X


Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ja... Dajcie mu spok�j - rzek� Teasle. Chmura, kt�ra zakry�a s�o�ce, g�adko przesz�a i jaskrawy blask zn�w go ogarn��. Ale spojrzawszy tam, gdzie s�o�ce zawis�o ju� nisko w dolinie, Teasle widzia�, jak zbli�a si� nast�pna chmura, wi�ksza; a za ni�, ju� niedaleko, ca�e niebo k��bi�o si� od nich, czarne i spurchlone. Odlepi� sobie przepocon� koszul� od piersi, a potem da� jej spok�j - bo i tak zaraz przyklei�a mu si� do sk�ry - w nadziei, �e spadnie deszcz. On przynajmniej m�g�by to wszystko troch� ostudzi�. Us�ysza�, jak najbli�ej le��cy Lester m�wi o m�odym policjancie: Wiem, �e nie m�g� na to nic poradzi�, ale o Bo�e jak to �mierdzi. - W �yciu si� tak nie ba�em. - Daj mu spok�j - rzek� Teasle, wci�� patrz�c na chmury. - Kto idzie o zak�ad, �e trafili�my tego ch�opaka? - zaproponowa� Mitch. - Czy kto� ranny? Wszystko w porz�dku? - zapyta� Ward. - A jak - rzek� Lester. - Nikomu nic nie jest. Teasle ostro na niego spojrza�. - Policz jeszcze raz. Jest nas tylko dziewi�ciu. Jeremy spad�. - A z nim trzy moje psy - przem�wi� OrvaL G�os mia� ca�y na jednym tonie, jak maszyna, tak to dziwnie zabrzmia�o, �e wszyscy si� odwr�cili i spojrzeli na niego. - Pi�� z moich ps�w. Pi�� ich zgin�o. - Twarz mia� szar� jak cement w proszku. - Orval - przykro mi - rzek� Teasle. - A jak ci ma by�. Od pocz�tku to by� tw�j g�upi pomys�. Nie mog�e� poczeka� �eby policja stanowa to przej�a. Ostatni pies siedzia� na zadzie i dygota�, i skomla�. - Dobry pies. Dobry - przem�wi� do niego Orval, g�aszcz�c go �agodnie po grzbiecie i zerkaj�c przez okulary na dwa martwe psy, le��ce tu� nad kraw�dzi�. - Jeszcze mu odp�acimy, nie b�j si�. Je�li �yje, tam w dole, jeszcze mu odp�acimy. - Spojrza� z ukosa na szeryfa i odezwa� si� g�o�niej, - Nie mog�e� si� doczeka�, �eby ta dziobana policja stanowa przej�a spraw� - co - nie mog�e�? Ludzie patrzyli, co Teasle odpowie. Szeryf poruszy� wargami, lecz s�owa �adnego nie wydoby�. - Co to znaczy? - powiedzia� Orval. - Chryste Panie, jak masz co� do powiedzenia, to nie mamrocz, ale gadaj po m�sku. - Powiedzia�em, �e nikt ci� nie zmusza�. Wspaniale si� bawi�e�, pokazuj�c nam, jaki to z ciebie stary twardziel, �e wszystkich przegonisz i raz dwa wdrapiesz si� t� szczelin�, �eby zepchn�� g�az i pokaza�, jaki� ty bystry. Sam jeste� winien, �e zastrzeli� te psy. Taki z ciebie m�drala? To nie trzeba by�o ich dopuszcza� na sam� kraw�d�. Orval a� zadygota� z w�ciek�o�ci: Teasle po�a�owa�, �e to powiedzia�. Wbi� oczy w ziemi� Nie wypada�o z tego drwi�, �e Orval musi wszystkich przewy�szy�. Sam by� a� nadto wdzi�czny, gdy Orval wykombinowa�, jak usun�� ten g�az: �e si� wdrapa� i obwi�za� go lin�,~ a pozosta�ym kaza� j� ci�gn��, podczas gdy sam go podwa�a� grubymi ga��ziami, g�az si� przewa�y� i zlecia� z �oskotem, z trzaskiem, bryzgaj�c okruchami