Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W tej chwili najbardziej potrzebne jest błyskawiczne działanie kilku Kobr. Weissmann odetchnął z widoczną ulgą, a Jonny poczuł, jak opada napięcie panujące przed chwilą wśród zebranych. Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się w trakcie takich zebrań pełnić należącą dotychczas do Deutscha funkcję rozjemcy. Były to jednak obowiązki, których ani nie lubił, ani nie umiał dobrze pełnić. Ktoś jednak musiał to robić, a w tej chwili Halloran znacznie mniej niż Jonny współczuł miejscowym ludziom z pogranicza. Jonny mógł więc tylko starać się jak potrafił i mieć nadzieję, że Deutsch dojdzie szybko do siebie i wyrwie się z apatii. - Jestem tego samego zdania co Jonny - rzekł Halloran. - Sądzę, że macie jakieś sugestie na temat celu, który powinniśmy zaatakować? Weissmann zwrócił się do Jakoba Dane'a, trzeciej osoby siedzącej przy stole. - Określiliśmy cztery możliwe cele - odezwał się Dane. - Rzecz jasna, zakładaliśmy, że będziecie dysponowali większą grupą ludzi... - Proszę nam tylko powiedzieć co to za cele - przerwał mu szorstko Deutsch. - Tak jest. Dane sięgnął po kartkę, a jej drgania ujawniły drżenie jego własnych palców. Potem odczytał je jeden po drugim. Jak się okazało, wszystkie cztery były stosunkowo mało ważnymi obiektami; widocznie więc i Dane mial równie mało wygórowane jak Deutsch mniemanie o wojskowych umiejętnościach miejscowych partyzantów. - Żaden nie jest wart paliwa, jakie zużyjemy na dostanie się w jego rejon - parsknął Halloran, kiedy Dane skończył czytać. - A może wolałbyś od razu zabrać się do Siedliska Duchów? - zaproponowała złośliwie Ama. - To nie było zabawne - mruknął Jonny, widząc, jak twarz Hallorana się zachmurzyła. Od kilku miesięcy było jasne, że Troftowie mają gdzieś w Cranach swój główny sztab, ale do tej pory nikt nie umiał określić, gdzie mogło się znajdować miejsce bardzo trafnie określane mianem Siedliska Duchów. Wszystko to, po niewczasie, uświadomiła sobie nagle Ama. - Masz rację, Jonny - powiedziała, pochylając szybko głowę w miejscowym geście oznaczającym przeprosiny, który nawet Jonny uważał za prowincjonalny. - Przepraszam, to nie jest coś, z czego powinnam była stroić żarty. Halloran wydał pomruk mający oznaczać, że niezupełnie się zgadza. - Czy ktoś nie ma jakichś poważnych propozycji? -powiedział, patrząc po zebranych. j - A co z tym transportem podzespołów elektronicznych, który miał tutaj wczoraj dotrzeć? - zapytał Deutsch. - Już dotarł - rzekł Dane i kiwnął głową. - Znajduje się teraz w dawnej fabryce Wolkera. Nie sądzę jednak, żeby można się tam łatwo dostać. Deutsch spojrzał na Hallorana i Jonny'ego, a potem uniósł brew. - Jasne, dlaczego by nie? - w odpowiedzi Halloran wzruszył ramionami. - System alarmowy zarekwirowanej na potrzeby wojsk Troftów Fabryki Wyrobów Plastikowych Wolkera będzie miał wiele luk, których okupanci z pewnością jeszcze nie zatkali. - Można byłoby sądzić, że do tej pory powinni sie tego nauczyć - powiedział Deutsch, wstając i spoglądając po twarzach siedzących w pokoju dowódców poszczególnych oddziałów ruchu oporu. - Wygląda na to, że w tej chwili nie bedą państwo nam już potrzebni. Bardzo wszystkim dziękuję za udział w dzisiejszym zebraniu. Prawdę mówiąc, nikt z Kobr nie był upoważniony do uznawania zebrania za zakończone, ale żaden z miejscowych nie spieszył się, by o tym przypomnieć. Prawie nie rozmawiając miedzy sobą, zebrani bez ociągania opuścili pokój. Zostały tylko Kobry i troje przywódców całego podziemia. - A teraz - odezwał się Deutsch, zwracając się do tych drugich - chciałbym wiedzieć, czy dysponujecie jakimiś planami tej fabryki. Twarz Amy pokryła się purpurą, ale kiedy się przekonała, że dwaj jej towarzysze nie mają zamiaru zwracać uwagi Deutschowi, z widocznym wysiłkiem zdecydowała, że i ona nie będzie reagować. Wstała od stołu, dumnym krokiem podeszła do ustawionego w kącie pokoju regału i wróciła z naręczem opatrzonych niewinnymi napisami taśm i kaset. Przemieszane z rozrywkowymi wideogra-mami znajdowały się na nich plany ważniejszych budynków miasta, sieci kanalizacyjnych i energetycznych, a także dziesiątki planów innych obiektów, jakie pod-ziemiu udało się zgromadzić. Okazało się że brama wjazdowa do Fabryki Wyrobów Plastikowych Wolkera została na nich przedstawiona z wszelkimi potrzebnymi szczegółami. Planowanie akcji przeciągnęło się do późnego popołudnia, po czym Jonny powrócił do mieszkania Tolanów jeszcze przed nastaniem godziny policyjnej rozpoczynającej się równo z chwilą zachodu słońca. Dwaj inni mieszkańcy - brat Marji ze swoim synem, którzy uciekli z kompletnie spalonego przez Troftów Paryża - tej nocy nie mieli nocować w domu. Dzięki temu, kiedy nieco później wszyscy udali się na spoczynek, Jonny mógł cieszyć się niezwyczajną swobodą spania w oddzielnym pokoju. Nikt z mieszkańców nie zapytał go, co postanowiono w trakcie zebrania, ale wszyscy w mniejszym lub większym stopniu byli świadomi, że już wkrótce zostanie przeprowadzona kolejna akcja. W cichy, subtelny sposób pozostawili go wiec swoim myślom, jakby w ostatniej chwili chcieli wznieść emocjonalny mur miedzy sobą a nim na wypadek, gdyby miał nie powrócić z akcji. Później, kiedy w nocy leżał na materacu, sam zaczął zastanawiać się nad tą możliwością. Podejrzewał, że pewnego dnia osiągnie taki stan ducha, w którym szansa wpadnięcia w śmiertelną pułapkę nie będzie mu nawet przychodziła do głowy. Sądził jednak, że jeszcze nie nadszedł dzień, w którym to się stanie, i miał nadzieję zrobić wszystko, aby jego nadejście opóźnić jak najbardziej