Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wierze, ze zrobicie to samo. To, co odkrylem w powaznych badaniach i poszukiwaniach najpierw mnie zdziwilo, potem przestraszylo, a nastepnie rozgniewalo. W koncu zdalem sobie sprawe, jakim bylem glupcem, jak bardzo przez cale zycie bylem oszukiwany. To bolalo do glebi. Ale cale szczescie, szybko uporalem sie ze swoim bólem i frustracja. Pozostaly zlosc i oburzenie. Sluszne oburzenie. Ludzie Tajnego Bractwa nie maja prawa robic tego, co robia - zadnego prawa. A ja nie bede udawal, ze tego nie widze. Wlasnie teraz, kiedy odkrylem prawde. Wlasnie teraz, kiedy zdalem sobie sprawe, ze mozna wszystko naprawic, mozna walczyc, mozna wygrac. Przyznaje, ze mozemy nie zdazyc powstrzymac ludzi Tajnego Bractwa. Ale nie mam zamiaru oglosic porazki. Wiem jedno: nie jest za pózno, by ostrzec jak najwiecej ludzi o nedznym losie, jaki planuje dla nos utajona elita. Nie jest za pózno, by uchronic jak najwiecej ludzi przed barbarzynska przyszloscia, jaka nas w przeciwnym razie czeka. Bezwgledni i pozbawieni i pozbawieni uczuc czlonkowie Tajnego Bractwa przeprowadzaja swoje plany, kiedy sie im bez sprzeciwu pozwala na kamuflowanie swojej dzialalnosci, na ukrywanie sie i unikanie swiatla prawdy. Wobec tego, nie dajmy im mozliwosci manewru. Zamiarem ksiazki „Mroczny Majestat" jest rzucenie swiatla na dobrze zamaskowana, odrazajaca dzialalnosc Tajnego Bractwa. Wierzcie mi, efekt bedzie taki, ze ci skadinad pewni siebie, a nawet aroganccy i podli ludzie uciekna w poplochu, szukajac ukrycia. To wlasnie powinno stac sie ich udzialem. Jak na razie uwazaja siebie za niezywciezonych, nie do wykrycia i zbyt silnych, by sie z nimi skutecznie zmierzyc. Wierze, ze sa w bledzie. Wierze, ze dziesiatki tysiecy dobrych, uczciwych ludzi, którzy z laski Boga dostana te ksiazke i przeczytaja ja, udowoenia im jak bardzo sie myla. "Jedno slowo prawdy, przewaza szale swiata" Aleksander Solzenicyn, odwazny dysydencki pisarz rosyjski, skazany na wygnanie przez komunistycznych tyranów za sprzeciwianie sie ich tchórzliwym przestepstwom, napisal: „Prostym krokiem odwaznej jednostki jest nie branie udzialu w klamstwie. Jedno slowo prawdy, przewaza szale swiata." Czyz wolni ludzie nie powinni zastanowic sie nad tym pobudzajacym do myslenia stwierdzenia?! Kiedy po raz pierwszy dowiadujecie sie strasznej prawdy o monstrualnych ludziach, którzy zamierzaja byc naszymi panami, reagujecie zdziwieniem i niepokojem. To zrozumiale. Zrozumiale jest tez uczucie niepewnosci i doswiadczenie chwili depresji, a nawet lodowatego strachu. Ale gdy minie pierwszy szok, musimy podjac decyzje i zrobic odwazny, prosty krok - musimy powiedziec: „NIE, MY NIE WEZMIEMY UDZIALU W KLAMSTWIE" - po podjeciu tej decyzji nasze zycie juz nigdy nie bedzie takie samo. Jednak zawsze znajdziemy ukojenie w zapewnieniu Solzenicyna, ze jedno slowo prawdy przewaza szale swiata. Texe Marrs Austin, Texas. *1) Aleksander Solzenicyn, przemówienie podczas wreczenia Nagrody Nobla drukowane w MRA For a Change, 6 Marzec 1992. *2) New Age - ruch panteistyczny i neo-okultystyczny. Spopularyzowany przez Shirley MacLaine, autorke ksiazki "Out on a Limb". Rozdzial Pierwszy ILUMINACI - TAJNE BRACTWO LOSU Byl trzeci czwartek maja 1947 roku. Sierp ksiezyca przysloniety byl oparami mgly i zagadkowymi