Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Widziałem mo- jego ojca w takiej sytuacji i nie był to przyjemny widok. Wiełe mnie to kosztowało. Możesz stracić dom, samochód, wszystko. Jak czułbyś się bez swojego ukochanego BMW? Ten dom był częścią ceny zapłaconej przez starzejącego się mężczyznę za bezsensowną próbę udowodnienia swoich racji i walkę z rozgoryczeniem. Oj- ciec pogodził się z faktem, że utrzymanie spłaconego kiedyś w ca- łości domu znów stało się górą, na którą z mozołem należy się wspinać. Rozumiał jednak bardzo dobrze jedno - byt za stary, by kiedykolwiek dotrzeć na szczyt. Dobrze wiesz, przyjacielu, że ro- dzice nie wypadli wtedy za burtę. Sami wyskoczyli. Nie byli może najbystrzejszymi ludźmi na świecie, lecz znali się na łodziach i pływaniu, tak jak ty znasz się na łapaniu bandziorów, a ja na wy- szukiwaniu rewelacyjnych wiadomości na tematy, z których inni już dawno zrezygnowali. Będąc prawdziwym Człowiekiem Starej Daty, nigdy nie pozwoliłeś mi dowiedzieć się prawdy. Sam jednak doszedłem do tego. Postąpiłeś słusznie i zgodziłeś się, bym tutaj został. Niech Bóg ci to wynagrodzi. Jesteś dżentelmenem i erudytą. Zastanawiasz się pewnie teraz, dlaczego zebrało mi się na wy- lewanie łez nad kuchennym stołem ? Oczywiście, że się zastana- wiasz. Odpowiem ci. Myślałem o tym wszystkim w nocy. Ty pew- nie też- A może po prostu nie mogłem spać. Jestem dzisiaj zbyt ga- datliwy. Może dlatego, że trochę się boję. Umowa z Jane Haversham nie wygląda dokładnie tak, jak ci opowiadałem w no- cy. Myślę, a może raczej... czuję, że ta sprawa może stać się bar- dzo śliska. Ci ludzie zabili przecież bezbronną staruszkę! I nie po- dejrzewam o to wcale tej cholernej IRA... Foley wypił kolejny łyk kawy. Zauważył zmianę w charakterze pisma. Margines gdzieś zniknął, a litery wyraźnie się pochyliły. W równoległych wierszach tekstu pojawiła się jakaś dziwna suro- wość. Foley widział takie nagłe zmiany pisma już wcześniej. W zwierzeniach dotyczących poważnych zbrodni i w listach samo- bójców. Zauważył leżącą koło ekspresu paczkę papierosów. Rzu- cił palenie parę lat temu, lecz teraz odruchowo sięgnął po papiero- sa i zapalił go zapałką z pudełka leżącego na staroświeckiej ku- chence gazowej. Usiadł znów przy stole i dokończył czytanie. Słyszałeś o Rudolfie Moravcu? Któż nie słyszał? To miliarder. Jest właścicielem wszystkich gazet i całego czasu antenowego na zachód od Moskwy. Gdzieś z jej okolic zresztą pochodzi. Rudolf uczyni mnie bogatym człowiekiem. Muszę tylko czegoś się dowie- dzieć. Właśnie tym zamierzam się zająć. Gdy będziesz czytał mój list, zabiorę się już do roboty. Nie wysyłaj czasem za mną listów gończych i nie próbuj mi przeszkadzać. Naprawdę nie próbuj tego robić, bo stracę tę pracę. Jeśli jednak przypadkiem przydarzy mi się to, co spotkało Eleanor Hale, mam nadzieję, że pomścisz swego drogiego przyjaciela i wdzięcznego lokatora. Napisałem ci nazwisko i numer telefonu człowieka od kompute- rów. Jest ekscentrykiem i swoje nazwisko wymawia RAFEMYBREE, nie Ralph Mayberry. Pamiętaj o tym, bo w przeciwnym razie odłoży słuchawkę. Teraz muszę się do czegoś przyznać. Miałem początko- wo zamiar zagrać nieuczciwie i kupić od niego wszystkie informa- cje, które ci sprzeda. Wydaje mi się bowiem, iż zmierzamy obaj do tego samego celu, tylko idziemy różnymi drogami. Nie mogę sie- dzieć bezczynnie, gdy ty będziesz dociekał prawdy. Nie mógłbym też przyglądać się, jak ryzykujesz swoją karierę. Kończąc przesy- łam ci serdeczne pozdrowienia, bowiem jeśli okaże się, że ten list jest ostatnim przebłyskiem mego literackiego talentu, twoja repu- tacja zostanie definitywnie zrujnowana. (Jeśli już tak nie jest) N. Foley złożył wilgotną kartkę, wstał od stołu i nalał sobie drugą filiżankę kawy, spoglądając przez okno na zarośnięty chwastami ogród. „Cholerna dżungla" - pomyślał. Przygotował sobie grzan- kę, zjadł ją ze smakiem i wytarłszy umazane masłem palce, prze- czytał list ponownie. „Istnieje jakieś zbiorowe szaleństwo, które opada na nas jak ob- ciążona ołowiem sieć - pomyślał. - To zdarza się w różnych mo- mentach naszego życia. Teraz właśnie nadeszła taka chwila. Pozo- staje tylko pytanie, czy ta epidemia rozpoczyna się od jednej osoby i zaraża inne, czy też spada na wszystkich ludzi jednocześnie?" List Lewina, a raczej ton tego listu, nie zaskoczył wcale Petera. Nigel zawsze był zmienny. We wszystkim. Począwszy od dziew- czyn, aż po nastroje. Bywały wcześniej takie dni - Foley nazywał je celtyckimi - kiedy Lewin marudził coś o nadchodzącej nie- uchronnie katastrofie. Nadinspektor uważał jednak, że młodzi lu- dzie o literackich ambicjach zwykle mają skłonności do pesymi- zmu. Niech więc tak zostanie. Jakoś sobie z tym poradzi. Ostate- cznie lepiej przecież znosić humory Lewina, niż żyć samotnie