Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

I po raz drugi tej nocy Jenna opowiedziaBa caB histori. Kiedy do Karima zaczBo dociera znaczenie sBów matki, za- 536 rzuciB j pytaniami. Jego cierpienie i zagubienie byBy niemal namacalne  ale przez te odczucia coraz silniej przebijaB narastajcy gniew.  Chcesz mi powiedzie, |e ten ksi|, ten dupek, którego zastrzeliB Malik  byB moim ojcem?  Tak, ale...  A co w takim razie z Jacquese'em?  Wymy[liBam go. BBagam, uwierz, zrobiBam to tylko dla ciebie.  Uwierzy ci? Jak mam ci uwierzy? To jaki[ kompletny absurd, nie majcy nic wspólnego z rzeczywisto[ci. Czyste szaleDstwo.  To wBa[nie jest rzeczywisto[, Karimie. Ale na tym nie koniec.  Jenna zacisnBa powieki.  BBagam, kochanie, przyjedz tu. Albo ja wróc do Bostonu, nie bd czeka na zakoDczenie rozprawy.  Mamo, cokolwiek to jest, powiedz mi od razu.  To ja go zabiBam, synku. Nie Malik, ale ja. W cigu nastpnych kilku minut Jenna zrozumiaBa dobrze, co musiaB czu jej brat w samolocie zabierajcym Lail z al-Re-mal. Nigdy nie zapomni sBów wypowiedzianych przez Karima, jego nienawi[ci. WiedziaBa, |e to typowa reakcja obronna, ale to nie zmniejszaBo jej bólu. I nic, co mówiBa, nie trafiaBo do jej syna.  Jak mogBa[ mi co[ takiego zrobi?! Tylko zastanów si przez chwil! Jak mogBa[?! Jak?! RozlegB si trzask odkBadanej sBuchawki. Karim si rozBczyB. Kiedy wreszcie si rozpBakaBa, miaBa wra|enie, |e Bzy ju| nigdy nie przestan pByn. Brad próbowaB j obj, ale go odepchnBa. Nikt jej nie mógB w tej sytuacji pomóc, nikt nie mógB ukoi. Jednak gdzie[ na dnie jej rozpaczy czaiBo si inne uczucie, dawno temu zapomniane: strach wymieszany z uniesieniem przypominajcym najczystsz rado[. 537 O [wicie pustynia rozbBysBa wieloma barwami. Jenna zamówiBa [niadanie dla dwóch osób, a tymczasem Brad przeniósB swój skromny baga| z pokoju, który wynajB dwa pitra ni|ej. Karim wyBczyB telefon. Jenna, z zaczerwienionymi, za-puchnitymi od pBaczu oczami, chciaBa natychmiast lecie do Bostonu.  Nie rób tego  poradziB Brad.  I tak nic nie zdziaBasz. Niech chBopak troch ochBonie. Nie dodaB, |e przede wszystkim Jenna ma co[ wa|nego do zrobienia tutaj, na miejscu, ale niewtpliwie ta my[l chodziBa im obojgu po gBowie. Jenna popijaBa kaw i skubaBa rogalik z cynamonem. Po raz pierwszy od kilku tygodni poczuBa smak tego, co je.  ObroDcy Malika twierdz, |e dzisiaj skoDcz postpowanie dowodowe i |e po tym sdzia odroczy rozpraw do jutra. W trakcie tej przerwy w postpowaniu chciaBam zwoBa konferencj prasow. Ale wci| mnie to przera|a.  Bezwiednie zadr|aBa.  Nie chc, |eby wszyscy... jeden przez drugiego wykrzykiwali swoje pytania. Brad spojrzaB na ni z lekkim rozbawieniem.  {artujesz, Jenno? Czy naprawd nie zdajesz sobie sprawy, jaka to bdzie sensacja? Nie tylko tu, w Stanach, ale na caBym [wiecie. Wic je[li nie chcesz mie do czynienia z tBumem rozwrzeszczanych reporterów, je|eli wolaBaby[ spokojny wywiad dla Dana Rathera czy Dian Sawyer, wystarczy, |e podniesiesz sBuchawk i do nich zadzwonisz.  ZupeBnie o tym nie pomy[laBam. Jeste[ pewien?  Oczywi[cie