Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Biegnąc teraz ulicą, myślała już, co powiedzieć Reilo-wi, żeby pozwolił jej wyjść przed południem. Najlepiej oczywiście fryzjer. Reil chciał, żeby wyglądała ładnie, napisał nawet do przyjaciela przebywającego w Paryżu, żeby przysłał francuskie kosmetyki i materiały na suknie. Spojrzała na zegarek; na pewno się spóźni, zbliżała się już piąta, a do fabryki miała jeszcze spory kawałek drogi. Rozejrzała się; ani jednej rikszy. W tej chwili zobaczyła otwarty samochód hamujący przy chodniku. Elegancki mężczyzna, którego twarz wydała jej się od razu znajoma, uśmiechał się do niej. - Podwieźć do fabryki? - zapytał. Mówił po niemiecku z lekkim obcym akcentem. - Skąd pan wie? - zawołała zdziwiona. - Nazywam się Rioletto - powiedział - byłem dzisiaj u pana Puschkego i widziałem panią w sekretariacie. Zajęła miejsce obok niego. - Muszę się przyznać - mówił, zręcznie wyprzedzając furmankę - że to spotkanie nie było zupełnie przypadkowe... Danka spojrzała na niego z niepokojem. - Śledził mnie pan? - Od razu zrozumiała, że to było niepotrzebne pytanie. Rioletto roześmiał się. - Ach, mój Boże, widziałem panią minutę, może nawet trzydzieści sekund... ale wywarła pani na mnie kolosalne wrażenie... Kolosalne - powtórzył. - Pan wybaczy, panie Rioletto. - Nie, nie, proszę się nie gniewać — terkotał — może mój sposób mówienia wydaje się pani nieco przesadny, ale to taki styl, w końcu jestem Włochem... Wie pani, czytam w myślach ludzkich, to mój zawód... - Piękny zawód - powiedziała Danka i poczuła, że ma suche wargi. -Panno Danko... - Skąd pan zna moje imię? - Czytam w myślach... Nie, przepraszam, zapytałem woźnego. Wiem już, że pani jest nową sekretarką Reila i nie jest pani Niemką. Czy ma pani dziś wolny wieczór? - Niech pan sam odpowie sobie na to pytanie. Podjeżdżali do bramy zakładów. Rioletto zahamował gwałtownie i uśmiechnął się smutno. - Nie mam szczęścia w tym kraju - powiedział. - Czy mogę mieć przynajmniej nadzieję? Danka uśmiechnęła się. Ten Włoch nie był jednak zupełnie pozbawiony wdzięku. Gdy weszła do sekretariatu, było już trzy minuty po piątej, Reil stał w drzwiach gabinetu, czekał na nią. - Spóźniłaś się - powiedział. I ostrzejszym tonem: - Gdzie byłaś? - Jadłam obiad z Krysią - odpowiedziała bez wahania. - Krysia to moja najlepsza przyjaciółka. W końcu muszę ją widywać od czasu do czasu. - Tak się zawsze mówi - warknął. Usiadła przy swoim biurku i wyjęła z torebki puderniczkę. Poprawiła wargi. Reil przyglądał się jej w milczeniu. - Za chwilę przyprowadzą tu starego człowieka - powiedział. - To polski uczony. Niech poczeka w moim gabinecie. Zaparz kawę, ja zaraz wrócę. Danka z trudem ukrywała radość; żeby tylko nie wrócił zbyt szybko, żeby tylko zdążyła powiedzieć Pułkow-skiemu parę słów. Pułkowskiego wprowadził SS-man; został w sekretariacie, a Danka weszła z uczonym do gabinetu. Miała liczone sekundy, wiedziała, że dosłownie liczone sekundy. Drzwi prowadzące do sekretariatu zostawiła zresztą półotwarte, nie mogła ich zamykać, nie chcąc budzić podejrzeń SS-mana. - Inżynier Reil zaraz wróci - powiedziała głośno po niemiecku. - Napije się pan kawy? - Tak - odrzekł Pułkowski. Podała mu filiżankę i pochyliła się nad nim. - Panie doktorze - szepnęła po polsku - uwolnimy pana, jeszcze parę dni, proszę się trzymać. Gdzie pan jest więziony? Patrzył na nią z ogromnym zdziwieniem. - Kim pani jest? - zapytał. - To nieważne. - W piwnicy, w sąsiednim gmachu - szeptał. - Ale nic nie należy robić. Muszę się zgodzić, bo moja żona, rozumie pani - głos mu się załamał - moja żona... Usłyszała energiczne kroki w sekretariacie. - Kawa jest mocna, panie doktorze - powiedziała po niemiecku. - Czy lubi pan bardzo słodką? Na progu gabinetu stał inżynier Reil. 6 Edward kazał mu przyjść na godzinę dwunastą. Kazik stanął przed bramą pod numerem piętnastym i spojrzał w górę. Na parapecie okna na drugim piętrze dostrzegł doniczkę z kwiatami. Zasłona była lekko uchylona. Oznaczało to: wszystko w porządku. Kazik rozejrzał się jeszcze, ale nie zobaczył nic podejrzanego. O tej porze na ulicy Wałowej ruch był niewielki, przyjechała jakaś riksza, parę kobiet stało przed sklepem, dzieci bawiły się na jezdni. Jak zwykle