zdradzając wyraźne zmęczenie. - Napiłbym się trochę wody, jeśli nie macie nic przeciwko temu. Paula nalała mu szklankę wody mineralnej. Wypił wszystko niemalże jed- nym łykiem, a następnie odetchnął z ulgą. Tweed dokładnie obejrzał dowód toż- samości, sprawdził fotografię oraz szczegóły wydrukowane pod plastikową okład- ką. - Wygląda na to, że naprawdę j est pan tym, za kogo się podaj e - powiedział zwracając mu legitymację. - Witamy w Zurychu. Proszę usiąść. - Pańskie powitanie zabrzmiało, jakbym dopiero co przyjechał - odpowie- dział Amerykanin, siadając w fotelu i zakładając nogę na nogę. - W rzeczywi- stości mieszkam tu już od pewnego czasu, nigdy nie pozostając w jednym miej- scu dłużej niż przez jedną noc. Muszę wam powiedzieć, że taki tryb życia jest niezwykle męczący. Cord przesyła pozdrowienia. - Ma pan na myśli przemieszczanie się po całej Szwajcarii czy tylko w sa- mym Zurychu? - zapytał Tweed, wciąż stojąc. - Zurych i kilka dziur tuż poza miastem. Obawiałem się szwajcarskiego prawa nakazującego meldować siew hotelach, podawać dokładne dane. 154 - Więc zmuszony był pan meldować się pod prawdziwym nazwiskiem? - Czy myśli pan, że uciekając ze Stanów, zabrałem ze sobą całą teczkę fał- szywych paszportów? - Ives spytał agresywnie, po czym pochylił się. - Musia- łem jak najszybciej uciekać, by nie stracić życia. Odleciałem przy pierwszej nada- rzającej się okazji. - W jaki sposób rozpoznał mnie pan na korytarzu? - naciskał dalej Tweed. - Dzięki Cordowi. Opisał pana dokładnie. To był warunek, jaki postawiłem, zanim podjąłem ryzyko spotkania się z panem. Cord stanowczo nalegał, żeby- śmy się poznali, panie Tweed. Tweed usiadł, zdjął z nosa okulary i przeczyścił je chusteczką. Nie spieszył się zbytnio, sprawdzając cierpliwość Ivesa. Ives całkowicie odpowiadał wyobra- żeniu Pauli o tym, jak wygląda agent federalny. Rozważny, ostrożny i opanowa- ny. Tweed ponownie założył okulary i przez chwilę jeszcze przyglądał się Iveso- wi, zanim przemówił. - Powiedział pan, że musiał w pośpiechu uciekać ze Stanów w obawie o swoje życie. Dlaczego? Kto pana ścigał? Ives spojrzał na Paulę, a następnie przeniósł wzrok naNewmana, w którego dłoni wciąż znajdował się rewolwer. - Nie mogę odpowiedzieć na pańskie pytania, jeśli nie zostaniemy sami. Wiem, że pański znajomy nazywa się Robert Newman - w swoim czasie widzia- łem jego zdjęcia w gazetach, zamieszczane przy napisanych przez niego artyku- łach, nie zmienił się zbytnio. - Czy Cord doradził panu takie podejście do sprawy? - spytał Tweed. - Nie, to moja własna decyzja. Wszystko, co mam panu do powiedzenia, jest ściśle tajne. - Zarówno Paula, jak i Bob są moimi zaufanymi współpracownikami. Albo będzie pan przy nich mówił, albo może pan sobie darować... - Cord przestrzegał mnie, że jest pan uparty - Ives machnął ręką w geście rezygnacji. -Niech Bóg ma pana w swojej opiece, jeżeli cokolwiek z naszej roz- mowy wydostanie się z tego pokoju. - Czy pan mi grozi? - zapytał łagodnie Tweed. - Nie, podaję panu tylko zarys sytuacji. Staniecie się celem dla ludzi, któ- rzy nigdy nie chybiają. - A jednak czasem im się to zdarza - zauważył Tweed. - Więc jak będzie? Może napiłby się pan kawy? W dzbanku zostało j eszcze sporo. - Byłbym niezmiernie wdzięczny - powiedział Ives, zerkając w stronę Pau- li. - Strasznie zaschło mi w gardle... Tweed zaczekał, aż Paula naleje pełną filiżankę. Ives wziął od niej filiżan- kę, po czym jednym łykiem opróżnił połowę. - A więc do rzeczy. Urodziłem się i wychowałem w Nowym Jorku, ale pracowałem w Tennessee, na południu. Prowadziłem śledztwo w sprawie zni- kających dużych sum. Na początku myśleliśmy, że chodzi o pranie brudnej forsy, lecz teraz sądzę, że pieniądze te były używane przez jakiegoś polity- ka... 155 - Czy ma pan na myśli okradanie banków? - spytał Tweed. - Ależ skąd, do cholery. Oszustwa podatkowe. Za każdym razem, gdy zdo- byłem zeznania od jakiegoś świadka, w krótkim czasie znikał on w nie wyjaśnio- nych okolicznościach. Nigdy nie udało mi się odnaleźć ciał