Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wybuch brzmi jak grzmot nadbiegaj¹cy ze wszystkich stron naraz. Hiro czuje, jak zbli¿a siê wod¹, jak wibruje pod jego stopami. Nie widaæ p³omieni czy chmury dymu, za to pod dnem „Królowej Kodiak" wyrastaj¹ nagle dwa potê¿ne gejzery, wyrzu- caj¹ce w górê, niczym skrzyd³a, strumienie bia³ej, spienionej wody. Skrzyd³a zapadaj¹ siê pod w³asnym ciê¿arem, a „Królowa Kodiak" zanurza siê nagle zdumiewaj¹co g³êboko. Coraz g³êbiej. Rosjanie biegn¹cy po kei zatrzymuj¹ siê jak wryci. — Teraz! — mówi mafioso z lornetk¹ do klapy kurtki. Wzd³u¿ ca³ej kei pojawiaj¹ siê mniejsze wybuchy. Konstruk- cja za³amuje siê i skrêca w wodzie jak w¹¿. Jeden z segmentów — ten, na którym stoj¹ „grube ryby" — ko³ysze siê i podskakuje jak osiod³ane Ÿrebiê. Na obu koñcach pojawia siê dym. Wybuchy oderwa³y segment od reszty konstrukcji. Stoj¹cy na nim ludzie przewracaj¹ siê jednoczeœnie i w tym samym kierunku, bo segment szarpn¹³ gwa³townie i zaczyna p³yn¹æ. Hiro widzi kabel — napinaj¹cy siê teraz i prowadz¹cy wprost do niewielkiej ³odzi z du¿ym silnikiem. £ódŸ w³aœnie wyp³ywa z portu. Niektórzy ze stra¿ników podnosz¹ siê. Jeden z nich ogarnia wzrokiem sytuacjê i podnosi do góry swoje AK-47, mierz¹c w kierunku ³odzi oddalonej o kilkaset jardów. Gdy broñ jest ju¿ gotowa do strza³u, odwa¿ny stra¿nik traci g³owê (za spraw¹ snajpera umieszczonego w bocianim gnieŸdzie „Kowloon"). Pozostali stra¿nicy wyrzucaj¹ automaty do wody. — Czas na fazê numer piêæ — mówi jednooki. — Kurewsko wielkie œniadanie. Zanim Hiro zasiad³ w jadalni, „Kowloon" odcumowa³ od kei i ruszy³ w dó³ fiordu, p³yn¹c równolegle do kursu, który obra³a ³ódŸ ci¹gn¹ca kawa³ek mola z Rosjanami. Jedz¹c, wygl¹daj¹ przez okno i podziwiaj¹ sprawnoœæ, z jak¹ Ruscy utrzymuj¹ siê na wodzie. Wszyscy jak jeden m¹¿ usiedli na ty³kach, by obni¿yæ swój œrodek ciê¿koœci. Tratw¹ straszliwie rzuca. — Im dalej od brzegu, tym wiêksze fale — komentuje jedno- oki. — Straszne kurestwo. Ledwo cz³owiek wyrzyga œniadanie, ju¿ trzeba rzygaæ lunch. ^ — Amen — dodaje Livio, nak³adaj¹c sobie jajecznicê. ' — Chcecie ich zostawiæ, czy weŸmiecie ich na pok³ad? -fc<- pyta Hiro. ^ — Pies ich tr¹ca³. Niech sobie odmro¿¹ ty³ki. Niech dojrzej¹ do wejœcia na pok³ad. Mo¿e nie bêd¹ siê stawiaæ, mo¿e porozma- wiaj¹ z nami, mo¿e nawet nam podziêkuj¹! Wszyscy s¹ bardzo wyg³odniali. Przez pewien czas s³ychaæ tylko szuranie sztuæców po talerzach i niezbyt eleganckie mlaska- nie. W koñcu jednooki przerywa milczenie, chwal¹c g³oœno posi- ³ek. Wszyscy potakuj¹ g³owami. Hiro dochodzi do wniosku, ¿e mo¿na ju¿ mówiæ. — Zastanawiam siê, sk¹d to nag³e zainteresowanie moj¹ oso- b¹? — rzuca w powietrze. Dobrze jest wiedzieæ, dlaczego intere- suje siê nami Mafia. — St¹d, ¿e nale¿ymy do tego samego gangu — mówi jedno- oki. — Jaki to gang? — Gang Lagosa. — Hê?! — No, mo¿e niezupe³nie... Chocia¿ Lagos z³o¿y³ to wszyst- ko do kupy. Sta³ siê zal¹¿kiem, wokó³ którego powsta³a wiêksza struktura. — O czym pan, do cholery, mówi?! — Dobra... — Jednooki odsuwa talerz, sk³ada serwetkê i od- k³ada j¹ na stó³. — Zacznijmy od pocz¹tku. Lagos by³ facetem, który mia³ ró¿ne pomys³y. Ró¿ne pomys³y na ró¿ne rzeczy. — Podzielam to zdanie. — Mia³ u siebie sk³adowisko danych: pliki, zbiory, teczki i foldery na ka¿dy temat. Zbiera³ wiadomoœci z ca³ego jebanego œwiata i wi¹za³ wszystko do kupy. Mia³ swoje skrytki w ca³ym Metawersie i czeka³, a¿ jakaœ informacja siê przyda. — Nie wiedzia³em. Myœla³em, ¿e mia³ jedno archiwum. — Mia³ ich wiele. Nikt do koñca nie wie ile. Tak czy inaczej, parê lat temu Lagos zg³osi³ siê do L. Boba Rife'a. — Naprawdê? — Czy wygl¹dam na takiego, co k³amie? Rife zatrudnia³ ju¿ wtedy miliony programistów i mia³ zajoba na punkcie tego, ¿e kradn¹ mu dane. — Wiem, ¿e zak³ada³ im pods³uchy w domach i takie tam... — Wiesz o tym, bo czyta³eœ archiwum Lagosa. A Lagos zajmowa³ siê tym, bo bada³ rynek. Rozgl¹da³ siê za kimœ, kto zap³aci mu ¿yw¹ gotówk¹ za dane, których dokopa³ siê w archi- wum Babel/Infokalipsa. — Uwa¿a³, ¿e Rife interesuje siê wirusami? — Owszem