Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
I żaden nie mógłby tego zrobić z takim opanowaniem. Kiedy wskazano nam stolik, postawił torbę na podłodze i mocno ścisnął ją nogami. - Chcesz, żeby ktoś nas obrabował? - zapytałam. - Równie dobrze mógłbyś nieść plakat oznajmiający, że masz w tej torbie pieniądze. - Niekoniecznie - odparł Emerson, otwierając kartę z menu. - Mało prawdopodobne, żeby tak się stało - uspokoił mnie Ramzes. - Żaden złodziej nie okradłby Ojca Przekleństw. - Hmm... - mruknął Emerson, spoglądając na niego sponad menu. - To jeszcze jedno powiedzenie Dauda? Nie należy do jego najlepszych. Władczo skinął na kelnera. Kiedy już złożyliśmy zamówienia, oparł łokcie na stole i rozejrzał się ciekawie po sali restauracyjnej. Nie wszystkie stoliki były zajęte. Na „śmietankę” było jeszcze za wcześnie. Rozpoznałam jedynie lorda Edwarda Cecila i kilka osób z jego towarzystwa. Napotkawszy wzrok sir Edwarda, skinęłam mu głową, a on pospiesznie zgasił uśmiech na swej twarzy. - Kim są ci ludzie siedzący z Cecilem? - zapytał Emerson. Podałam mu ich nazwiska. - A ten gość, który uśmiecha się z taką wyższością do Cecila? - Nazywa się Aubrey Herbert - wyjaśnił Ramzes. - To jeden z towarzyszy Woolleya i Lawrence’a. Kiedyś był attache honorowym w Konstantynopolu. - Znasz go? - dopytywał się Emerson. - Przedstawiono nas sobie. - W oczach Ramzesa błysnęła iskierka rozbawienia. - Zdaje się, że on uważa mnie za okropnie źle wychowanego. - Nie powinieneś się przejmować opiniami takich osób - oświadczyłam z oburzeniem. - Zapewniam cię, mamo, że wcale się nie przejmuję. Czy mogę zapytać, ojcze, co wywołało twoje zainteresowanie tym człowiekiem? - Po prostu szukam kogoś - burknął Emerson. - Kogo? - Tego Hamiltona. Znasz go, prawda, Ramzesie? Możesz mi go wskazać? - Nie widzę go - odparł Ramzes. - Dlaczego sądzisz, że powinien tu być? - Mieszka w Savoyu, prawda? Wiem! - Emerson odepchnął krzesło. - Poślę mu na górę moją wizytówkę - zakomunikował i odszedł od stolika, wyszarpując coś z kieszeni. - Skąd to nagłe zainteresowanie majorem Hamiltonem? - zapytałam Ramzesa, dając kelnerowi znak, że może podać zupę. Nie było sensu czekać na Emersona; wróci, kiedy będzie chciał. - Nie wiem. - Mam nadzieję, że nie zamierza kłócić się z majorem. - A dlaczego miałby się z nim kłócić? - Major był wcześniej trochę niegrzeczny, ale Nefret powiedziała, że dla niej był czarujący. Och, mój drogi, nie sądzisz chyba, że twój ojciec zamierza ostrzec majora, żeby trzymał się z dala od niej albo... - Nie, nie sądzę. - A może chodzi o tę dziewczynkę. Może on... - Mamo, takie spekulacje to tylko strata czasu. Dlaczego nie jesz zupy, zanim ostygnie? - Spekulacje nigdy nie są stratą czasu - odparowałam. - To wycinanie uschniętych gałęzi w gąszczu przypuszczeń. Ramzes schował się za serwetką. - Coś ci wpadło do gardła? - zapytał jego ojciec, który właśnie wrócił i sadowił się na swoim miejscu. - Nie, ojcze. Zastałeś majora? - Ramzes był nieco zarumieniony. Miałam nadzieję, że nie ogarnia go gorączka. - Nie - odparł Emersonr zabierając się do zupy. Jadł bardzo szybko i kiedy tylko skończył, oznajmił: - Zostawiłem mu wiadomość, że jestem tutaj i chcę się z nim spotkać. Odpowiedź na tę wiadomość przybrała formę, której się nie spodziewaliśmy. Ramzes zobaczył ją pierwszy; wymamrotał coś i wskazał drzwi do jadami. - To tylko panna Molly - stwierdziłam. - Co tam burczałeś pod nosem? - Zaczynam o niej myśleć jak o Jonaszu - odparł Ramzes. - Nonsens - burknął Emerson i uśmiechnął się do filigranowej postaci. W tym samym momencie dziewczynka zobaczyła nas i podeszła do stolika afektowanym krokiem. Z tego kroku i z jej uradowanej twarzy wywnioskowałam, iż uważa, że wygląda na bardzo dorosłą. Jej różowa satynowa suknia wyglądała tak świeżo, że musiała ją dopiero co włożyć, a loki okalające jej buzię przytrzymywał wianuszek sztucznych różanych pączków. Ubiór czyni kobietę, jak zawsze mawiam; w tym odzieniu, które było bardziej odpowiednie dla młodej panny niż dla dziecka, wydawała się znacznie starsza. Panna Nordstrom podążała tuż za swoją podopieczną. Jej twarz była jeszcze bardziej posępna niż przy naszym pierwszym spotkaniu, i pomyślałam, że wygląda na bardzo zmęczoną. - Mam nadzieję, że jest już pani zdrowa - powiedziałam współczująco. - Dziękuję, pani Emerson. To była tylko lekka... hmm... niedyspozycja. Proszę wybaczyć, że przerwałyśmy państwu obiad. - Podeszła bliżej. - Chodź, Molly, nie każ panom stać. - Możemy usiąść z wami? - spytała dziewczynka. - Jak widzisz, niemal skończyliśmy obiad - odparłam. - Och, ja też... Nordie powiedziała, że mogę zejść na dół na coś słodkiego, jeśli wypiję całe mleko. A tutaj mleko jest naprawdę okropne. - Uśmiechnęła się do Emersona, który skłonił się przed nią z powagą. - Oczywiście, przyłącz się do nas, moja droga. I pani także, panno..