Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Nie odszczekuj, mądralo! - powiedziała Dasza. - Dość mamy przez ciebie kłopotów. - Ścisnęła Aleksandra za rękę. - Nasi dzielni chłopcy nie będą cię już odgrzebywać. - Mnie przy tym nie było - mruknął Dmitrij z błyskiem w oku. - A szkoda. Prawda, Aleksandrze? - Wiesz co, Taniu? - wtrąciła mama. - Lepiej zacznij szykować kolację i zostaw nas, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać. Pomóż jej, Marino. Makaron z odrobiną masła, fasola i marchewka. Tania uznała, że to za mało, i usmażyła mielonkę z puszki dziadka, chociaż nikt jej nie lubił. - Widzę, że rodzice nadal nie chcą przy tobie rozmawiać - zauważyła Marina. - Fakt. - Ale ci wojskowi... Bardzo się tobą przejmują. Zwłaszcza Aleksander. - Aleksander przejmuje się wszystkim i wszystkimi. Przyniesiesz trochę masła? Tego chyba nie wystarczy. Kolację zjedli w posępnej atmosferze. Aleksander i Dmitrij wyjeżdżali na front i nikt nie chciał myśleć o najgorszym: oni na wojnie, a w Leningradzie Niemcy. Tatiana wiedziała, że w przeciwieństwie do Dmitrija, Szura ma dowodzić artylerią, lecz zupełnie jej to nie pocieszało. Mimo to, kiedy pili już herbatę, zdołała wykrzesać z siebie odrobinę energii i z ożywieniem spytała: - No i co teraz? - Musicie korzystać ze schronu na dole - odrzekł Aleksander. - Macie szczęście, że w ogóle tam jest. W większości domów są tylko piwnice. Schodźcie tam codziennie, jak najczęściej. Aha, Dasza. Dopilnuj, żeby Tatiana nie siedziała na dachu. Bombami niech zajmą się chłopcy. Słyszysz? - Tak, kochanie. Tatiana słyszała go aż za dobrze. Odchrząknęła i spytała: - Aleksandrze, czy w tym magazynie spaliło się dużo żywności? Szura wzruszył ramionami. - Trochę cukru, trochę mąki... Parodniowe zapasy. Ale magazyn to nic. Najgorsze jest to, że Niemcy okrążyli miasto. - Nie do wiary - powiedziała Dasza. - Niemcy w Leningradzie. Latem byli jeszcze tak daleko... - Ale teraz są blisko. Zamknęli pierścień. - Pierścień? - mruknęła Tania. - Trudno to nazwać pierścieniem. - A ty kto? - wrzasnął pijany ojciec. - Jakim prawem zaprzeczasz porucznikowi Armii Czerwonej? Aleksander uciszył ich gestem ręki. - Twój ojciec ma rację, Taniu, Nie sprzeczaj się ze mną, chociaż w tym wypadku masz trochę racji. Tatiana z trudem powstrzymała się od uśmiechu. - Niestety - kontynuował poważnie Szura - nasze położenie geograficzne sprzyja Niemcom. Otacza nas za dużo wody - wyjaśnił z uśmiechem. - Powiem inaczej: z Ładogą, z Newą, z Zatoką Fińską i z Finami od północy pierścień wokół Leningradu jest kompletny. - Popatrzył na Tanie. - Co ty na to? Teraz lepiej? Wymamrotała coś niezrozumiałego i przypadkowo pochwyciła spojrzenie Mariny. Dmitrij objął ją i musnął nosem jej włosy. - Zaczynają odrastać - powiedział. - Zapuść długie, dobrze? Uwielbiam, kiedy są długie. Nie, to, co robi Aleksander, to za mało, pomyślała. To, co robimy razem, też nie wystarczy. Boże, jak długo będziemy to ciągnąć? Musimy przestać ze sobą rozmawiać w obecności Dimy, Daszy, rodziców i Mariny. Jeśli nie przestaniemy, będą kłopoty. Jakby czytając jej w myślach, Szura przysunął się z krzesłem bliżej Daszy. - Niemcy sąjuż nad Newą? - spytała Dasza. - Tak - odrzekł. - Zapuścili się aż nad Ładogę, aż do Szlisselburga. Szlisselburg był małym miastem leżącym w miejscu, skąd wypływała Newa, by siedemdziesiąt kilometrów dalej przeciąć Leningrad i wpaść do Zatoki Fińskiej. - Szlisselburg też zajęli? - Nie - westchnął Aleksander. - Ale jutro zajmą. - A potem? - Potem ich powstrzymamy. - Magazyn się spalił - powiedziała mama. - Jak dowiozą nam żywność? - Żywność - dodał Dmitrij - benzynę, olej napędowy, amunicję... - Najpierw powstrzymamy Niemców, a potem będziemy się martwić o resztę - przerwał mu Aleksander. Dima parsknął chrapliwym śmiechem. - Chcą wejść do miasta, niech sobie wchodzą. Wszystkie większe budynki są zaminowane. Każda fabryka, każde muzeum, katedra i most. Jeśli Hitler tu wejdzie, zginie pod gruzami. Ale my go nie powstrzymamy. My umrzemy razem z nim. - Nie, Dmitrij - odparł Szura. - Powstrzymamy go, zanim tu wejdzie. - A więc z Leningradu pozostanie jedno wielkie pogorzelisko, tak? - spytała Tatiana. - A co będzie z nami? Nikt jej nie odpowiedział. Aleksander pokręcił głową. - Jutro wyjeżdżamy z Dmitrijem do Dubrowki. Spróbujemy ich po wstrzymać. - Ale dlaczego akurat my? - wykrzyknął Dima. - Dlaczego akurat ty i ja? Dlaczego nie możemy się poddać? Poddał się Mińsk, poddał się Kijów i Tallin, który najpierw doszczętnie spłonął. Poddał się cały Krym, z radością poddała się Ukraina! - Wpadał w coraz większą złość. - Po cholerę mamy ginąć? Żeby powstrzymać Hitlera? A niech tu przyjdzie! - Dmitrij - powiedziała mama. - W tym mieście mieszka twoja Tania. I Dasza, dziewczyna Aleksandra. - Nie wspominając już o mnie - wtrąciła Marina. - Chociaż nie mam chłopaka, ja też tu mieszkam. - Właśnie - rzucił oschle Aleksander. - Chcesz zejść Niemcom z drogi, żeby mogli dopaść twoją dziewczynę? - Dmitrij! - wykrzyknęła Dasza. - Wiesz, co oni robią z Ukrainkami? - Ja nie wiem - odrzekła Tatiana