Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Wiedzieliśmy, że jeśli z nim zostaniemy, możemy stać się „czarnymi", a wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co to oznacza. Ale powiedzieliśmy, że zostaniemy z nim, i niech będzie, co ma być. Mama odparła, że jest z nas bardzo dumna. Reagowaliśmy empatycznie na cierpienia rodziców, podziwialiśmy ich niezależność i odwagę, nienawidziliśmy ich dręczycieli i tym bardziej czuliśmy się z nimi związani. Nasza miłość i szacunek dla nich miała teraz inny, głębszy wymiar. Dorastaliśmy szybko. Nie czuliśmy do siebie uraz, nie rywalizowaliśmy, nie prowadziliśmy wojen. Nie mieliśmy żadnych zwyczajnych problemów ani przyjemności nastolatków. „Rewolucja kulturalna" zakłóciła normalny bieg wieku dorastania, usunęła też jego pułapki, i od razu zostaliśmy wrzuceni, już jako na-stolatkowie, w rozsądną dorosłość. Gdy miałam czternaście lat, gorąco kochałam rodziców -w normalnych warunkach moje uczucia zapewne nie byłyby tak 408 intensywne. Całe moje życie obracało się wyłącznie wokół nich. fCiedy na krótko pojawiali się w domu, obserwowałam ich nastroje i starałam się we wszystkim im dogadzać. Gdy znowu zabierano ich do aresztu, szłam do pełnych poczucia wyższości rebeliantów i żądałam widzeń z nimi. Czasem pozwalano mi usiąść i porozmawiać z którymś z nich pod okiem straży. Mówiłam im wtedy, jak bardzo ich kocham. Ludzie wchodzący w skład poprzedniego rządu prowincji i pracownicy Wschodniego Okręgu Chengdu dobrze mnie poznali i nienawidzili mnie - także za to, że nie okazywałam przed nimi lęku. Pewnego razu pani Shao wrzasnęła na mnie, że „patrzę na niąjak na powietrze". Z wściekłości wymyślali różne pomówienia pod moim adresem, które umieszczano w gazetkach ściennych, na przykład takie, że „Czerwone Chengdu" zezwoliło ojcu na leczenie, ponieważ użyłam swoich wdzięków i uwiodłam Yonga. Oprócz zajmowania się rodzicami spędzałam wolny czas -a miałam go wtedy pod dostatkiem - z moimi przyjaciółmi. Po powrocie z Pekinu w grudniu 1966 roku razem z Kluseczką i jej przyjaciółką Jingjin poszłam do lotniczych zakładów naprawczych na przedmieściach Chengdu. Potrzebowałyśmy zajęcia, a zgodnie z instrukcją Mao powinnyśmy podtrzymywać akcje przeciwko „uczniom kapitalizmu". Przewrót w przemyśle według Przewodniczącego następował zbyt wolno. Ale jedyną akcją, jaką we trzy wszczęłyśmy, było przyciąganie uwagi młodych ludzi z zawieszonego teraz zakładowego zespołu koszykówki. Mnóstwo czasu spędzałyśmy, przechadzając się po wiejskich drogach, wdychając gęsty zapach wczesnych kwiatów fasoli. Kiedy sytuacja rodziców pogorszyła się, wróciłam do domu. Wtedy właśnie odeszłam od instrukcji Mao i uczestnictwa w „rewolucji kulturalnej" raz na zawsze. Jednak moja przyjaźń z Kluseczką, Jingjin i młodymi koszykarzami przetrwała. Do naszej paczki należała także moja siostra Xiaohong i kilka innych dziewcząt z naszej szkoły. Wszystkie były starsze ode mnie. Często spotykałyśmy się w mieszkaniu którejś z nich i przesiadywałyśmy tam całymi godzinami, często także zostawałyśmy na noc - nie miałyśmy lepszego zajęcia. Prowadziłyśmy nieustanne dyskusje na temat tego, któremu z koszykarzy która z nas się najbardziej podoba. Kapitan zespołu, Przystojny dziewiętnastolatek o imieniu Sai, był centralną postacią tych dysput. Dziewczęta rozważały, czy bardziej lubi 409 Jingjin, czy mnie. Powściągliwy i pełen rezerwy Sai bardzo s' Jingjin podobał. Za każdym razem, kiedy miałyśmy się z ni ^ zobaczyć, starannie czesała swoje sięgające do ramion włos i prasowała ubranie, pudrowała się nawet lekko oraz używał różu i ołówka do brwi. Wszystkie sobie z niej troszkę p0(j kpiwałyśmy. Mnie także ciągnęło do Sai. Kiedy o nim myślałam, czułam jak mocniej bije mi serce; budziłam się w nocy, widząc jego twarz. Szeptałam jego imię albo mówiłam do niego w myślach kiedy się czegoś bałam albo o coś martwiłam. Ale jemu samemu nic nie powiedziałam, snułam tylko na jego temat nieśmiałe fantazje. Najważniejsi w moim życiu i moich uczuciach byli rodzice. Każdą własną sprawę czy przygodę uczuciową natychmiast tłumiłam, jakby oznaczała nielojalność wobec nich. „Rewolucja kulturalna" pozbawiła mnie - albo zaoszczędziła mi -normalnego okresu dojrzewania, wraz z jej napadami złego humoru, rodzinnymi sprzeczkami i spotykaniem się z chłopcami. Nie byłam jednak całkiem pozbawiona próżności. Przyszyłam do kolan i do siedzenia spodni niebieskie łaty, ufarbowane za pomocą wosku w abstrakcyjne wzory, które potem spłowiały do jasnoszarego koloru. Moi przyjaciele śmiali się z mojego stroju, a babcia była oburzona i narzekała: „Żadna dziewczyna nie ubiera się tak jak ty". Aleja się uparłam. Nie chciałam wyglądać ładnie, tylko inaczej