Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Podsłuchiwałeś, co? - powiedział sucho Macalpine. - Podsłuchiwałem! - Trudno orzec, czy ton i wyraz twarzy Henry'ego wyrażały oburzenie czy niedowierzanie, w każdym bądź razie uczucia prezentował na skalę olimpijską. - Wie pan doskonale, żanie Macalpine, że ja nigdy nie podsłuchuję. Tak sobie tylko słuchałem. To chyba różnica, prawda? - Coś ty przed chwilą powiedział? - Dobrze wiem, że pan słyszał, co powiedziałem. - Henry nadal był wspaniale niewzruszony. - Wie pan, że on jeździ jak wariat i że inni kierowcy zaczynają się go bać. Na dobrą sprawę, oni już się go boją. Nie można go więcej wypuścić na tor. Facet jest postrzelony, chyba pan widzi. A w Glasgow, jak mówimy, że ktoś jest postrzelony, to... - Wiemy, co chcesz powiedzieć - przerwał mu Dunnet. - Myślałem, Henry, że jesteś jego przyjacielem? - A tak, jestem, jak najbardziej. Najwspanialszy dżentelmen, jakiego znam, z przeproszeniem panów. Właśnie dlatego, że jestem jego przyjacielem, nie chcę, żeby się zabił... albo żeby go posadzili za zabójstwo. - Pilnuj swojego nosa, Henry, i prowadź transporter - powiedział Macalpine bez cienia niechęci w głosie. - A prowadzenie zespołu Coronado zostaw mnie. Henry skinął głową i odszedł z powagą na twarzy. Szedł sztywno, jak gdyby chciał pokazać, że spełnił swój obowiązek, przekazał czarnoksięskie proroctwo, a jeżeli jego ostrzeżenie zostanie zbagatelizowane, to nie on, Henry, będzie ponosił konsekwencje. Macalpine, z równie poważną twarzą, potarł w zamyśleniu policzek i stwierdził: - A jednak Henry może mieć rację. Na dobrą sprawę, mam wszelkie powody, żeby uważać, że Harlow jest... - Jaki? - Jest na równi pochyłej. Na mieliźnie. Postrzelony, jakby powiedział Henry. - Postrzelony przez kogo? Przez co? - Przez niejakiego Bacchusa, Alexis. To taki jeden, który woli strzelać trunkiem niż kulami. - Masz na to dowody? - Nie tyle mam dowody na to, że pije, co brak dowodów, że nie pije. Na jedno wychodzi. - Przepraszam, James, ale nie całkiem kojarzę. Czyżbyś coś przede mną ukrywał? Macalpine skinął głową i opowiedział mu pokrótce o swoich dwulicowych poczynaniach. Od dnia, w którym zginął Jethou, a Harlow dowiódł braku doświadczenia tak w nalewaniu brandy, jak w jej piciu, Macalpine zaczął podejrzewać, że Harlow wyrzekł się hołdowanej przez całe życie abstynencji. Oczywiście, żadne spektakularne libacje nie miały miejsca, to bowiem automatycznie spowodowałoby natychmiastowe wyrzucenie go z torów - jako geniusz w unikaniu towarzystwa, Harlow zabrał się do tego spokojnie, sumiennie, wytrwale i ponad wszystko dyskretnie, zawsze pijąc samotnie, zazwyczaj w ustronnych i odległych miejscach, co zmniejszało lub wręcz przekreślało szanse złapania go na gorącym uczynku. Macalpine wiedział o tym, ponieważ wynajął detektywa, którego zadaniem było śledzenie Harlowa praktycznie przez okrągłą dobę, jednak Harlow albo miał wyjątkowe szczęście, albo też wiedząc, co się dzieje - nie zbywało mu na inteligencji, musiał więc podejrzewać, że jest śledzony - ujawnił swą wyjątkową przebiegłość i wprawę w wymykaniu się spod obserwacji. W rezultacie zaledwie trzy razy udało się dotrzeć za nim do źródła jego dostaw: małych "Weinstuben", zagubionych w lasach otaczających tory w Hockenheim i Nurburgring. Ale nawet w tych przypadkach zaobserwowano jedynie, że niespiesznie i z godnym podziwu umiarem sączył małą lampkę wina reńskiego, która nie mogła zaważyć nawet na krańcowo wyostrzonych zdolnościach i reakcjach kierowcy Formuły I; wszystko to razem wzięte było tym dziwniejsze, że Harlow wyjeżdżał zawsze swoim jaskrawoczerwonym ferrari - najbardziej wpadającym w oko samochodem na drogach Europy. W tych okolicznościach Macalpine uznał, że te nadzwyczajne - i nadzwyczaj skuteczne - wyniki kierowcy w gubieniu "cieni" są dowodem na to, że jego częste, tajemnicze i niewyjaśnione wypady mają związek z równie częstymi, samotnymi bibkami. Macalpine zakończył relację stwierdzeniem, że do tego wszystkiego doszedł ostatnio jeszcze bardziej złowieszczy fakt - od jakiegoś czasu dzień w dzień ma niezbity dowód wyraźnej skłonności Harlowa do whisky. Dunnet milczał, dopóki nie zorientował się, że Macalpine najwyraźniej nic więcej nie zamierza powiedzieć. - Dowód? - zapytał. - Jaki dowód? - Zapach. Dunnet zamilkł na moment. - Ja nigdy nic nie poczułem - stwierdził po chwili. - Tylko dlatego, Alexis, że ty kompletnie nie masz węchu - powiedział Macalpine łagodnie. - Nie czujesz zapachu oleju, nie czujesz paliwa, nie czujesz nawet swądu płonących opon. Jak wobec tego chcesz poczuć zapach whisky? Dunnet przyznał mu rację skinieniem głowy. - A ty coś poczułeś? - zapytał. Macalpine zaprzeczył. - A więc? - On mnie ostatnio unika jak zarazy, a wiesz, jak blisko się zawsze trzymaliśmy - wyjaśnił Macalpine. - Teraz, jeśli już się do mnie zbliża, to pachnie silnie miętówkami. Nic ci to nie mówi? - Daj spokój, James. To nie jest żaden dowód. - Być może. Ale Tracchia, Jacobson i Rory zaklinają się, że tak jest. - Och, stary, i to mają być bezstronni świadkowie? Jeżeli Johnny będzie zmuszony odejść, to kto zostanie w Coronado kierowcą numer jeden, z poważnymi widokami na zdobycie mistrzostwa świata? Kto, jeśli nie nasz Nikki? Jacobson i Johnny nigdy nie żyli na dobrej stopie, a teraz ich stosunki są jeszcze gorsze..