Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Poszliśmy na obiad, a ona mówiła. Kochałem mówić, słuchać i być z nią, ale po prostu nie wiedziałem co zrobić z większością jej wypowiedzi. Po jakimś czasie zapytałem, gdzie się zatrzymała. Ale nie chciała odpowiedzieć. Nie naciskałem. Wkrótce potem uśmiechnęła się i powiedziała, że musi iść, ale jeszcze się spotkamy. Pojawiła się następnego dnia i odnalazła mnie. Poszliśmy na następną całodzienną przechadzkę, a ona mówiła jeszcze więcej. Same ważne rzeczy. Nie mogłem sobie uświadomić o co tu chodzi i powiedziałem jej to. Odparła, że powie w swoim czasie. Czułem, że się od niej uczę i powinienem jedynie odprężyć się i słuchać. Codziennie odbywałem przechadzki w okolice tamtych pagórków. I codziennie mnie znajdowała, bez względu na to, gdzie chodziłem. Rozmawialiśmy o wielu sprawach. Któregoś dnia siedzieliśmy nad brzegiem rzeki, a ona zaczęła opowiadać, bardzo konkretnie, o duszy ludzkiej i czym ona jest. Zanim poznałem Mayan, nie mogłem już mniej dbać o to, czy istnieje życie po śmierci albo czy Bóg żyje i jest dobry, i gdzie mieszka. A dusze?... O Jezu! Ale słuchałem jej i po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że przekazała mi pewien rodzaj ważnej informacji naukowej. Powiedziała, że powinienem ją zapisać, ponieważ jestem w stanie ją sobie przyswoić, a pewnego dnia przekażę je właściwej osobie, która zrozumie te zapiski... może tą osobą jesteś ty. - Ja? - spytałam zaskoczona. Byłam całkowicie pochłonięta jego opowieścią o Mayan i w ogóle nie widziałam siebie, jako części tej historii. - To możliwe. Powiedziała, że powinienem notować wszystko, czego mnie uczyła i robiłem to. Mówiła, że powinienem powierzyć to papierowi, tak żeby móc popatrzeć na to samemu i pokazać innym. - Och, zapisywałeś to? - Tak. Czy chciałabyś to przeczytać? - Tak, jasne. Ale myślę, że cały czas coś mi umyka. Dlaczego nie dałeś mi tego całego materiału o niej razem z innymi lekturami? - No, ze względu na to, kim ona jest. - Kim jest? Co masz na myśli? David naprawdę poczerwieniał. Zamknął się w sobie. Zadaj mi jeszcze parę pytań - powiedział. Wyglądał na trochę spiętego. To było coś więcej niż zwykła bajka o spotkaniu w górach chłopca z dziewczyną. To był rodzaj terapii. - O.K. - powiedziałam. - Mayan. To egzotyczne imię. Skąd pochodziła? David zakrztusił się dymem papierosa. - To znaczy, z jakiego kraju albo miasta? - No więc - nie potrafiłam zrozumieć tego problemu - chodzi o to, że sądząc z twojego opisu wyglądała bardzo egzotycznie. Czy mogła być z Polinezji? - Nie. Dalej. - Dalej - co to znaczy? Dalej na wschód? Była z Chin, czy z Japonii, czy jeszcze skądś? - Nie, nie dalej na wschód. Dalej w górę. - Dalej w górę? - zaczynałam przemawiać jak postać prostaczka z wodewilu. - Tak. Dalej w górę i dalej na zewnątrz. - Davidzie - powiedziałam - Teraz to ty jesteś daleko na zewnątrz. O co tu chodzi? O czym ty mówisz? Powiedz mi. To głupia gra. Było już dosyć dużo wstępów - po prostu mi powiedz. Skąd mogła pochodzić, że tak trudno to powiedzieć? Z innej planety? David odwrócił się i zdjąwszy obie ręce z kierownicy trzymał je w powietrzu. - Trafiłaś! - powiedział. - Zgadłaś. Masz rację. - Co - na miłość boską? - To co powiedziałaś. - Ta Mayan była z innej planety? - Tak, tak, tak, tak! To właśnie to było mi tak trudno powiedzieć. Niemniej to prawda. Przysięgam na Boga, to prawda. A ona udowodniła mi to parokrotnie, o czym ci opowiem. Zamknęłam się w sobie. Wyciągnęłam z paczki Davida papieros, zapaliłam i zaciągnęłam się. Otworzyłam okno i wydmuchiwałam dym w nocne powietrze. Potem, stale trzymając papieros, wcisnęłam się w fotel, oparłam stopy na desce przed sobą i paliłam. Pamiętam szczegółowo każdy swój ruch, ponieważ najbardziej wstrząsający był dla mnie fakt, że wyczuwałam jego szczerość. Wiem, że to musi wydawać się szaleństwem, ale naprawdę miałam wrażenie, że nie opowiada głupstw, nie majaczy i nie zmyśla. Jechaliśmy dalej w milczeniu. Nie odezwałam się. Dawid też nie. Noc była czysta, sucha i zimna. Gwiazdy wisiały na niebie jak klejnoty. Popatrzyłam w górę. Czy naprawdę usłyszałam to co usłyszałam? Był człowiekiem, któremu ufałam. Był w tak wielkim stopniu częścią mojej rosnącej wiedzy duchowej. Co najmniej wierzyłam, że on wierzy w to, co mówi. To prawda, że słyszałam o wielu ludziach, którzy kontaktowali się z istotami pozaziemskimi, ale nigdy nie byłam zmuszona oceniać ich prawdomówność. Zostawiałam to zainteresowanym naukowcom i psychologom. Ale teraz wydawało się, że będę musiała dokonać swego rodzaju osądu przyjaciela. Patrzyłam na krystaliczne gwiazdy i przypomniałam sobie lunetę, którą dostałam jako dziecko po miesiącu proszenia. Gapiłam się przez nią na niebo czując w jakiś sposób, że do niego należę