Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Jej uśmiech był równocześnie złośliwy, światowy i dziewczęcy. W tym momencie Val przypomniał sobie legendy krążące w Paryżu o mężczyznach popełniających samobójstwa, piszących wiersze i zdobywających górskie szczyty z miłości do niej. Po chwili znowu stała się zmęczoną panią w średnim wieku, z ufarbowanymi włosami i obwisłymi policzkami. - Mimo całego uczucia jakie mam dla ciebie, Valmont, muszę cię zbesztać. Czy wiesz jaką masz reputację? Ludzie nazywają cię fircykiem, lalusiem a nawet darmozjadem. Nie obchodzi mnie, czy plotki, że się hazardujesz i zadajesz z dziwkami, są prawdziwe. Masz więcej pieniędzy, niż zdołasz kiedykolwiek wydać, choćbyś nie wiem, jak się starał. A mężczyzna potrzebuje kobiet. To wszystko rozumiem. Tak się pechowo składa, że Ameryka jest bardzo mieszczańska, nawet Nowy Orlean. Nie ma tu kobiet wprawionych w grach miłosnych i wyrozumiałych mężów. Ale na Boga, czy wszyscy muszą wiedzieć o twoich miłostkach? Mówisz mi, że obchodzi cię plantacja. Dlaczego nie pokażesz światu swojej drugiej strony? Nikogo nie zapraszasz do siebie. Przez to plotkują jeszcze bardziej. Mówi się, że trzymasz tam harem Mulatek. Inni posądzają cię, że dla przyjemności torturujesz niewolników. Znam cię, Val i oczywiście nie wierzę w ani jedno słowo. Ale pamiętaj, że mieszkańcy Nowego Orleanu nie znają cię. Nawet twoja własna rodzina. Całe swe dorosłe życie spędziłeś daleko, a przez dwa lata, które minęły od twego powrotu, wyrobiłeś sobie bardzo złą opinię. Mówię to, ponieważ cię kocham. Daj sobie spokój z koronkowymi mankietami, ubraniami sprowadzonymi z Paryża i dziecinnymi zakładami o to, za ile minut spadnie następny deszcz. Słuchając wymówek, Val zmienił się na twarzy. Najpierw zesztywniał, potem zmarszczył czoło, wreszcie jego twarz wykrzywił sardoniczny uśmiech. - No, no, baronowo - powiedział - kto by pomyślał, że to właśnie ty zaczniesz mnie wychowywać. Gdybym zaczął przestrzegać wszystkich konwenansów, z pewnością umarłbym z nudów. Albo, co gorsza, zdołałbym przeżyć... Nie interesuje mnie to, co mówią inni, dopóki nie mówią tego przy mnie. Bo wtedy znów muszę się pojedynkować. Michaela wzruszyła ramionami. - Nie umiem się na ciebie gniewać, Valmont. Już więcej nie będę próbowała cię zmieniać. Bądź taki, jaki jesteś. Najurokliwszy hulaka w tym, czy w jakimkolwiek innym kraju. Teraz, ku mojemu żalowi, muszę cię opuścić. Mam do napisania wiele listów. Ale, jeżeli nie jesteś nigdzie umówiony, zostań. Alfred i Gaston powinni wkrótce nadejść. - Muszę iść, Michaelo. Mam mnóstwo pracy na plantacji i chciałbym już tam być. Gdybym nie musiał ubierać grobów wraz z całą plejadą moich krewnych, w ogóle nie pojawiłbym się dzisiaj w mieście. Ale cieszę się, że przyjechałem. Przebywanie z tobą to najlepszy odpoczynek. Wrócę za cztery dni, na otwarcie sezonu operowego. Czy zaszczycisz moją lożę? Oczywiście twoi synowie też są mile widziani. Baronowa zaśmiała się zmysłowo. - Obawiam się, że to ucięłoby plotki. Kobieta pozostająca w namiętnym związku z mężczyzną, nigdy nie zabrałaby na spotkanie z nim swych synów. Ja też wynajęłam lożę. Musimy wymienić bardzo sztywne i formalne ukłony, a potem szybko odwrócić wzrok. To potwierdzi wszystkie podejrzenia plotkarzy. Obwieszę się klejnotami i jaskrawo wymaluję twarz, ~a la parisienne. Może pozwolę sobie na jeden błogi uśmiech... to może być zabawne. A teraz, idź już. Val zatrzymał się na środku otwartego placu i odwrócił się, by spojrzeć na budynki wznoszone przez Michaelę. Twierdziła, że inwestuje swój czas i pieniądze tylko dlatego, że musi coś robić, dopóki przebywa na wygnaniu. Poza tym, oczekuje, że się to jej zwróci z nawiązką. Val jednak wiedział, że kryły się za tym bardziej istotne powody, powody o których nie mówiła nawet dobremu przyjacielowi. Budowla była imponująca. Sześć kamienic, stojących jedna przy drugiej. Szeregi wysokich okien i drzwi powtarzały się rytmicznie na trzech piętrach. Żelazne kolumny podtrzymywały rząd balkonów z metalowymi balustradami