Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Za Plaweczem za³o¿ê szalik na szyjê. To bêdzie znak, ¿e zabieramy siê do roboty. - Tak jak umówione - powtórzy³ Jêdrek. Do peronu nie zamienili ani s³owa. Dopiero gdy zobaczyli Mika, Wichniewicz zbli¿y³ siê do niego, wyci¹gn¹³ papierosa, tamten poda³ mu ognia. - Pierwszy wagon za parowozem - powiedzia³ wyraŸnym szeptem. - W porz¹dku... A ludzie s¹ w wagonie? - Tak... Oni zajêli tylko jeden przedzia³. Trzymajcie siê. - Trzymaj siê, stary! I postaraj siê dojechaæ - Wichniewicz zaci¹gn¹³ siê g³êbiej papierosem i ruszy³ w kierunku parowozu. Bukowy szed³ kilka kroków za nim. * Poci¹g ruszy³ ospale. Zachybota³o wagonem, zadzwoni³y bufory, ko³a zastuka³y na spoiwach szyn, a w oknie w zwolnionym tempie przesuwa³ siê mglisty krajobraz: zwa³y wêgla, wie¿a ciœnieñ, czerwone wagony towarowych poci¹gów... Dalej ju¿ pola i domy w kêpach nagich drzew. Lasak patrzy³ chwilê na puste pola, na wzgórze wznosz¹ce siê ³agodnie stopniami cienistych miedz. Na wzgórzu ros³o kilka œwierków. Widaæ je by³o na tle siniej¹cego nieba. Przypomina³y zakapturzonych pokutników klêcz¹cych w g³êbokim œniegu. Poci¹g rozpêdzi³ siê, szyny zadzwoni³y weselej. W tym wzmagaj¹cym siê rytmie wiêzieñ znajdowa³ ulgê, lecz do tej pory nie móg³ zrozumieæ, jak to siê sta³o, ¿e towarzysze odnaleŸli go w preszowskim wiêzieniu. Kiedy w nocy w izbie komendanta zobaczy³ Wichniewicza, by³ tak zaskoczony, ¿e zrodzi³o siê w nim podejrzenie: mo¿e Antek pracuje z Niemcami, mo¿e w³aœnie przez niego oddaj¹ go w rêce gestapo? Jednak pojawienie siê na dworcu Jêdrka Bukowego rozwia³o wszelkie w¹tpliwoœci. Teraz ju¿ wiedzia³, ¿e chc¹ go odbiæ. Spojrza³ na cywila, który leniwym ruchem wyci¹gn¹³ z kieszeni kurtki papierosy. Tamten, jak gdyby wyczu³, czego pragnie, podsun¹³ mu pude³ko. - Zapal - powiedzia³ szorstko. Lasak uniós³ skute rêce. Cywil z zak³opotaniem wy³uska³ szybko papierosa i wsun¹³ mu go miêdzy wargi. Potem poczêstowa³ ¿andarma. - Nie palê. Od miesi¹ca nie palê - wyjaœni³ ¿andarm bezbarwnym g³osem. - ¯ona powiedzia³a, ¿e d³u¿ej nie wytrzyma, bo ca³e noce kaszla³em - wyjaœni³ na usprawiedliwienie. Cywil uœmiechn¹³ siê nikle. Poda³ Lasakowi ognia. Ten zaci¹gn¹³ siê dymem, lecz papieros mu nie smakowa³. Uniós³ skute d³onie do ust, uj¹³ papierosa miêdzy palce, rozejrza³ siê, gdzie by go zgasiæ. Cywil spojrza³ gniewnie, jak gdyby chcia³ go skarciæ. Po chwili wyrwa³ mu papierosa, rzuci³ na pod³ogê i z wœciek³oœci¹ zdusi³ butem. - Niemieckie lepiej ci bêd¹ smakowa³y - powiedzia³ z nutk¹ pogró¿ki. Lasak milcza³. Przymkn¹³ na chwilê oczy, ¿eby opanowaæ atakuj¹ce go dr¿enie. Nie wiedzia³, czy dr¿y z zimna, czy ze wzrastaj¹cego podniecenia, ale czu³, ¿e ca³y dygoce i zimny pot wystêpuje na rozpalone czo³o. I wiedzia³, ¿e za chwilê zacznie szczêkaæ zêbami. Zastanawia³ siê chwilê, co Jêdrek i Wichniewicz maj¹ zamiar zrobiæ, przypuszcza³ bowiem, ¿e jad¹ w tym samym wagonie. Nie widzia³ ich jeszcze, mia³ jednak takie wra¿enie, ¿e ktoœ stale przechodzi pod zas³oniêtymi szczelnie drzwiami i wpatruje siê uporczywie, jakby chcia³ przenikn¹æ wzrokiem przez brudne firanki. Mo¿e czekaj¹, ¿eby da³ im jakiœ znak... Postanowi³ za wszelk¹ cenê wyjœæ z przedzia³u. Poruszy³ siê wiêc nerwowo i nagle Wsta³. Cywil poderwa³ siê gwa³townie. - Co robisz? - A nic... - odpar³ spokojnie Lasak. - Ja tylko za potrzeb¹. - To nie mia³eœ czasu w wiêzieniu? Lasak wzruszy³ bezradnie ramionami. - Nie mia³em. Tajniak ¿achn¹³ siê gniewnie, jakby chcia³ go uderzyæ, lecz wnet opuœci³ rêce i skin¹³ na ¿andarma. - WyprowadŸcie go. Tylko uwa¿ajcie! ¯andarm dŸwign¹³ siê ociê¿ale. Karabin, który do tej pory trzyma³ miêdzy kolanami, przewiesi³ przez zgiête ramiê i pierwszy otworzy³ drzwi. Cywil wyprzedzi³ ich. Stan¹³ w otwartych drzwiach. W korytarzu trzej podpici ¿o³nierze raczyli siê wódk¹. Za nimi na owiniêtym w zielony brezent tobo³ku siedzia³a drzemi¹ca ch³opka. Z lewej, za drzwiami prowadz¹cymi na platformê, sta³ ros³y mê¿czyzna w narciarskim stroju. Cywil pchn¹³ te drzwi i g³osem nie znosz¹cym sprzeciwu zwróci³ siê do nieznajomego. - PrzejdŸcie do korytarza. Tamten schyli³ siê. Wolnym ruchem podniós³ z pod³ogi plecak i nie spiesz¹c siê przedefilowa³ przed otwartymi drzwiami. Lasak pozna³ Bukowego. Jêdrek rzuci³ mu spokojne spojrzenie, jak gdyby chcia³ powiedzieæ: "jeszcze nie pora", przecisn¹³ siê miêdzy ¿o³nierzami i stan¹³ pod oknem przy drzemi¹cej babinie. ¯andarm pchn¹³ wiêŸnia. - No jazda! * Poci¹g pi¹³ siê pod górê. Lokomotywa pracowa³a ciê¿ko, jakby jej brak³o oddechu. Zdawa³o siê, ¿e to masa rozdygotanego ¿elastwa przebija siê wolno przez œcianê z mg³y i œniegu. Za zapoconymi szybami panowa³ ju¿ mrok. W wagonie zrobi³o siê luŸniej; po drodze wysiad³a ju¿ czêœæ pasa¿erów, pozostawiaj¹c w przedzia³ach p³achty rozrzuconych gazet, zmiête papiery po jedzeniu, zapach wilgotnych okryæ i ko¿uchów. Zosta³o jeszcze trzech pijanych ¿o³nierzy i babina siedz¹ca na owiniêtym w brezent tobo³ku. Kobieta tkwi³a na korytarzu jak kwoka na swoim gnieŸdzie. Drzema³a z g³ow¹ opadaj¹c¹ na piersi. Tylko od czasu do czasu, kiedy siê ocknê³a, otwiera³a szpary zaspanych oczu i cichym g³osem pyta³a ¿o³nierzy, czy to ju¿ Plawecz? ¯o³nierze coraz g³oœniej œpiewali ukraiñskie piosenki. Bukowy domyœli³ siê, ¿e to s¹ Rusini z £emkowskich wsi rozrzuconych w górach wzd³u¿ granicy. Nie zwraca³ na nich uwagi. Unika³ rozmowy. Przed Plaweczem, kiedy w zamyœleniu sta³ z czo³em opartym o ch³odn¹ szybê, jeden z nich, œniady, z cienkim w¹sikiem, baczkami i skoœnymi nieco oczami, podszed³ do niego. Chwia³ siê, a w rêkach trzyma³ butelkê borowiczki i szklankê. - Co tak sami stoicie? Napijcie siê z nami - zagadn¹³ po s³owacku ze œpiewnym ukraiñskim akcentem. - Dziêkujê - odpar³ spokojnie. ¯o³nierz nie zra¿ony odmow¹ nala³ pó³ szklanki wódki. - Jedziemy na urlop - zagadywa³ weso³o. - Na ruskie œwiêta... Napijcie siê... ChodŸcie do nas. Bukowy zawaha³ siê, lecz wnet pomyœla³, ¿e zrêczniej bêdzie napiæ siê w korytarzu. - Dobrze, ale tylko jednego. - Wyj¹³ z jego zaciœniêtych palców szklankê z grubego szk³a. Uniós³ j¹. - Weso³ych œwi¹t! - A wy sk¹d? - zagadn¹³ tamten zdawkowo. - Ja ze Spisz¹, z Jurgowa - odpar³, trzymaj¹c wci¹¿ szklankê w d³oni. ¯o³nierz obj¹³ go badawczym spojrzeniem. - Pewno w góry, na narty. - Mam jedn¹ sprawê do za³atwienia w Lubotyniu. - Bo tak wam siê przygl¹dam