Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Następnie poszukali sklepu z artykułami gospo- darstwa domowego, gdzie nabyli garnki i patelnie, srebrną zastawę stołową czajnik do kawy, naczynia, szklanki i mnóstwo innych drobiazgów, które im wpadły w oko. W drodze powrotnej na parking Stone spostrzegł czarnego vana po dru- giej stronie ulicy; nie był to jednak ten sam wóz, który stał przed domem. - Zdaje się, że dostajesz uczulenia na widok czarnych samochodów – zauważyła Sara. - Przecież ich nie wymyślam, prawda? - Ale nie przejmuj się nimi aż tak bardzo. Świat pełen jest czarnych vanów. - Masz rację – przyznał Stone, wciągając głęboko powietrze. – Jutro wy- jedziemy z tego miasta, a po powrocie będzie na nas czekał dom w Connecticut 123 i fura mebli do ustawienia. Zadzwonię do Billa Eggersa i poproszę, żeby wy- słał dokumenty transakcji zakupu do Anglii. Gdzie się zatrzymamy? - Prawdopodobnie w wiejskim domku moich rodziców w Hampshire, ale mają też dom w mieście. Zatelefonuję do nich później i spytam, gdzie będą. Stone z przyjemnościąmyślał o swej pierwszej podróży za granicę. Mimo to jego wzrok co chwilę wędrował w stronę lusterka. 32 C tone i Sara przygotowywali się do wyjścia na wernisaż. ^ - Rozmawiałam po południu z mamą – powiedziała Sara. – Zapropono- wała, żebyśmy przyjechali prosto na wieś. Myślę, że tak byłoby najlepiej, co ty na to? Będziemy mogli odpocząć i trochę pożeglować. - Brzmi obiecująco – odparł Stone, zawiązując krawat. – O jakim że- glowaniu mówisz? - Dom jest nad morzem, w pobliżu wyspy Wight. Tato ma jacht zacu- mowany u ujścia rzeki Beaulieu. Umiesz żeglować? - Żeglowałem trochę jako chłopiec podczas wakacji w domku kolegi na Martha’s Vineyard. Pływałem też wynajętą łódką po Morzu Karaibskim, ale ostatnio nie miałem czasu. - Będzie cudownie – zapewniła Sara, odwracając się, żeby Stone mógł jej zapiąć sukienkę. – Nie byłam w tym domu trzy lata, a tak kocham Hamp- shire. Na wodzie czuję się wspaniale. - Ja też bardzo się cieszę, że tam jedziemy. - Jak wyglądam? – spytała. - Wystrzałowo – odparł Stone. – Sukienka jest fantastyczna. - A pan wygląda jak książę – powiedziała Sara, poprawiając mu kra- wat. – Jeszcze nigdy nie widziałam cię w smokingu. - Nawet nie miałem czegoś takiego, kiedy poprzednio mieszkałaś w No- wym Jorku. - Powinieneś go nosić stale; jesteś jeszcze przystojniejszy niż zwykle. Stone wziął ją pod rękę i poprowadził do wyjścia. - Ktoś nas dzisiaj podwiezie. - Wynająłeś szofera? - Niezupełnie. To były policjant nazwiskiem Bob Berman, który czasem mi pomaga. - I pewnie będzie uzbrojony – skrzywiła się Sara z niesmakiem. 124 - Oczywiście. - Jakie jeszcze kroki podjąłeś? - Anderson i Kelly będą siedzieć w samochodzie na ulicy; Bob popilnuje tylnego wejścia, z którego skorzystamy Dino zostanie z nami w środku. - Naprawdę uważam, że to wszystko jest niepotrzebne. - Jutro nie będziesz już musiała o tym myśleć. - Cieszę się. W garażu Stone przedstawił Sarze Boba Bermana – niskiego, mocno zbudowanego mężczyznę przed pięćdziesiątką. Po chwili Bob wyjechał sa- mochodem na ulicę. - Wyszliśmy z domu wcześniej; mamy trochę wolnego czasu. Pojedź okrężną drogą żeby chłopcy z tyłu upewnili się, że nikt nie wlecze się za nami– powiedział Stone. - Jasne. Kluczyli wolno ulicami miasta w tę i z powrotem. Po upływie pół godziny dotarli na tyły galerii, punktualnie na czas. Berman wysiadł z wozu i odszedł parę kroków, żeby się rozejrzeć po okolicy. Po chwili wrócił i otworzył drzwi. - Teren czysty– oznajmił. Stone szybkim krokiem poprowadził Sarę do drzwi, w których stał Edgar Bergman, właściciel galerii. Bob Berman tymczasem zwolnił słupek blokują- cy zarezerwowane miejsce na parkingu, postawił tam wóz i ustawił się koło drzwi galerii. - Czy stało się dzisiaj coś ciekawego? – spytał Stone. Bergman potrząsnął głową. - Nie. Przyjęliśmy tylko mnóstwo zgłoszeń po wczorajszym artykule w „Timesie”. - Czy zna pan wszystkich ludzi, którzy się zapowiedzieli? - Większość to ci, którym wysłaliśmy zaproszenia; przyjdzie też kilku mar- szandów. Wydaje mi się, że kilku gości nie znam i nigdy o nich nie słyszałem. - Będziemy musieli zwrócić na nich szczególną uwagę. - Porozmawiam z recepcjonistką – oznajmił Bergman. Weszli do sali wystawowej; w galerii jeszcze nikogo nie było