Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Chaf orm’bintrano zmrużył oczy i spojrzał na biało ubraną kobietę. Powiedział coś, ona odpowiedziała i zaczęła się dyskusja. Doriana kątem oka spojrzał na Mitth’raw’nuruodo. Jego twarz wciąż była pozbawiona wyrazu, ale kiedy zatrzymał wzrok na twarzy Doriany, jego górna warga uniosła się w ledwie zauważalnym uśmiechu aprobaty. Doriana nie wiedział, co komandor zamierza zrobić z tym świeżo rozpętanym bałaganem, ale ku własnemu zdziwieniu odkrył, że prawie z niecierpliwością czeka, aby się o tym przekonać. Przygotowanie Lotu Pozagalaktycznego do podróży zajęło nieco więcej czasu, niż Car’das się spodziewał. W końcu jednak byli gotowi. - W porządku. Do sterów - polecił Thrassowi, spoglądając przez owiewkę na statki Chisów, wciąż wiszące w niewielkiej odległości. Nie bardzo wiedział, dlaczego do tej pory nie wysłali jeszcze grupy abordażowej, ale widocznie Thrawn i Ar’alani zdołali ich jakoś powstrzymać. - Gotów - zawołał Thrass. Car’das podszedł do konsoli nawigacyjnej i po raz ostatni sprawdził wszystkie odczyty. Kurs ustawiony i zablokowany, gotów, aby zabrać Lot Pozagalaktyczny w jego ostatnią podróż. Przeszedł do konsoli technicznej i położył palce na kontrolkach zasilania... - Uwaga! - warknął Thrass. Car’das odwrócił się, spodziewając się ujrzeć atakujący go oddział żółto ubranych Chissów. Zdziwił się jednak bardzo, kiedy się okazało, że stoi przed nim młoda kobieta. Kątem oka ujrzał, jak Thrass wyrywa spod szaty ukrytą tam broń. W odpowiedzi kobieta wydobyła krótki metalowy cylinder. I w jej dłoniach ożył zielony miecz świetlny. - Nie! - krzyknął Car’das do Thrassa, wymachując rękami. Ale było już za późno. Pistolet syknął i splunął błękitnym ogniem, który kobieta odbiła i skierowała w sufit. - Powiedziałem, przestań! - zawołał Car’das. - To Jedi! Ku jego uldze Thrass nie strzelił po raz drugi. - Czego chcesz? - zapytał Chiss w cheunh, nie spuszczając z kobiety lufy miotacza. - On chce wiedzieć, czego tu szukasz - rzekł Car’das, tłumacząc jej słowa Thrassa. Zerknęła na niego z ukosa. - On nie mówi w basicu? - Nie, nikt tu nie mówi w basicu, z wyjątkiem Thrawna - odparł Car’das. - Ale zna trochę sy bisti, jeśli to pomoże. - Pomoże. - Spojrzała znów na Thrassa. - Kim jesteś? - zapytała, przechodząc na ten język. 3- Jestem syndyk Mitth’ras’safis z Ósmego Rodu Panującego Dynastii Chissów - przedstawił się Thrass. - A ja jestem Jorj Car’das - dodał Car’das. - Głównie niewinny świadek całej tej awantury. - Głównie? - Dostałem się tu dzięki awarii hipernapędu - wyjaśnił. - A ty kim jesteś? - Lorana Jinzler - przedstawiła się. Opuściła miecz, ale nie zgasiła go. Przeszła przez próg i ruszyła w obchód mostka, wyraźnie kulejąc. Przesunęła wzrokiem po martwych ciałach i na jej twarzy pojawił się bolesny skurcz. - Kto jeszcze jest na pokładzie? - Na razie tylko my - odparł Thrass. Zawahał się, ale wsunął miotacz z powrotem za pas tuniki. - Ale członek jednego z rodów panujących próbuje zagarnąć Lot Pozagalaktyczny dla siebie. Staramy się temu zapobiec. Zmrużyła oczy. - Jak? - Będziemy musieli go zniszczyć - wyjaśnił Car’das, uważnie obserwując jej twarz. Nawet jeśli ze statku nie pozostało nic, poza rozdartym i zmiażdżonym metalem, Jedi była prawdopodobnie przywiązana do tej martwej skorupy. I to tak mocno, że sprzeciwi się jej zniszczeniu. Ludzie czasem zachowują się bardzo dziwnie. I rzeczywiście, wytrzeszczyła oczy ze zgrozą. - Nie! - zawołała. - Nie możecie tego zrobić! - Słuchaj, przykro mi - odparł Car’das tak łagodnie, jak mógł. - Ale nie ma tu już nic poza martwym metalem i robotami. - Nie obchodzi mnie martwy metal - warknęła. - Na pokładzie wciąż są żywi ludzie. Car’das poczuł, że serce mu zamiera. Nie. To niemożliwe. Ta Jedi mogła przeżyć atak Thrawna, ale z pewnością nikt więcej... - Kto? - zapytał. - Ilu ich jest? - Pięćdziesięcioro siedmioro - odrzekła Jinzler. - W tym również dzieci