Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
"Spraw Panie, aby dawna Rzplita Polska, taka właśnie, jaką odumarł August Trzeei, by= ła z rozwalin swoich znowu wystawiona, wiara kato= licka ocalona, wolność przywrócona". 1 Autor nie dał przy tym rozdziale przypisów, bowiem ţţ opiera się na swej monografii: Kon,federacja barska, t. II, Warszawa 1938, rozdz. XXIX. Tam atrybucje autorstwa sze- regu pism przedstawione są w sposób bardziej hipotetyczny i podlegający kontroli. Ulotna publżcţstţka barska 29I Z przeeiwka jakiś regalista - może Franciszek Bo= homolec, może ktoś z jego braci - głosi Pţazt>dę o Po1- szeze z Izţaela. Dobrze poinformowany aţtor piętnu= je biblijnym stylem zaślepienie i prywatę tych ludzi, co z radomian przeistoczyli się raptem w barzan: Wina złego w "lewitach", zaniedbujących wychowanie młodzieniaszków. Nie będzie porządku ni szezęścia, póki nie będzie reformy na korzyść monarehii i demo- kracji szlacheckiej: "aby syny królewskie, pokąd ieh pokolenia stanie, wstępowali na majestat po ojcach swoich". Gdyby ta rada była nie w smak, to przy- najmniej uporządkować trzeba elekeje, aby każde wo- jewództwo głosowało u siebie, a królem zostawał ten; kto w całej Polsce najwięcej zdobędzie głosów. "Nieeh się rycerstwo wyzwoli spod panowania majętników"; niech ono samo wybiera na urzędy: co sześć lat nowy minister czy urzędnik, aby jak najwięcej obywateli zdobywało wiedzę i doświadezenie. Te dwa motywy: antykrólewski i królewski, prze- wijać się będą w różnych tonacjach przez całą publi-~ cystykę czasów barskich. W okresie pierwszych powstań (Bar, Kraków, Nieś- wież 1768 r:) palące pytanie brzmi: bić się czy nie bić? Zagaja dyskusję Dzieduszycki, cześnik koronny, który, uważając wybuch Józefa Pułaskiego za niewezesny, a w duchu barzan wietrząc coś nieczystego, rozrzuca na Podolu trzeźwiące "Myśli". Ktoś inny prześwietla "Cel rzeczy barskich" w sensie dla powstańców nie- pochlebnym: przez wolność. rozumieją tamci anarehię i liberum veto, a dążą właśeiwie do detronizaeji. Gdy- by nawet zwyciężyli, będzie jeszeze gorzej, bo poczną się nawzajem zagryzać. Oczywiście barzanie nie pozostali dłużni odpowie- 272 Polscy pisarze politţczńi dzi: jakaś "Glossa" przyznaje ironicznie, że wszelka władza pochodzi od Boga, ale od niego idą też wszel- kie plagi, od których przecież bronić się wolno. Pewien rzetelnie myślący obywatel" zauważył, że wojna na- rodu z królem wyjść może tylko na dobro zazdrosnym sąsiadom: "Włożone na nas nowe prawa, poddając kró- la, a co większa, tron, w dependencją mocarstwa obceţ go, są króla i tronu zniewagą; poddając naród w pod= daństwo pograniczne, są narodu tego hańbą i zgubą. Wynieśliśmy króla na tron wolny, oddaliśmy rządowi jego naród, prawom tylko i powszechnej nas samych woli podległy. Dziś samowładność Rzplitej, najwyższą zwierzchność w ręce carów moskiewskich widziemy prawem złożone". Uratować nas może jedynie zgoda króla z narodem: jeżeli królowi nie uda się pośred= nictwo między szlachtą i Rosją, to przyjdzie zasięgnąć rady od sumienia, rozumu i honoru. "Większa chwała z najcnotliwszymi wszystko azardować ţniż zażywać powagi tronu i oręża do podbicia narodu pod abcą władzę". Prawie na pewno pisał to - Zamoyski. Jakiekolwiek wątpliwości żywili eks-kanclerz i Czar- torysey co do gruntowności roboty barskiej, i bez względu na fatalne pobratymstwo broni żołnierza kró- lewskiego z rosyjskim w tłumieniu powstania, zdaniem Czartoryskich konfederaci nie powinni byli rezygno- wać z walki: wspólnym celem króla i opozycji powin- no być zrzucenie z karków obeej dependencji. Z tyzn celem doskonale harmonizują ówczesne konfederac- kie odezwy do różnych samolubów-neutralistów, co chcieliby bez nadstawiania karku odzyskać niepod- ległość za wstawiennictwem Austriaków czy Prusa- ków. Wybuch wojny tureckiej (październik 1768) wysu= Ulotna publicystyka barska 273 nął sprawę naszej niezawisłości, ale także i całości. Niebezpieczeństwo rozbioru nie znalazło jednak odbi- cia w publicystyce. Za to tureck_ ie oświadczenie prze- ciw Poniatowskiemu podjudziło różne czynniki do ro- boty detronizacyjnej. W tym samym czasie, kiedy Stanisław August pod presją Czartoryskich spróbował się wyemancypować spod ambasadorskiej kurateli i odzyskać serca walczących rodaków, saskie podszep- ty rozpętały przeciw niemu furię ataków. Na nieśmia- ţą królewską apologię zagrzmiały odpowiedzi "Naro- dowa" i "Obywatelska" - pierwsza jednostronnie za- wzięta, druga o tyle szczera, że widzi źdźbło także w oku "niedokończonych statystów a zimnych katoli- ków", co zamącili radomską kadź i przywieźli nam z Moskwy gwarancję. Coraz ciszej w tej sarabandzie o niepodległości i wierze, coraz cięższe oszczerstwa rzucają partyzanci sascy na Poniatowskiego i Fami= lię: że król zagarnął wszelką władzę, że to jeden z naj- gorszych deistów, żeů na jego życzenie porwano sena- torów, że uzbroił na szlachtę hajdamaków itd. Kłam- stwo w sosie nienawiści przeważać będzie w publicy- styce konfederackiej, aż się wyładuje ż wiadomym skutkiem w akcie bezkrólewia i w manifeście grava- minum (październik 1770). Warszawa królewsko-patriotyczna, tj