chmurami, które plynac, wydawaly sie calkiem wypelniac ciemne niebo. Wysoka, chuda i posepna postac przeciela pospiesznie krajobraz starego, prestizowego uniwersytetu Yale. Mlodemu, szczuplemu czlowiekowi towarzyszyli z dwóch stron koledzy, wyslani po to by go sprowadzic. Kiedy zegar kaplicy wybil ósma, wychudzona postac i jej dwaj pomocnicy wyszli zza zakretu High Street. Blyskawicznie pokonali krótki odcinek dzielacy ich od miejsca, do którego zmierzali - Grobowca. Przywitano ich przed wejsciem do taj masywnej i okazalej budowli. Podali wymagane haslo i dwóch pomocników popchnelo nowicjusza stechlym korytarzem do przyciemnionego, bocznego pokoju. Polecenie, by sie calkowicie rozebral, mlody czlowiek wykonal bez slowa. Uczucie podniecenia, ale i strachu, owladnelo nim calkowicie. Serce bilu mu szybko z przejecia i leku. Nieuchwytne, bezimienne przeczucia powoli przenikaly jego umysl. Czekal w milczeniu w ciemnosciach. Mijaly minuty. Zaczela go ogarniac rozpacz. Poczul sie jak ktos zlapany w pulapke, ale te uczucia przeplataly sie z nadzieja i oczekiwaniem. Nie ma mowy, zeby sie teraz wycofal, myslal. Nie ma mowy. Nagle pokój napelnil sie ruchem. Drzwi otworzyly sie szeroko i banda wtargnela do srodka. Chwycili go brutalnie i zdecydowanie za ramiona, zawiazali mu oczy i poprowadzili przez niezliczone korytarze, schody i pólpietra. Podczas tej drogi slyszal okropne glosy - jeki, krzyki i zawodzenia. Jedne przytlumione, inne wykrzykiwane w przerazeniu. Gdyby to wszystko nie dzialo sie tak strasznie szybko, bylby zapewne przerazony. Ale mial zbyt malo czasu na myslenie, a cóz dopiero na ocene tych niewytlumaczalnych zdarzen. Nastepnie, kiedy wszedl do duzego, wyscielonego czerwonym aksamitem pokoju, poczul, ze czyjes rece i ramiona popychaja, szarpia i wciskaja jego cialo w cos, co wydawalo mu sie pudlem lub pojemnikiem. (Pózniej nowicjusz mial odkryc, ze ten pojemnik byl w rzeczywistosci nie wykonczona trumna). Nowy adept uslyszal szorski glos anonsujacy jego przybycie a nastepnie rozpoczal sie rytual wtajemniczenia. Zgromadzeni wokól niego czlonkowie ubrani byli w czarne, zakapturzone szaty i trzymali palace sie swiece. Jedni spiewali, inni mamrotali nieznane i dziwaczne zaklecia, a jeszcze inni - moze bardziej odurzeni - ochryplym glosem rzucali wyzwiska i przeklenstwa. W powietrzu unosil sie zapach alkoholu polaczony z duszna, nieznana wonia. „Dzisiejszej nocy" - monotonnym glosem powiedzial przywódca - „on umrze dla swiata i narodzi sie na nowo dla Zakonu. Tak bedzie od dzisiaj nas nazywal. Zakon jest swiatam samym w sobie, w którym nadane mu bedzie nowe imie i czternastu nowych braci krwi, równiez o nowych imionach". Na rozkaz wszyscy w pokoju natychmiast sciszyli glosy. Przyszedl czas na kolejna czesc rytualu. Kandydatowi kazano rozpoczac spowiedz. Lezac w trumnie opowiadal o swoich seksualnych marzeniach i doswiadczeniach malzenskich rozkoszy. Kiedy odslanial swoje najglebiej ukryte pozadania i namietnosci, rozlegla sie wokól niego wrzawa. Oskarzano go o „maskowanie sie", klamanie i naginanie prawdy, omijanie najwazniejszych faktów. Ostrzezono go, ze jezeli nie powie wszysztkiego szczerze i do konca, jezeli nie podzieli sie najdrobniejszymi intymnosciami z przyszlymi „bracmi", uznany bedzie za niezdatnego do sluzby jako prawy i szanowany Rycerz Zakonu