Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Cała ósemka była zgodna tylko co do jednej sprawy: powrotu papiestwa do Wiecznego Miasta; ale w tym postanowieniu trwała niezłomnie. - Wiecie dobrze Dostojny Panie - mówił dalej Dueze - że w pewnej chwili groziła nam schizma... i jeszcze nam grozi. Nasi Włosi wzbraniają się obradować we Francji i oto niedawno ogłosili, że jeśli wybierze się papieżem Gaskończyka, mianują swego w Rzymie. - Schizmy nie będzie - rzekł spokojnie hrabia de Poitiers. - Zawdzięczając wam, Dostojny Panie, dzięki wam, miło mi to przyznać i wszędzie o tym mówią. Jadąc z miasta do miasta z dobrą nowiną, choć nie znaleźliście jeszcze pasterza, już zebraliście trzodę. - Kosztowne owieczki, Wasza Wielebność. Czy wiecie, że wyjechałem z Paryża z szesnastu tysiącami liwrów, a w ubiegłym tygodniu musiałem posłać po tyleż? Jazon przy mnie to mizerota. Chciałbym tylko, żeby te wszystkie złote runa nie przeciekały mi przez palce - rzekł hrabia de Poitiers, przymrużając oczy. Dueze, który okólną drogą korzystał z tej hojności, pominął aluzję, lecz odparł: - Sądzę, że Napoleon Orsini i Alberti da Prato, a może nawet Gwido de Longis, który był przede mną kanclerzem króla Neapolu, daliby się oderwać... Warto za tę cenę uniknąć schizmy. Poitiers pomyślał: "Zużył pieniądze, które mu daliśmy, aby pozyskać trzy głosy. Sprytne". Wpływy zaś Gaetaniego, mimo że udawał nadal niezłomnego, uległy osłabieniu, odkąd zostały ujawnione jego magiczne praktyki i próba rzucenia uroku na króla Francji i tegoż hrabiego de Poitiers. Były templariusz, wpół obłąkany Evrard, którym Gaetani wysługiwał się w swych sztuczkach szatańskich, za wiele mówił, nim oddał się w ręce królewskich ludzi... - Chowam tę sprawę w zanadrzu - rzekł hrabia de Poitiers. - Swąd stosu mógłby w odpowiedniej chwili uczynić bardziej powolnym Jego Wielebność Gaetaniego. Leciutki, przelotny uśmieszek przemknął po wargach starego prałata na myśl, że ujrzy innego kardynała smażącego się na stosie. - Niestety - podjął Poitiers - ów Evrard powiesił się w więzieniu, dokąd kazałem go wtrącić, zanim rzetelnie został przesłuchany. - Powiesił się? Zaskoczyliście mnie, Dostojny Panie. Moi ludzie, którzy dobrze go znali, stwierdzili, że przed niespełna dwoma tygodniami spotkali go, gdy się znów wałęsał w pobliżu Valence. - Albo kogo innego przyczepiono do krat w ciemnicy. - Zakon jest jeszcze potężny - powiedział kardynał. - Niestety - rzekł Poitiers, notując w pamięci, aby wysłać jednego z urzędników na wywiad w okolice Valence. - Zdaje się - nawiązał Dueze - że Francesco Gaetani całkiem się odwrócił od dzieł Bożych, by zająć się wyłącznie sprawami Szatana. Czy to przypadkiem nie on kazał zadać truciznę królowi, waszemu bratu, po nieudanej próbie "zauroczenia"? Hrabia de Poitiers nie wiedział i rozłożył ręce. - Za każdym razem, gdy król umrze, ludzie twierdzą, że zadano mu truciznę. Tak mówiono o moim pradziadku Ludwiku Ósmym; tak nawet prawiono o moim ojcu, wieczny mu odpoczynek... Brat mój Ludwik był marnego zdrowia. Lecz ostatecznie rzecz warta rozważenia. - Pozostaje wreszcie - podjął Dueze - trzecie stronnictwo, zwane prowansalskim z powodu kardynała Mandagout, najruchliwszego spośród nas... Ostatnie to stronnictwo liczyło sześciu kardynałów z różnych stron; prałaci z Południa, jak obaj Berengerowie Fredol, sąsiadowali tu z Normanami i jednym duchownym z Cahors, a mianowicie kardynałem Dueze we własnej osobie. Złoto rozdane przez Filipa de Poitiers zjednało ich poniekąd dla tez francuskiej polityki. - Jest nas najmniej - mówił Dueze - lecz stanowimy języczek u wagi, niezbędny dla uzyskania jakiejkolwiek większości. Ponieważ zaś Gaskończycy i Włosi utrącają nawzajem każdą kandydaturę, pochodzącą z ich szeregów, przeto, Dostojny Panie... - Trzeba będzie tedy poszukać papieża między wami. Czyż nie taka wasza intencja? - Jestem przekonany, głęboko przekonany. Tak twierdziłem od śmierci Klemensa. Nie słuchano mnie; podejrzewano niewątpliwie, że kaptuję dla siebie, bo moje nazwisko istotnie było wymieniane, zresztą bez mej zgody. Ale dwór francuski nigdy nie darzył mnie zbytnim zaufaniem. - Ponieważ dwór neapolitański nieco zbyt jawnie popierał Waszą Wielebność. - A gdyby mnie nikt nie popierał, Dostojny Panie, któż by na mnie zwrócił uwagę? Jedynym moim dążeniem, wierzcie mi, było ujrzeć znów więcej ładu w sprawach chrześcijaństwa, które wyglądają bardzo nieciekawie; ciężkie będzie brzemię przyszłego następcy świętego Piotra. Hrabia de Poitiers splótłszy długie ręce skrył w nich twarz i namyślał się kilka sekund