Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Odpowiednia chwila jeszczenadejdzie. Odpowiedniejsza niżta. Przez całą drogę nie włączała się do rozmowy; kiedyją o cośpytano, odpowiadała: nie należy rozmawiaćz kierowcą. Tylko Missis uważała, że to świetnydowcip. Aleraz nie udało się jejwykręcić. Zresztą nie chciała tego. Kiedy matka zapytała, czy ma jakieś miłe towarzystwo,odpowiedziała: Żadnego. Jak to, zupełnie nikogo? Tych, którzy chcą mnie, ja nie chcę. A ci,którychbym chciała, nie chcą mnie. Maritie! krzyknęła matka. Takjest naprawdę. Już ja ci kogoś znajdę. Błagamcię, wcale się nienudzę. Przed wejściJ do hotelu spotkali Kongijczyka wracającego z plaJ^Bpak zwykle biegł po schodach w rozwianym malindBym płaszczu, uśmiechając się do tej, która patrzyła nąjjpiego z balkonu drugiego piętra. Halo! powiedziałaMaritie, choć nigdydotąd niewymieniała z nim pozdrowień. Halo! odpowiedział doktorMathias Mobose zaskoczony. Kto to jest? zdenerwował się Max. Skąd goznasz? Tu się wszyscy znają powiedziała. TojestMurzyn Maritiezaśpiewała Bibi. Murzyn Maritie! 4B Wczesną Jesienie. Co to znaczy: Murzyn Maritie? matka zwróciłaku niej przerażone spojrzenie. MurzynMarrtie! wyśpiewywała mała. Ależ Maritie go w ogóle nie zna wmieszała sięMissis. Naprawdę. Naprawdę? spytała matka Maritie. Nareszcie zrobiło się jej gorąco, zdjęła płaszcz i zarzuciła go na ramiona. Naprawdę? powtórzyła z nadzieją. Boże, Boże! westchnęła Maritie, Naprawdę niezamieniłam z nimdwóch słów. Ale z przyjemnością zamienię je przy najbliższej okazjidodała, widząc rodzące się uspokojenie w oczach matki. Muszę odprowadzić wóz. Max wyjmował walizki z bagażnika, Poczekaj ipowiedzialzałatwię formalności w hotelu i pojadę z tobą się wyfkąpać. Maritie patrzyła na powierzchnię morza prawie białąpod oślepiającymsłońcem. Powoliodwróciłagłowę. Ja dziś nie mogę powiedziała. Maxpobladł gwałtownie. Usta mu drżały. Biedactwo! szepnął. Odprowadź wóz i zarazsię połóż. Maritie źle sięczuje? spytała matka. Pokręciłagłową. Ach, głupstwo. Maritie! szepnęła Missis. Pamiętaj,że o drugiej jest obiad. Pamiętam. Śmiała się wsamochodzie przez całą drogę, choć towcalenie było śmieszne. Ale nie chciał otym myśleć. Za dwadzieścia jeden dni i sspojrza^Hfcazegarek dwadzieścia jeden godzin w ogóle przestanie jejto dotyczyć. Ich oczy! tchoczy, kiedy się o 1BHi. dowiedzą! Oddała wóz w punkcie wynajmu sanio^^ów, czekałaprzez chwilę,aż mechanicy sprawdząjego^stan. Okay? zapytała. :^ Okay! odpowiedzieli młodzi bułgatSiy komuniści. Itak samo jak rano stali i patrzyli, dopó^Slfnie zniknęłaim z oczu. ^TOczywiścienie miała zamiaru -wracać zaraz do hotelu. Otwieranie waliz, oglądanie prezentów. nawet płyt niebyła ciekawa. Po cojej je przywiózł? Mogła sobiekupić 50 je sama po powrocie do domu. Usiadła na ławce ipatrzyła przez chwilę w kolorowy tłum, zapełniający plażę. Gwar, któryniósł się stamtąd, byłjahby wtórnym odgłosem morza, usypiającym szumem fal. Postanowiła sobie, że nie pójdzie tam,że nie zbliżysię więcej do tego człowieka. Gdyby go zobaczyła, mogłaby ją opuścić godność i opamiętanie, cała godnośći całeopamiętanie, jak wczorajszego dnia. Kupiłachleba i poszła na placykprzed kasyno, gdziestały osły. Musiała czekać osłypracowały. Zajęła sięwobectego karmieniem wróbli, które gnieździły się naróżanej rabacie, kąpiąc się w tumanie zeschłej ziemi. Zleciały się od razu wszystkiepo rzuceniu imgarści pokruszonego chleba, łakomei ruchliwe,rozświergotane. Wypełniło jej to czas do chwili,gdy wreszcie zjawiły się osłyz jakimś duńskim rodzeństwem na grzbiecie, które właśnie kończyło swój kursPoganiacz osłów uchylił na jej widok czapeczki. Wsuwając chleb wośle pyski zapytałago, jak idzie. Rozumieli się doskonale, choć nie rozumieli znaczenia słów,Pokiwał głową: taksobie. Nie najgorzeji nie najlepiej. A teraz z 'każdym dniem będzie jużcoraz słabszy ruch,Wskazał na słońce. Jesień. Ludzie zaczną stąd uciekać. Wyjęła z torebki pieniądze i podała mu,wskazując napalcach godzinę: do drugiej! Wynajmowała go do drugiej. Ale to nie znaczyło, że będąstali na placyku przed kasynem. Dziś ma ochotę się przejechać. Przez cały czas,tam i z powrotemdeptakiem wzdhiż plaży. Stary poganiacz osłów taktownie nie wyraził zdziwienia. Pomógł jej usiąść nagrzbiecie oślicy, kiedy dziewczęta nie noszą spodni, nie jest to takie łatwe