Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Potem polecił im zaczaić się wzdłuż grzbietu... tego grzbietu, który ciągnął się wzdłuż drogi... a kiedy konwój znajdzie się w środku parowu, niech otworzą ogień z flanki. A co stanie się, jeśli zawrócą i zaczną się cofać? No cóż, będzie tam za nimi z moździerzem na latającej platformie i będzie się starał ich powstrzymać. - Co? - nie chciał uwierzyć Robert Lis. - Jeden moździerz przeciwko czołgom? To przecież niemożliwe! Konwój na pewno przebije się z powrotem do lasu i nigdy nie uda się go stamtąd wywabić. Ach, chcesz, żeby ten samolot pomógł ci w zablokowaniu ich? Otóż to zupełnie co innego. W porządku. To jest samolot bojowy. - Próbujcie po prostu przewracać czołgi i pojazdy ciężarowe bez wysadzania ich w powietrze! - polecił Jonnie. - Nie używajcie pocisków radiacyjnych! Wykorzystujcie tylko siłę miotaczy! Ustawcie je na "Szeroka wiązka", "Bez płomienia" i "Oszołomienie". Nie chcemy ich zabijać. Jak tylko rozciągną się wzdłuż tego parowu, zablokujcie im drogę od strony zasadzki, a ja zablokuję ich od tyłu! Reszta zaś zaatakuje ich z flanki na grzbiecie parowu. Samolot ma się włączyć do boju, jeśli skierują z powrotem do lasu. Wszystko jasne? - Jasne! Jasne, jasne! Koordynator, zastępujący nieobecnego Koordynatora Rosjan, bezskutecznie usiłował poradzić sobie z tłumaczeniem, aż w końcu oświadczył: - Jestem pewien, że rosyjski Koordynator wszystko im wyjaśni, gdy do nich dobijemy. Och, ja wiem wszystko. Mogę im to przekazać później. - Pamiętajcie - dodał Jonnie - że istnieje pewne prawdopodobieństwo, że w tym konwoju znajduje się Allison, więc miejcie na niego oko i gdyby w trakcie walki uciekał, to go przypadkiem nie zastrzelcie! - Jasne, jasne, jasne! - Trzeba będzie to jeszcze raz wytłumaczyć Rosjanom, gdy połączą się z Iwanem - rozkazał Jonnie. - Gładko! - zauważył Robert Lis z goryczą. - Och, jak wszystko idzie gładko! Nie możemy należycie poinstruować trzonu naszych sił, ponieważ tłumacz jest gdzie indziej. Co za zdumiewające planowanie i koordynacja! Życzę nam szczęścia. Będziemy go bardzo potrzebowali. - Ale za to mamy nad Psychlosami przewagę liczebną powiedział Jonnie. - Co?! - wykrzyknął Robert Lis. - Przecież ich jest ponad setka, a nas tylko około pięćdziesięciu. - Właśnie o tym mówię - odparł Jonnie. - Przewyższamy ich liczbowo w stosunku pół do jednego! Chwycili dowcip, a kilku bardziej zaawansowanych w angielskim Rosjan przetłumaczyło jego sens pozostałym. Wszyscy się roześmieli. Deszcz wprawiał ich w niezbyt dobry nastrój. Teraz poczuli się lepiej. Jonnie właśnie zamierzał udać się do ciężarówki, przy której czekał na niego Szkot z czterema Rosjanami, gdy jego uwagę zwrócił jakiś ruch. Był to Bittie MacLeod cały okręcony bronią i ekwipunkiem, gotów do pójścia razem z nim. Jonnie za nic nie chciał do tego dopuścić. Nadchodząca bitwa to nie było miejsce dla chłopca. Ale był jeden szkopuł: chłopięca duma. Jonnie błyskawicznie starał się znaleźć jakieś rozwiązanie. Było to chyba trudniejsze niż rozwiązywanie problemów taktycznych! Świat chłopca wypełniony był romantycznymi historiami sprzed dwóch tysięcy lat, kiedy to stan rycerski był w pełnym rozkwicie, kiedy pluły ogniem smoki, a czystej krwi książęta kochali się w pięknych damach dworu. Był to przemiły chłopiec, a jego największą ambicją było dorosnąć i stać się takim mężczyzną jak Dunneldeen lub Jonnie. Ale istniało ryzyko, że jego marzenia mogą prysnąć w zderzeniu z brutalnymi realiami tego świata, w którym przyszło im walczyć, świata z innym gatunkiem "smoków". Bittie zauważył u Jonnie'ego moment wahania i wyczytał w jego bladoniebieskich oczach próbę znalezienia jakiejś wymówki, by powiedzieć "nie"