Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Nie wahasz się też w sytuacji, kiedy nienawidzisz swojego wroga równie mocno, jak on nienawidzi ciebie. Lecz uczucia takie jak litość i współczucie zmuszają do zastanowienia, opóźniają reakcje. Współczucie może być kluczem do bram niebios — jeśli gdzieś istnieje takie miejsce — lecz w walce z bezlitosnym przeciwnikiem stanowi tylko dodatkowe utrudnienie. Tymczasem dysk wirował coraz wolniej, a wydawane przez niego dźwięki stawały się coraz to niższe i głębsze. Tym razem żadna z małp nie ruszyła się, by podtrzymać żelazną pokrywę. Wszystkie patrzyły z fascynacją, jak dysk wychyla się z pionu i traci równowagę, by wreszcie po kilku ostatnich podrygach opaść płasko na ulicę. W chwili gdy krąg osiadł z trzaskiem na betonowej powierzchni, zwierzęta zastygły w bezruchu. Metaliczny brzęk niósł się jeszcze przez chwilę po ulicach Umarłego Miasteczka, by wreszcie ustąpić ciszy tak absolutnej, jakby cały świat zamknięty został nagle w dźwiękoszczelnej kapsule. Wszystkie małpy wpatrywały się w żelazną pokrywę, nieruchome, zafascynowane. Po chwili, jakby zbudzone z głębokiego snu, ruszyły niepewnie w stronę dysku. Okrążały go powoli, opierając pięści o ziemię, przyglądały mu się z uwagą, niczym Cyganka, która z fusów odczytuje czyjąś przyszłość. Kilkoro zwierząt zostało z tyłu. Być może dysk onieśmielał je w jakiś sposób, a może czekały tylko na swoją kolej. Te małpy ostentacyjnie przyglądały się wszystkiemu prócz żelaznej pokrywy; patrzyły na ulicę, na drzewa, na usiane gwiazdami niebo. Jedna, z nich spojrzała na domek będący moją kryjówką. Nie wstrzymałem oddechu ani nie odsunąłem się od okna. Byłem pewien, że ten budynek niczym nie odróżnia się od innych opuszczonych i zaniedbanych domów w okolicy. Nawet otwarte drzwi nie stanowiły tu wyjątku; większość budynków stała otworem dla wszystkich nieoczekiwanych gości. Małpa przyglądała się mojej kryjówce przez kilka sekund, po czym wzniosła pysk ku błyszczącej tarczy księżyca. Jej postawa wyrażała głęboką melancholię — a może to tylko ja stałem się nagle zbyt sentymentalny, przypisując małpie więcej ludzkich cech, niż nakazuje to zdrowy rozsądek. Później, choć nie ruszyłem się ani nie wydałem żadnego dźwięku, rezus podskoczył nagle, stanął wyprostowany, przestał zupełnie interesować się księżycem i znów spojrzał na mój domek. — Tylko bez głupich numerów — mruknąłem. Powolnym krokiem małpa zeszła z ulicy, wkroczyła na chodnik, upstrzony cienistymi plamami liści wawrzynu, i znów się zatrzymała. Odruchowo chciałem odsunąć się od okna, pozostałem jednak na miejscu. We wnętrzu budynku panowała ciemność równie gęsta jak ta, która zalega w zamkniętej trumnie Draculi, mogłem więc czuć się niewidzialny. Szeroki daszek nad werandą nie dopuszczał tutaj blasku księżyca. Żałosny mały potwór nie patrzył jednak na okna salonu, lecz oglądał uważnie cały dom, jakby zastanawiał się nad jego kupnem. Jestem niezwykle wyczulony na grę świateł i cieni, która jest dla mnie bardziej zmysłowa niż ciało kobiety. Tym ostatnim mogę cieszyć się bez żadnych ograniczeń, światło zaś jest mi dostępne tylko w ograniczonym stopniu. Dlatego każda forma iluminacji jest dla mnie niemal erotycznym doznaniem, doskonale czuję pieszczotę każdego promienia. Tutaj, w drewnianym domku na skraju Umarłego Miasteczka, z pewnością znajdowałem się poza zasięgiem jakiegokolwiek oświetlenia, stanowiłem część mroku. Małpa znów podeszła kilka kroków i zatrzymała się na chodniku prowadzącym na werandę. Stała teraz zaledwie o dwadzieścia jardów ode mnie. Kiedy obróciła głowę, na moment ujrzałem błyszczące oczy. Zazwyczaj żółtawe i równie złowrogie jak oczy urzędnika skarbowego, teraz płonęły złowieszczą czerwienią. Krył się w nich ów tajemniczy i niepokojący blask, charakterystyczny dla oczu większości zwierząt prowadzących nocny tryb życia. Nie widziałem dokładnie małpy ukrytej w cieniu wawrzynu, lecz nieustanny ruch jej czerwonych oczu świadczył o tym, że bungalow interesuje ją w jakiś sposób, choć nadal nie mogła, zapewne określić, co wywołało to zainteresowanie. Być może usłyszała szelest myszy ukrytej w trawie albo ptasznika równie często spotykanego w tym regionie — i nabrała ochoty na smakowitą przekąskę. Tymczasem pozostałych członków stada nadal absorbowała żelazna pokrywa kanału. Oczy zwykłych rezusów, aktywnych raczej za dnia niż w nocy, nie świecą w ciemności. Małpy ze stada w Wyvern widzą w nocy lepiej niż jakiekolwiek inne naczelne, ale z doświadczenia wiedziałem, że daleko im jeszcze do kotów czy sów. Pod tym względem nadal jeszcze niezbyt wiele dzieli je od zwykłych małp: które przywieziono niegdyś do laboratoriów Wyvern. W miejscu całkiem pozbawionym światła są równie bezradne jak ja. Ciekawska bestia — nazwałem ją w myślach Panem Wścibskim — przesunęła się o kolejne trzy kroki do przodu, opuszczając cień drzewa. Teraz była zaledwie o piętnaście stóp ode mnie, nie dalej niż trzy stopy od werandy. Przystosowanie do życia w ciemności to prawdopodobnie nieoczekiwany efekt uboczny eksperymentów, jakie powołały te istoty do życia, jednak, o ile mi wiadomo, prócz wzroku żaden inny zmysł tych małp nie uległ poprawie. Zwyczajne rezusy i rezusy z Wyvern nie mają tak wyczulonego węchu jak psy, nie potrafią tropić zwierzyny. Wyczułyby mnie nie wcześniej niż ja je, a więc z odległości dwóch czy trzech stóp nawet biorąc pod uwagę fakt, że małpy raczej rzadko używają mydła i szamponu. Nie grzeszą także zbyt wyczulonym słuchem i nie potrafią latać. Choć mogą być niebezpieczne, szczególnie w dużych grupach, nie są jednak istotami o nadzwyczajnych zdolnościach, które giną jedynie przeszyte srebrną kulą czy odłamkiem kryptonitu