Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Zgodnie z arogancką logiką zmory sennej rozsierdzona rajfurka oświadczyła, wskazując osobnika w ciemnych okularach, że pracował on dawniej w policji, lui, więc lepiej żebym zrobił, jak mi radzą. Podszedłem do Marie - to bowiem gwiaździste imię nosiła - która tymczasem po cichu przetaszczyła swój ciężki zad na taboret przy kuchennym stole i znów zajęła się poniechaną na chwilę zupą, a berbeć złapał lalkę. Nagły przypływ litości nadał wymiar dramatu mojemu idiotycznemu gestowi, gdy wciskałem banknot w jej obojętną dłoń. Przekazała mój dar byłemu detektywowi, po czym łaskawie pozwolono mi odejść. `ty 7 `ty Nie wiem, czy album stręczycielki nie był przypadkiem kolejnym ogniwem pewnego łańcuszka; faktem jest, że wkrótce potem dla własnego bezpieczeństwa postanowiłem się ożenić. Pomyślałem, że regularny tryb życia, domowe obiady, rozmaite małżeńskie konwencje, rutynowa profilaktyka sypialnianych zajęć oraz, kto wie, prawdopodobny w końcu rozkwit pewnych wartości moralnych, pewnych duchowych namiastek, może mi pomóc - jeśli nawet nie całkiem wyzbyć się upadlających i niebezpiecznych pragnień, to przynajmniej łagodnie trzymać je na wodzy. Dzięki odrobinie pieniędzy, która trafiła mi się po śmierci ojca (nic wielkiego - "Miranę" sprzedano na długo przedtem), a także uderzającej, choć nieco brutalnej urodzie, mogłem z całym spokojem rozpocząć zabiegi. Po gruntownym namyśle wybór mój padł na córkę pewnego polskiego lekarza: traf chciał, że poczciwiec ten leczył mnie z zawrotów głowy i z tachykardii. Grywaliśmy w szachy: jego córka przyglądała mi się zza sztalug i wszczepiała pożyczone ode mnie oczy bądź knykcie w kubistyczny szmelc, który utalentowane panienki malowały podówczas zamiast jaśminów i jagniąt. Pozwolę sobie powtórzyć z cichą emfazą: byłem i mimo tous mes malheurs pozostałem wyjątkowo przystojnym mężczyzną; powolnym w ruchach, wysokim, o puszystych ciemnych włosach i posępnym, lecz tym bardziej przez to uwodzicielskim wyrazie twarzy. Wyjątkowa męskość często przejawia się w cenzuralnych rysach podmiotu jako swego rodzaju ponure przekrwienie - symptom tego, co musi on ukrywać. Tak też było i ze mną. Doskonale zdawałem sobie sprawę, niestety, że jednym pstryknięciem palców mogę zdobyć każdą dorosłą kobietę, jaka mi się spodoba; przywykłem nawet nie zwracać na nie zbytniej uwagi, póki same nie dojrzeją i ociekając sokiem nie runą na me zimne łono. Gdybym niczym jakiś francais moyen gustował w efektownych damach, wśród wielu oszalałych piękności, których chucie chłostały mą chmurną skałę, bez trudu znalazłbym stworzenia dużo bardziej fascynujące niż Waleria. O moim wyborze przesądziły jednak inne względy, a ich sedno stanowił, co zrozumiałem poniewczasie, żałosny kompromis. W sumie dowodzi to, jak strasznym głupcem był zawsze nieszczęsny Humbert w sprawach seksu. `ty 8 `ty Choć mówiłem sobie, że pragnę tylko czyjejś kojącej obecności, sławetnego pot-au-feu, żywej atrapiczy, naprawdę w Walerii pociągały mnie jej pozy małej dziewczynki. Przybierała je nie dlatego, że czegoś się o mnie domyślała; taki po prostu miała styl - a ja połknąłem haczyk. W rzeczywistości co najmniej dobiegała trzydziestki (nigdy nie udało mi się ustalić, ile dokładnie ma lat, bo nawet jej paszport łgał), a cnotę zapodziała w okolicznościach, które zmieniały się zależnie od nastroju, w jakim snuła swe reminiscencje. Ja zaś wykazałem się naiwnością spotykaną tylko u zboczeńców. Waleria była puszysta i swawolna, ubierała się a la gamine, szczodrze odsłaniała gładkie nogi, umiała podkreślić czernią aksamitnego pantofelka biel nagiego podbicia, wydymała usteczka, pokazywała dołeczki, hasała, furkotała tyrolskimi spódniczkami i potrząsała krótkimi kędziorami blond w najbardziej uroczy i oklepany sposób, jaki można sobie wyobrazić. Po niedługiej ceremonii w mairie zawiozłem ją do świeżo wynajętego mieszkania i zanim jej dotknąłem, kazałem włożyć - ku lekkiemu jej zaskoczeniu - zwykłą dziewczęcą koszulę nocną, którą zdołałem zwędzić z bieliźniarki pewnego sierocińca. Noc poślubna sprawiła mi niejaką przyjemność i jeszcze przed wschodem słońca doprowadziłem idiotkę do zupełnej histerii. Ale rzeczywistość wkrótce upomniała się o swoje prawa. Spod tlenionych loków wyjrzały melaniczne korzenie; puch na golonym goleniu zeszczeciniał; ruchliwe, wilgotne usta, choćbym nie wiedzieć jak napychał je miłością, zdradzały haniebne podobieństwo do swego odpowiednika z drogocennego portretu jej ropuchowatej a nieżyjącej już mamuni; i oto niebawem zamiast bladej dziewczyneczki z rynsztoka Humbert Humbert miał na karku rosłe, pękate, krótkonogie, piersiaste i właściwie bezmózgie babsko. Ten stan rzeczy trwał od roku 1935 do 1939. Walerii to tylko trzeba oddać, że z natury była milkliwa, co - przyznam - napawało dziwną zacisznością nasze ciasne, obskurne mieszkanko: dwa pokoje, w jednym oknie mgławy pejzaż, w drugim ceglany mur, tycia kucheneczka, wanna w kształcie buta, w której czułem się jak Marat, tyle że żadna dziewoja nie pochylała nade mną białej szyi, iżby mnie dźgnąć. Spędziliśmy sporo miłych wieczorów, ona pogrążona w "Paris-Soir", ja zapracowany przy chwiejnym stoliku. Chadzaliśmy do kina, na wyścigi kolarskie i mecze bokserskie. Po jej zleżałe ciało sięgałem bardzo rzadko, wyłącznie w chwilach wielkiej niecierpliwości i rozpaczy. Sklepikarz z przeciwka miał córeczkę, której cień doprowadzał mnie do szaleństwa; lecz dzięki Walerii znajdowałem przecież legalne wyjścia z tego nieprawdopodobnego impasu. Co do gotowania, porozumieliśmy się bez słów, że likwidujemy pot-au feu, i odtąd przeważnie jadaliśmy w zatłoczonym lokalu na rue Bonaparte, gdzie obrusy poplamione były winem i często słyszało się cudzoziemski szwargot