ska�, tak �e ledwie zd��yli, potykaj�c si�, uskoczy� mu z drogi. No dobrze, pos�uchaj Orval - rzek�, ju� uspokoiwszy si�. Naprawd� mi przykro. To by�y wspania�e psy. Jest mi naprawd� przykro. Wyczu� tu� ko�o siebie nag�y ruch i Shingleton wymierzy� ze strzelby, da� ognia w k�p� krzak�w. - Shingleton, zabroni�em strzela�! - Co� tam si� poruszy�o. - B�dzie ci� to kosztowa�o dwie dni�wki, Shingleton. Twoja �ona si� w�cieknie. - Kiedy m�wi� ci, �e co� tam si� poruszy�o. - Ty mi nie m�w, co ci si� zdawa�o. Podniecasz si� i strzelasz, tak samo, jak i wtedy chcia�e� strzela�, kiedy ch�opak si� wyrwa�. Ty mnie lepiej pos�uchaj. M�wi� to do was wszystkich. Pos�uchajcie. �aden z was nie trafi� nawet o kilometr od tego ch�opaka. Zanim odpowiedzieli�cie mu ogniem na strza�, on przez ten czas m�g� si� wysra� i zakopa� to, i jeszcze spokojnie odej��. - No co ty, Will, dwie dni�wki? - obruszy� si� Shingleton. Chyba nie m�wisz powa�nie. - Nie przerywa�. Przypatrzcie si� wszyscy, ile zmarnowali�cie amunicji. Po�ow� jej wystrzelali�cie. Obiegli wzrokiem puste �uski, rozsypane wsz�dzie wok� po ziemi, zaskoczeni, �e jest ich a� tyle. - I co zrobicie, jak zn�w si� na niego nadziejecie? Wystrzelacie reszt� i b�dziecie rzuca� kamieniami? - Policja stanowa mo�e nam podrzuci� wi�cej drog� powietrzn� rzek� Lester. - I b�dziesz si� dobrze czu�, jak wyl�duj� i wy�miej� was, �e wypukali�cie wszystko na o�lep. Jeszcze raz pokaza� na wystrzelone �uski i dopiero teraz zauwa�y�, �e jedno ich skupisko bardzo r�ni si� od pozosta�ych. Jego ludzie musieli spu�ci� oczy w zak�opotaniu, kiedy je zgarn��. Te nie zosta�y w og�le odpalone. Kt�ry� ba�wan wypompowa� ca�� swoj� amunicj�, nawet nie poci�gaj�c za spust. Nie mia� w�tpliwo�ci, co si� sta�o. Ko�la gor�czka. W pierwszym dniu sezonu my�liwskiego cz�owiek mo�e si� tak podnieci� na widok zwierzyny, �e po krety�sku wypompuje ca�y magazynek bez poci�gania za spust, kompletnie sfrustrowany, dlaczego celuje i nie trafia? Teasle nie m�g� nad tym przej�� do porz�dku, musia� spraw� przygwo�dzi�. - No, kt�ryto zrobi�? Co za ch�opta�? Niech mi odda strzelb�, a ja mu lepiej dam korkowca. Nab�j by� opisany: kaliber 300. Ju� mia� sprawdzi�, czyja bro� do tego pasuje, gdy zobaczy�, jak Orval pokazuje w stron� urwiska: i wtedy us�ysza� skowyt. Nie wszystkie psy ustrzelone przez ch�opaka by�y martwe. Jednego pocisk og�uszy� i teraz wraca� do siebie, wierzgaj�c i skoml�c. - W brzuch - wym�wi� z niesmakiem Orval. Splun�� i pog�adzi� psa, kt�rego trzyma�, po czym odda� smycz Lesterowi, kt�ry sta� najbli�ej. Trzymaj mocno - powiedzia�. Widzisz, jak ona dr�y? Czuje krew innych ps�w i mo�e oszale�. Znowu splun�� i wsta� z mieszanin� kurzu i potu na zielonym ubraniu. - Chwileczk� - powiedzia� Lester. - To znaczy, �e ona mo�e si� w�ciec? - Mo�e. Ale nie s�dz�. Prawdopodobnie spr�buje si� wyrwa� i uciec